[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. mogły już nic widzieć, co się działo wokoło nich.Jeden tygrys wielkim skokiem w górę zdołał uczepić siępazurami gałęzi drzewa, na które schroniło się dwóch czy trzechchikarisów; pochwycił najbliższego i ściągnął go na ziemię. Ale strzelajcie przecież,  wołał kapitan Hod do dostawcy ijego towarzyszy, zapominając, że ci nie mogą go dosłyszeć.My już nie mogliśmy udzielić żadnej pomocy: wystrzeliwszynaboje, mogliśmy być tylko biernymi widzami walki.W przegrodzie obok nas, zamknięty ogromny tygrys takgwałtownie rzucał się i miotał, iż klatka najpierw zachwiała sięsilnie, aż się niebawem przewróciła.Potłuczeni zdołaliśmypodnieść się na kolana.Przegrody nie pękły.ale nie mogliśmyteraz nic widzieć.Słyszeliśmy tylko przerażający krzyk, ryki iwycie.Zdawało się, że szaleje coraz krwawsza walka.Co siętam działo? pytaliśmy.Czy zwierzęta pouciekały z klatek, czyrzuciły się na Mateusza Van Guitt?& Czyby pantery i tygrysydostały się na drzewa i mordowały Hindusów?&Cały kwadrans przetrwaliśmy w takiem położeniu, któregominuty wydawały nam się długie jak wieki.Nareszcie odgłoswalki zaczął powoli przycichać, ryk i wycie były słabsze, tygrysyzamknięte w przyległych obok nas przegrodach nie rzucały siętak wściekle; czyżby mordy już ustały?Wtem usłyszeliśmy, że z trzaskiem zamknięto drzwi kraalu, apotem Kalagani zaczął przyzywać nas głośno.Fox takżekrzyczał co miał sił:  Panie kapitanie!& panie kapitanie!& Jestem tu!  odezwał się kapitan.Posłyszano go i wnet uczuliśmy, że klatka się podnosi.Zachwilę byliśmy wolni. Fox! Storr!  krzyczał kapitan, zaniepokojony o swychtowarzyszy. Jesteśmy! jesteśmy!  odpowiedzieli.%7ładen nie był ranionym; Mateusz Van Guitt i Kalagani takżewyszli cało.Na ziemi leżały zabite dwa tygrysy i pantera, innezwierzęta wybiegły z kraalu, którego bramę zamknął terazKalagani.Byliśmy więc już zupełnie bezpieczni.Szczęściem żaden z jeńców dostawcy nie zdołał wyrwać się zklatki, a nadto młody tygrys złapał się jakby w pułapkę wprzewracającą się klatkę, która upadła na niego.Tak więcpozyskał brakującego mu jeszcze tygrysa  ale jakże go drogokosztował.Pięć bawołów rozszarpały mu dzikie zwierzęta, inneuciekły, a trzech Hindusów strasznie pokaleczonych leżało naziemi, brocząc we krwi.Rozdział VI Rozdział VIPO%7łEGNANIE Z MATEUSZEM VAN GUITT.rzez resztę nocy nie nastąpił żaden wypadek ani wkraalu, ani poza jego obrębem.Tym razem rzeczywiście drzwibyły dobrze zamknięte.Jakim sposobem mogły otworzyć się wchwili napadu dzikich zwierząt, skoro Kalagani zapewniał, żesam założył żelazne przytwierdzające je sztaby, do tej chwilipozostało dla nas niewytłumaczonem.Rana kapitana Hod dolegała mu bardzo, choć było to tylkomocne rozszarpanie ciała; gdyby sięgnęło głębiej, mógłby utracićwładzę w prawej ręce.Co do mnie, stłuczenie się od owegoupadnięcia, gdy tygrys ogonem przewrócił mnie na ziemię, byłotak lekkie, że nic go już nie czułem.Postanowiliśmy wrócić do Steam-House jak tylko dzieńzaświta.Mateusz Van Guitt nie robił sobie wiele z całej tej przygody;żal mu było tylko biednych poranionych Hindusów i bawołów,które postradał właśnie