[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Podjąłem kolejną próbę wydobycia informacji z Baraka. Sprawa owa musi mieć duże znaczenie dla twojego pana.Trudno wywrzeć nacisk na sędziegoForbizera. Forbizer troszczy się o swą skórę jak wszyscy prawnicy odrzekł z lekką pogardą w głosieBarak. Zdumiewają mnie twoje słowa przerwałem, by po chwili zapytać: Czyżbym miałkłopoty?Odwrócił się ku mnie. Nie, jeśli zrobicie o co was poprosi.Jak rzekłem, mój pan ma dla was zadanie.Dość na tym,liczy się czas.Wjechaliśmy we Fleet Street.Nad opactwem karmelitów unosił się wielki tuman kurzu, albowiemrozbierano właśnie jegobudynki.Brama była opleciona rusztowaniem, robotnicy zaś odłupywali dłutami elementy dekoracji.Jeden z nich zastąpił nam drogę, unosząc zakurzoną dłoń. Zatrzymajcie konie, wielmożni panowie! zawołał.Barak groznie zmarszczył brwi. Wykonujemy rozkazy lorda Cromwella.Z drogi!Mężczyzna wytarł dłoń o brudny fartuch. Przepraszam, wielmożny panie.Chciałem was tylko ostrzec.Za chwilę wysadzimy kapitularzkarmelitów.Hałas może spłoszyć konie. Słuchaj, człowieku. Barak przerwał nagle.Nad murem pojawił się czerwony błysk, a pochwili do naszych uszu dobiegła głośna eksplozja, silniejsza niż dzwięk gromu.Ogarnął nas obłok pyłu,a ciężkiemu odgłosowi spadających kamieni zawtórowały radosne okrzyki.Z pozoru narowista klaczBaraka jedynie parsknęła i szarpnęła w bok, lecz Chancery zarżał i stanął na tylnych nogach, niemalzrzucając mnie z siodła.Barak pochylił się i złapał wodze. Spokojnie, stary, uspokój się powiedział zdecydowanym głosem.Chancery natychmiaststanął na czterech nogach, choć drżał cały, a ja wraz z nim. Wszystko w porządku? zapytał Barak. Tak wykrztusiłem. Już dobrze.Dziękuję. Boże, ile tu pyłu. W mgnieniu oka ogarnął nas obłok kurzu przesycony drażniącą woniąprochu, powodując, że kaftan Baraka nabrał szarego zabarwienia. Przepraszam, wielmożnych panów! zawołał za nami przestraszony robotnik. Masz za co, głupcze! odkrzyknął przez ramię Barak.Skręciliśmy w Chancery Lane.Konie były nadal niespokojne, udręczone przez skwar i muchy.Wprzeciwieństwie do Baraka pociłem się obficie.Czułem wobec niego niechętną wdzięczność gdybynie on, pewnikiem wylądowałbym na ziemi.Przez chwilę spoglądałem z tęsknotą na znajome wrota Lincoln's Inn, gdy Barak skręcał w bramę RollsHouse znajdującą się dokładnie naprzeciw niej.Pośrodku zespołu budynków stał duży masywnykościół.Na zewnątrz spostrzegłem strażnika z pikąw żółto-niebieskich barwach Cromwella.Barak pochylił się w siodle i pstryknął palcami na pachołka,aby odprowadził konie do stajni.Otworzył ciężkie drzwi kościoła i weszliśmy do środka.Wszędzie walały się zwoje pergaminuprzepasane czerwoną tasiemką, dokumenty złożone przy ścianach z wyblakłymi freskamiprzedstawiającymi sceny biblijne tworzyły stosy przy ławkach.Tu i ówdzie kręcili się sekretarzesądowi w poszukiwaniu spraw precedensowych.Jeszcze więcej czekało w kolejce przed drzwiami dokancelarii urzędu sześciu sekretarzy po nakaz sądowy lub wyznaczenie daty przesłuchania.Nigdy tu nie zaglądałem, albowiem w rzadkich przypadkach, gdy to było konieczne, wysyłałemsekretarza, żeby zajął się żmudną robotą papierkową.Popatrzyłem na niekończące się rzędy zwojów,a Barak podążył za moim wzrokiem. Duchy starych %7łydów kiepską tu mają lekturę zauważył. Chodzcie za mną, tędy.Rzekłszy to, poprowadził mnie do kaplicy odgrodzonej murem, przed którym dostrzegłem innegostrażnika w barwnej liberii.Czyżby Cromwell nie ruszał się nigdzie bez zbrojnej straży? Barak zapukałdelikatnie i weszliśmy do środka.Wziąłem głęboki oddech, czując, jak serce wali mi w piersi.Malowidła ścienne w bocznej kaplicy zostały pokryte tynkiem, gdyż Thomas Cromwell nienawidziłbałwochwalczych dekoracji.Kaplicę przekształcono w duży gabinet z kredensami i krzesłamistojącymi przed ogromnym biurkiem oświetlonym promieniami słońca wpadającymi przez witraż.Cromwell najwyrazniej wyszedł.W kącie, za mniejszym biurkiem, siedział niski znajomy człowieczekubrany w czarną szatę Edwin Grey, sekretarz lorda Cromwella.Służył on u niego od piętnastu lat,w czasach gdy hrabia pracował jeszcze u kardynała Wolseya.Kiedy byłem w łaskach, załatwiałemwiele spraw prawnych za jego pośrednictwem.Grey wstał i ukłonił się.Na jego okrągłej różowejtwarzy widniał wyraz zaniepokojenia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]