[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Przypuszczam, że wie pan, po co zaaranżowałem to spotkanie? - zapytał.Chesterfield wyczuł, że przekroczył granicę, kiwnął więc tylko rzeczowogłową.- Chodzi o strzał oddany u lady Montgomery?- Tak.- Nieprzyjemna sprawa.Cieszę się, że pańska narzeczona wyzdrowiała.Edmond nie starał się nawet zapytać, skąd detektyw o tym wie.Zbieranieinformacji to przecież jego fach.- Tylko wyjątkowe szczęście sprawiło, że nie została ciężko ranna albozabita - powiedział, ledwo tamując wybuch wściekłości.Ktoś zapłaci zazranienie Brianny.- Nie mogę pozwolić, żeby to zdarzyło się po raz wtóry.- Ja też nie.- Czy ktoś śledzi mojego kuzyna?- Dwie osoby.Niestety, żadnej z tych osób nie było w ogrodzie podczaszamachu.Edmond uzmysłowił sobie, jak bardzo jest uzależniony od tego człowieka,jeśli chodzi o zdobywanie informacji, które pomogłyby mu dokonać postępu wrozwikłaniu zagadki, komu zależy na zgładzeniu jego brata.- Jedna z tych osób zauważyła powóz, który odjeżdżał w pośpiechusprzed domu lady Montgomery kilka minut po strzale.Dlatego zwlekałem znawiązaniem kontaktu z panem.Liczyłem na to, że uda mi się.dowiedzieć, dokogo należy powóz i kto mógł nim jechać.- 121 -SR- I udało się?- Nie do tego stopnia, jakbym sobie życzył.- Chesterfield wyciągnął zkieszeni pomiętą kartkę papieru.- Co to takiego?- Mój człowiek spróbował odtworzyć trasę powozu.To miejsce, gdziewidział go po raz ostatni.- To chyba Piccadilly.Ten ktoś mógł jechać w dowolnym kierunku.- Dlatego nie spieszyłem się ze spotkaniem.Mój człowiek ciągle rozglądasię za tym powozem.Jest pewny, że go rozpozna.- Mało prawdopodobne.- Może i nie.- Chesterfield ponownie napełnił swoją szklaneczkę.-Przepytałem sąsiadów lady Montgomery i ich służbę.Istnieje prawdopodo-bieństwo, że ktoś mógł coś zauważyć, ale nie zdaje sobie sprawy, że to maznaczenie.- Co pan myśli o strzale?Chesterfield wypił całą zawartość szklaneczki i wpatrzył się w Edmonda.- Zanim odpowiem, chciałbym się dowiedzieć, co wydarzyło się międzypanem a pańskim kuzynem bezpośrednio przed oddaniem strzału.Edmond opisał Chesterfieldowi pokrótce przebieg wydarzeń.Detektywsłuchał w milczeniu, z coraz posępniejszą miną.- A więc to był pański pomysł, nie kuzyna, żeby wyjść na taras?- Tak.- I ani pan, ani pański kuzyn nie zapraszaliście panny Quinn na taras?- Nie, przecież powiedziałem wyraznie.- W takim razie to nie ona była celem zamachowcy.- Jasne, że nie.- Jest pan taki pewny.- Bo ja.- 122 -SREdmond urwał, uderzony pomysłem, który przyszedł mu nagle do głowy.Odrzucał myśl, że w zamach był zamieszany Thomas Wade.Ta bestia chciałazaciągnąć Briannę do łóżka.Nie brał pod uwagę możliwości, że zródłemzagrożenia dla Brianny mogło być ogłoszenie zaręczyn.Zakładał, że gdybykomuś zależało na zerwaniu zaręczyn, ofiarą ataku powinien być on.A przecieżktoś mógłby być na tyle zdesperowany, że mógłby chcieć zabić Briannę.- Chryste Panie!- No właśnie.Edmond zaczął gorączkowo przemierzać niewielki pokój.Nie, to nie dopomyślenia.- Nawet gdyby ona miała być celem, nikt nie mógł przewidzieć, że któreśz nas wyjdzie na taras.- Zgoda, to bez sensu.- Chesterfield rozłożył bezradnie ręce.- Myśli pan, że kryje się za tym Howard?- Nie.Chesterfield ponownie sięgnął do kieszeni.Tym razem wyjął notes.Kartkował go ze zmarszczonymi brwiami.- Mam go pod stałą obserwacją, nie spotyka się z żadnymi podejrzanymiosobnikami, którzy mogliby planować zabójstwo jego krewnych.- Może utrzymuje z nimi kontakty w jakiś inny sposób albo zdążył wydaćim rozkazy, zanim pańscy ludzie zaczęli go śledzić.- Niewykluczone.Wydaje mi się jednak, że Summerville nie spodziewasię w najbliższym czasie dojścia do majątku.A nawet odwrotnie.Chesterfield znalazł odpowiednią stronę w notesie i wręczył goEdmondowi, który rzucił okiem na trudne do odcyfrowania zapiski.- I co z tego?- To nazwa statku, na którym pański kuzyn zarezerwował kabinę, i dataodpłynięcia z Londynu.- 123 -SR- Rosalind".- Edmond wciąż nic nie rozumiał.- I dokąd ten statekpłynie?- Do Grecji.Wuj żony Howarda Summerville'a ma willę koło Aten i jestgotów udzielić im schronienia.Czyżby oznaczało to, że kuzyn przygotował alternatywny plan nawypadek, gdyby nie udało mu się zbrodnią utorować sobie drogi do książęcejfortuny? A może po prostu chciał uciec przed wierzycielami? - zastanawiał sięEdmond.Ani o krok nie zbliżył się do rozwiązania zagadki, kto pociągnął zaspust w ogrodzie lady Montgomery.Brianna nie chciała słyszeć o tym, że nie wydobrzała jeszcze na tyle, bywyjść z domu.Włożyła zieloną suknię przybraną czarną gazą i w tym samymkolorze spencerek i zażądała, by zaprzęgano do powozu.Nie zważając na dąsyJanet i uwagi lady Aberlane, kazała się wiezć na Bond Street.Musiała się wyrwać z domu.Miała dość siedzenia w swoim pokoju irozpamiętywania, jak kochali się z Edmondem i jak jej było dobrze w jegoramionach.%7ływiła nadzieję, że uda jej się o tym zapomnieć.Odwiedziła wiele sklepów, przymierzyła niezliczoną liczbę kapeluszy,wymieniała uprzejmości ze znajomymi lady Aberlane, z którymi starsza panizatrzymywała się na pogawędkę, ale nie uwolniła się od rozmyślania oEdmondzie Summerville'u.Może to nieuniknione, że obsesyjnie będzie krążyłamyślami wokół kochanka.A może jest słabym stworzeniem, które nie tylkoofiarowało Edmondowi na złotej tacy swoją cnotę, ale również swój rozum?Przecież zawsze sobie obiecywała, że to się nie zdarzy.Rozumiała, jakniebezpiecznie jest pozwolić się oczarować albo, co gorsza, ubezwłasnowolnić.I to blisko celu, o jakim marzyła od dziecka, o usamodzielnieniu się.W drodze powrotnej do Huntley House wszystkie trzy milczały jakzaklęte.Brianna rozpamiętywała wspólne chwile spędzone z Edmondem, aJanet i lady Aberlane wymieniały między sobą zatroskane spojrzenia.Wjechały- 124 -SRdo Mayfair
[ Pobierz całość w formacie PDF ]