w chwili, gdy myślał o opuszczeniuTarryani. Nieodłączne to od mego powołania,  rzekł  i miałemjakieś przeczucie, że mnie spotka tu jakiś przykry przypadek. jakieś przeczucie, że mnie spotka tu jakiś przykry przypadek.Dzień zaczynał świtać, gdy serdecznem uściśnieniem dłonipożegnaliśmy Mateusza Van Guitt, który dał nam Kalaganiego itrzech Hindusów, aby nas przynajmniej przeprowadzili przez las.W powrocie nie spotkała nas żadna przygoda; nigdzie niebyło ani śladu tygrysów lub panter.Co do bawołów zbiegłych zkraalu, to te albo zostały poszarpane przez dzikie zwierzęta, lubzabłąkały się gdzieś tak daleko, że nie można było obiecywaćsobie, aby wiedzione instynktem powróciły do kraalu.Gdyminęliśmy las, Kalagani i dwaj Hindusi opuścili nas, a w godzinępózniej byliśmy w Steam-House.Opowiedziałem Banksowi smutne nasze przygody; niepotrzebuję mówić, jak szczerze winszował nam, że się na temskończyło.Najczęściej ani jeden z napadniętych nie powraca zpodobnych napadów, aby mógł je potem opowiedzieć.Biedny kapitan musiał, chcąc nie chcąc, kilka dni nosić rękęna temblaku, ale Banks, który był trochę doktorem, zapewniłnas, że rana się prędko zagoi.Kapitan mógł nadto się tempocieszyć, że zabił czterdziestego dziewiątego tygrysa.Nazajutrz, 27.sierpnia, popołudniu, nagle psy zaczęłyszczekać radośnie, zobaczywszy pułkownika Munro,wracającego do sanatorjum wraz z Mac-Neilem i Gumim.Ucieszyliśmy się wszyscy widząc, że powraca zupełnie zdrów,bo ta nieobecność jego nabawiła nas wielkiego niepokoju.Banks pierwszy wybiegł naprzeciw niego, uścisnął serdecznie,wlepiając weń pytające spojrzenie.  Daremnie!  odpowiedział tylko sir Munro.Odpowiedz ta oznaczała nietylko, że poszukiwania na granicynepalskiej nie odniosły żadnego skutku, ale także żeby niezadawano mu żadnych pytań i nic o tem nie mówić.Tak więc dopiero wieczorem dowiedzieliśmy się od Mac-Neila i Gumiego, że pułkownik Munro chciał zwiedzić tę częśćHindostanu, w której ukrywał się Nana Sahib przed ostatniempojawieniem się jego w prezydenturze Bombaju.Celem tejwycieczki było wyśledzenie, co się stało z towarzyszami naboba;czy nie pozostały jakieś ślady ich przejścia przez granicęindochińską; i czy, jeśli nie sam Nana Sahib, to przynajmniejBalao Rao nie ukrywał się w tych okolicach, nie podlegającychwładzy angielskiej.Wszelkie poszukiwania doprowadziły downiosku, że wszyscy powstańcy opuścili już te strony; nigdzie niebyło najmniejszego śladu ich pobytu, ani obozowiska, w któremto odbył się fałszywy pogrzeb Nany Sahiba; nie można byłodowiedzieć się nigdzie nic, gdzie się podział Balao Rao i jegotowarzysze.Nie można więc było myśleć o wymiarzesprawiedliwości i ukaraniu naboba, skoro on został zabity wgórach Sautpurra, a jego banda rozprószona szukała zapewnieschronienia poza granicami Hindostanu.Postanowiono tedy, żeopuścimy granicę himalajską i zwróciwszy się na południe,ukończymy tym szlakiem naszą podróż z Kalkutty do Bombaju.Mieliśmy odjechać za tydzień, t.j.3.września, aby kapitanHod miał czas wyleczyć się zupełnie z rany, a pułkownik Munrowypocząć po trudach męczącej wycieczki [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl