[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bądź co bądź było to narzucanie się.Jednak nie miałem wyboru, ani tym bardziejsilnej woli.Spojrzałem w niebo.No tak, to by było na tyle, jeśli chodziło o słońce.Pewnie przez najbliższy rok już tu nie zawita.Na podjeździe, o dziwo, stałsamochód.Zmarszczyłem brwi na ten widok.Nie wiedziałem, że miała prawo jazdy.Dlaczego więc chodziła do szkoły pieszo?Nie zdążyłem dłużej się zastanowić, gdyż wreszcie otworzyły się drzwi.Alezamiast wytęsknionej sylwetki Emily zobaczyłem rozświetloną uśmiechem twarzwysokiego blondyna.Krew zastygła mi w żyłach, gdy zaraz potem zobaczyłemsamą Emily, która pocałowała go w policzek na pożegnanie.Musiałem podeprzeć się o skrzynkę na listy.Ma już kogoś.Te słowa raz poraz odbijały się echem w mojej głowie.Nawet mnie nie zauważyła.Z naciągniętym na głowę kapturem energicznieszła przed siebie.Przybrałem obojętną maskę.W końcu nasze spojrzenia sięspotkały.Stanęła jak wryta.– Nate? – spytała zdziwiona.– Co ty tu robisz?No cóż, miała prawo się mnie nie spodziewać.Nie powinno mnie to dziwić.Ale wszystkie racjonalne myśli zastępowała teraz twarz blondyna, którą miałemochotę zmieść z powierzchni ziemi.Wywróciłem teatralnie oczami.220– Skoro już mamy być przyjaciółmi, trzymajmy się chociaż utartych zasad –odparłem siląc się na przekorę.– A zasada pierwsza kodeksu przyjaciół brzmi:razem pokonują drogę szkoły.– A co z drogą do domu? – zapytała w dużo lepszym humorze, podchodzącbliżej.– To już druga zasada – uśmiechnąłem się lekko.Odpowiedziała tym samym.Nadal był to ten sam uśmiech, na widok któregozalewała mnie fala gorąca.Ale mimo to nie potrafiłem się oprzeć uczuciu, że dotamtego także się tak uśmiechała.Ruszyliśmy w milczeniu.Chciałem wrócić do domu.Żałowałem, że w ogóleto zrobiłem, że tu przyszedłem.Ból w okolicach serca nasilał się z każdą minutą.Musiałem go przerwać.– Nie wiedziałem, że masz chłopaka – wymamrotałem chcąc wreszcie miećjasność.Emily uniosła brwi, zbita z pantałyku.Nieoczekiwanie zaśmiała się, jakbympowiedział coś wyjątkowo zabawnego.Tyle że ja nie widziałem w moimstwierdzeniu niczego śmiesznego.– Chodzi ci o Michaela? – spytała kręcąc głową z dezaprobatą.– On nie jestmoim chłopakiem.To mój brat – oświadczyła wesoło.Brat? Jej brat? Nie mogłem wyjść z szoku.Nie mówiła, że ma rodzeństwo.Ale skoro to jej brat… Mimo usilnej próby, nie potrafiłem ukryć ulgi, która spłynęłana mnie, niczym kojący balsam.Poczułem, że zaczynam wracać do życia.Uśmiechzadowolenia samoczynnie wszedł mi na usta.– Twój brat? – upewniłem się.Po raz kolejny zaśmiała się.Byłem przekonany, że to najpiękniejszy śmiechna świecie.Naprawdę.– Tak, przyjechał na dzień, może dwa…– A ja myślałem.– pokręciłem głową z niedowierzaniem.Podczas, gdy ona opowiadała coś z ożywieniem, moje myśli powędrowały wzupełnie innym kierunku.Musiałem jak najszybciej to wszystko zakończyć, znaleźć221go.Znaleźć Stróża.Byłem pewien, że nie dam rady ukrywać dłużej przed nią swoichuczuć.To się robiło coraz trudniejsze.Ostatni raz postanowiłem być Nathanielem Upadłym.***Przez dwa tygodnie robiłem wszystko, by dowiedzieć się, kim był StróżColina.Dwa bite tygodnie.I co?No i właśnie nic.Żadnych poszlak, śladów, czegokolwiek.Zero.Sarfael także swoje rozeznaniezakończył z pustymi rękoma.Przecież to niemożliwe.Musieliśmy coś przeoczyć.Jak głupi siedziałem na kole szachowym, prześwietlając wszystkich jegoczłonków.Nie było ich zbyt wielu i musiałem przyznać, że żaden z nich nienadawałby się na Stróża.Ale mimo faktu, że podejrzewałbym ich jako ostatnich obycie archaniołami, wciąż miałem nadzieję, że to jednak któryś z tych szalonychmózgowców.Nie potrafiłem nacieszyć się Emily.Spędzałem z nią większość dnia, a raz,czy dwa przyszedłem wieczorem pod jej okno.Tak po prostu.Chciałem zobaczyć,jak krząta się po domu.Wiedziałem, że to natrętne, a wręcz bezmyślne, ale niepotrafiłem sobie tego w żaden sposób odmówić.Zdobyłem się na pokazanie jej mojej ulubionej plaży nad jeziorem ispędzaliśmy tam praktycznie każdą wolną chwilę.A ja z dnia na dzień corazbardziej utwierdzałem się w przekonaniu, że nie mógłbym już bez niej żyć.Była miniezbędna niczym tlen, z tą różnicą, że tlenu nie potrafiłbym obdarzyć tak głębokimi jednocześnie obsesyjnym uczuciem jak ją.W tych nielicznych momentach, gdy niebyliśmy razem, czułem praktycznie fizyczny ból.Jakby każda komórka ciała byłaświadoma jej nieobecności i kazała mi jej szukać [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl