[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kasia odwróciła się i wybiegła.Czuła, \e załamał się pod nią świat.Nie usłyszałanawet zachrypłego głosu pijanego Miti, który wybałuszał na nią świecące gały i po pijanemuwarczał:- Kudy jdesz, durna?I usiłował wstać, machając ramionami.Ale zachwiał się i runął na Ksenię, która siedziała zpodkurczonymi nogami.- Poczekaj na mene! - na oślep wyciągał ręce i próbował się dzwignąć.Rąbnął głową o stołek,a\ tąpnęło.Mimo to powoli unosił się i musiało mu coś zaświtać w głowie, bo ukląkł na jednokolano i cię\ko się rozglądając, ponuro mamrocząc, spytał:- De ja? Szczo ja tut robliju?Nie wytrzymał jednak długo na stojąco i runął na podłogę, waląc głową w twarde deski.Ale Kasia ju\ tego nie słyszała.No, to koniec, pomyślała i poczuła jak coś w niej łka.Słyszała w sobie skowyt zbitego, zakatowanego na śmierć zwierzątka.śycie w niej pękło.śycie, miłość i świat.Wszystko straciło sens.Nic do niczego nie pasowało.Wszystko byłowredne, chore i brudne.Odpłynęła wielka miłość, zauroczenie i dawna, błoga cisza, w którejrozpoznawała jego kroki.Tak strasznie go kochała.A teraz stanęła na krawędzi rozpaczy.Musi sobie odebrać \ycie.Tak, musi sobie odebrać \ycie.Tylko jedno jej zostało.Pozbawił jąhonoru.Zdradził, oszukał.Podetnie sobie \yły.Musi z sobą skończyć.Bo \ycie nie mo\e byćzałgane i pełne błota.Musi się na czymś trwałym opierać.Musi mieć mocne funda-366roenty.A ona straciła grunt pod nogami.Matka ją zawiodła.Mą\ zdradził.A najlepszaprzyjaciółka oszukała.Nikomu ju\ nie ufa.Nikomu nie wierzy.Zobaczyła upiorną twarzzdrady.I usłyszała szyderczy chichot \ycia.Ona ju\ nie ma \ycia.śycie ju\ nie ma sensu.Miłość nie ma sensu.Nic nie ma sensu.Szła z opuszczoną głową, przygnieciona cię\kimgłazem obłudy.Dzwiganie tego było ponad jej siły.Wciągał ją jakiś ciemny wir śmierci.Zapomniała nawet o dzieciach.Zabije siebie.Nie ma wyjścia.Nie zniesie poni\enia i hańby.Idzieci zabije.Niech odejdą razem z nią.By nigdy nie cierpiały tak jak ona.Najpierw zabijedzieci, a potem siebie.Uniewa\niał się w niej świat.Szła otępiała i obolała.Powoliopuszczały ją wściekłość, udręka i \al.Jednego teraz tylko chciała na pewno - śmierci.Szybkiej, bezbolesnej śmierci.Zwiat pokrywał się mgłą i ona właśnie w tej mgle i w ciszydokądś szła, dokądś podą\ała.Nie czuła mrozu, który zamieniał jej oddech w krople lodu.Pomyślała, \e najlepiej byłoby umrzeć od razu, tutaj, w głębi tej gęstej bieli, pośródnieskończonych, lśniących śniegów.Uniosła do góry głowę i zobaczyła, \e przed nią nie ma\adnego domu, \adnej zagrody, tylko pustka i cisza.367UMIERANIENie zauwa\yła, kiedy wyszła poza wieś.Daleko widniała ściana czarnego boru.Ale kiedypatrzyła na ten bór, nic nie czuła.Kiedyś wzruszała ją grudka śniegu, gałązka jarzębiny,gwiazdka na niebie, a teraz nic.Jakby w środku była wypalona i martwa.Ju\ nawet płaczuduszy nie czuła.Choć jeszcze przed chwilą zdawało się jej, \e wszystko w niej skowyczy ijęczy.Chyba wypłakałam dzisiaj wszystkie łzy, pomyślała.Przypomniała sobie jak przezmgłę stół i siebie łkającą.Ale i tego ju\ nie czuła.Wszystko uciekło, ukryło się, znikło.I nicnie było wa\ne.Bo\e, pomyślała, jak mądrze stworzyłeś człowieka, gdy chce umrzeć.Odbierasz mu moc odczuwania \ycia.Odbierasz wszelki sens i wartość.Człowiek, który chcesię zabić, przestaje istnieć ju\ wcześniej.Tylko ciało jeszcze \yje.Dusza ju\ jest martwa.Chciała zapomnieć o sobie, świecie, o wszystkim.Tylu ju\ ludzi odeszło, więc i ona odejdzie.Aagodnie, bez bólu i w ciszy.Poszukaławzrokiem jakiegoś drzewa.Usiadła, oparła się o pień, odrzuciła ko\uszek i zamknęła oczy.Przez chwilę ostre zimno targnęło jej ciałem.Skurczyła się i pomyślała, \e Bóg jeszcze dajejakieś znaki.Ale i o tym po chwili zapomniała.Poczuła się błogo.Napływał spokój, ukojeniei robiło się coraz cieplej, przyjemnie i odpływała ku mlecznym, biały krajobrazom.Jeszczezdołała pomyśleć, Bo\e, jaki jesteś łaskawy dla mnie, pozwalasz mi odejść bez bólu icierpienia.Dzięki Ci panie za to.Czuła, \e odpływa na zawsze.I kiedy traciła ju\ pamięć ikrew w niej zastygała, jakiś daleki głos zawołał:- Dzieci! Kasiu, dzieci!Chciała się jeszcze otrząsnąć, wyrwać na moment z tego letargu, bo ten głos ją zabolał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]