[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Wiem, ale do kogoś przecież należał.Willie popatrzył na podłogę.Jego oczy były niespokojne.Błądził wzrokiem po zakurzonej posadzce, jakby śledziłbiegające szczury.- Czyj to był portfel?- Mężczyzny.- Jakiego mężczyzny?- Mówią na niego nieznajomy.- Tego, który umarł w pożarze?Willie pokiwał głową, odwrócił się od Cassidy i odwiesiłwidły na ścianę, obok łopaty.Konie kręciły się i żuły siano,szczerzyły zęby i głośno parskały.W stajni było gorąco.Przy oknach latały muchy.Pod krokwiami, przy swoichdelikatnych gniazdach uwijały się osy.Serce Cassidy biło mocno, była pewna, że Willie jesłyszy.Obiema rękami przeczesała włosy, oparła się o386 ścianę i zamrugała oczami.- Wiesz, kim był ten mężczyzna, prawda? - spytałaszeptem.Willie potrząsnął przecząco głową tak gwałtownie, żeślina kapnęła mu z ust.- Wiesz.- Nie!Podeszła do niego powoli.- Willie?Poruszał szczęką.Wytrzeszczył oczy.- To nie był nikt stąd i to nie był Brig.Przysięgam naBoga, Cassidy, to nie był Brig.Rozpacz zacisnęła jej na sercu zimne macki.- Nie pytałam cię, czy to był Brig.- Wszystko jej siętrzęsło w środku.Willie wybiegł ze stajni.Słońce mocnoprażyło.Od ziemi bił skwar, którego nie łagodził nawetnajmniejszy powiew wiatru.Willie wybiegł przez furtkę na zakole strumyka Lost Dog,ku wierzbom, gdzie bawiła się jako dziecko, gdzieprzyłapała Derricka z czarnowłosą dziewczyną, gdziewśród kołyszących się gałęzi znalazł ją Brig.Usiadł na płaskim kamieniu i wpatrywał się w cienkistrumień wody, który spływał w suchym jak pieprzwąwozie.Poczuł, że Cassidy stoi za nim, ale nie odwróciłsię.- To się stało tutaj.Przy tym strumieniu.- Powiedziałnagle zdławionym głosem.- To dlatego ogłupiałem.- Nie jesteś.- Jestem! Wiem, co o mnie mówią.Głupi jak but.półgłówek.porąbany jak kilo gwozdzi bez łebka.stuknięty sukinsyn.idiota.Wiem, Cassidy.387 Poczuła głęboko w sercu ból.Dotknęła jego ramienia, alestrząsnął jej rękę.- Wiesz, że jestem twoją siostrą?- Nie rozumiem.- Mamy tego samego ojca.- Jestem za głupi, żeby to zrozumieć.- To.tak jak z końmi, Willie.Wiesz, że jeden ogier możebyć z różnymi klaczami i.- Ludzie to nie konie, Cassidy! Aż tak głupi nie jestem!- Nieważne.Nie wierz we wszystko, co mówią ludzie.Tooni są głupi.Przyklęknęła przy nim.Pociągnął głośno nosem.Miałczerwone oczy i cały czas mrugał, ale nie płakał.Jużdawno temu nauczył się skrywać emocje.- Opowiedz mi o Brigu.Dlaczego był tam z Chase em?Willie potrząsnął głową.- Nie wiem.- Ale go widziałeś?- Ja.byłem w szopie.- Z trudem przełknął ślinę.-Widziałem Chase a i jakiegoś mężczyznę.- Briga?Potarł mocno nos, jakby ten ruch pomagał mu sięskoncentrować.Pisnął.- Było ciemno.- Ale go widziałeś.Willie przestał się ruszać i myślał.- Co tam robiłeś?- Patrzyłem.- Na co?- Nie wiem.- Odwrócił się do niej twarzą.- Zawszepatrzę.Patrzę na ciebie.Na Chase a.Patrzyłem na Angie.-388 Wstał, oparł się o pień drzewa i wskazał ręką w górę nanajniższe gałęzie starego konaru.- Widzisz? To teżwidziałem.- Co? - Zmrużyła oczy w słońcu.Gałęzie kołysały się nawietrze.Cienie igrały na ziemi.Oczy Cassidy powolioswoiły się ze światłem.Zobaczyła serce wyryte na pniudrzewa.W sercu wyżłobione było imię Angie.Cassidyprzypomniała sobie, że pod tym drzewem rozmawiała zBrigiem, a on bawił się kozikiem.Z kołaczącym sercemzastanawiała się, czy to on wyrył imię jej siostry na pniu.- Nie wiedziałaś, że to tutaj jest, co?- Nie.Nigdy tego nie zauważyłam.- Bo nie patrzyłaś.- Co jeszcze widziałeś, Willie?Patrzył na nią nieruchomymi, błękitnymi oczami.Uśmiechnął się.Cassidy poczuła, że zerwał się wiatr.- Wszystko.Odwrócił się i ruszył w kierunku stajni.- Wszystko widziałem.Przez resztę popołudnia Cassidy pracowała nadartykułem.Pół tego czasu zajęło jej spławianie BillaLaszlo, który kilka razy dzwonił do niej do domu i dwarazy przygwozdził ją w redakcji.Teraz znowu ją dręczył.- Bez komentarza mi nie wystarczy - ostrzegł.- Nie mam nic więcej do powiedzenia.- Mimo że nasz nieznajomy przyjaciel umarł? - Przysiadłna brzegu jej biurka [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl