[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedy wszyscy poszli i Trabb ze swymi ludzmi (ale bez swego chłopaka, którego napróżno szukałem) zapakowali swoje przybory do walizek i również się oddalili, w domuzapanowała zdrowa atmosfera.Wkrótce potem Joe, Biddy i ja zjedliśmy zimny obiad, ale nie w naszej starej kuchni, tylko w bawialni.Joe ogromnie starannie manipulował nożem iwidelcem oraz używał solniczki, tak że poczuliśmy skrępowanie.Ale po obiedzie, gdyporadziłem mu wziąć fajkę i razem przeszedłszy się do kuzni usiedliśmy na wielkim kamieniuprzed drzwiami, powróciła dawna swoboda.Spostrzegłem, że po pogrzebie Joe przebrał się iwłożył coś pośredniego pomiędzy swym niedzielnym strojem a roboczym ubraniem.W tejodzieży kochany przyjaciel wyglądał naturalnie i na tego, kim był naprawdę.Moje pytanie, czy mogę przespać się w moim dawnym pokoiku, sprawiło mu wielkąprzyjemność.Mnie było równie przyjemnie, gdyż zdawało mi się, że wyświadczam muwielką łaskę tą propozycją.Kiedy nadszedł wieczór, znalazłem chwilkę, by wyjść z Biddy do ogrodu napogawędkę.- Biddy - powiedziałem - zdaje mi się, że to ty powinnaś była napisać do mnie o tychsmutnych sprawach.- Doprawdy, mr Pip? - odpowiedziała Biddy - z pewnością bym napisała, gdybymwiedziała, że należy to zrobić.- Nie sądz, Biddy, że chcę ci dokuczyć, ale wydaje mi się, że twoim obowiązkiembyło to wiedzieć.- Doprawdy pan tak sądzi, mr Pip?Odpowiadała z takim spokojem i było w niej coś tak uczciwego, dobrego i pięknego,że porzuciłem ten temat nie chcąc, by się znowu rozpłakała.Spojrzałem na nią, gdy tak szła obok mnie ze spuszczonymi oczyma, i rzuciłem tylko:- Myślę, że będzie ci teraz tu trudno pozostać, Biddy?- O, nie mogę nawet tu zostać - odparła z prawdziwym żalem w głosie, ale tonemcałkiem zdecydowanym.- Rozmówiłam się już z mrs Hubble i jutro się do niejprzeprowadzam.Myślę, że we dwoje będziemy mogli zaopiekować się z daleka mrGargerym, dopóki się jakoś nie urządzi.- Co będziesz robiła, Biddy? Jeżeli trzeba ci pie.- Co będę robiła? - przerwała mi pośpiesznie Biddy z nagłym rumieńcem napoliczkach.- Powiem panu, mr Pip.Będę się starała o posadę nauczycielki w nowej szkolewiejskiej, którą właśnie wykańczają.Polecą mnie na pewno wszyscy sąsiedzi.Mam nadzieję,że potrafię być pracowita i cierpliwa i że ucząc innych będę się sama kształciła.- Wiem, mr Pip - ciągnęła dalej z uśmiechem, podnosząc na mnie spojrzenie - żeterazniejsze szkoły są inne od dawnych, ale nauczyłam się wiele od pana w ciągu tych lat izdaje mi się, że zrobiłam duże postępy. - Mam wrażenie, że ty w każdej dziedzinie wciąż robisz postępy, Biddy -zauważyłem.- Ach, chyba tylko w wadach - szepnęła Biddy.Były to raczej myśli na glos wypowiedziane niż wyrzut, toteż nie podjąłem tych słów iszedłem u jej boku w milczeniu, spoglądając na jej spuszczone powieki.- Nie znam szczegółów śmierci mojej siostry, Biddy - poprosiłem wreszcie.- Niewiele jest do opowiadania.Biedactwo - oświadczyła dziewczyna - miała jeden zeswoich przykrych ataków.Chociaż ostatnio, zwłaszcza przez ostatnie cztery dni czuła się owiele lepiej.Po południu, w porze podwieczorku zeszła na dół i wypowiedziała całkiemwyraznie:  Joe.Ponieważ nie zdarzało jej się od bardzo dawna, żeby mówiła, pobiegłam dokuzni, aby sprowadzić mr Gargeryego.Pokazywała mi gestami, że chce, aby usiadł bliskoprzy niej i abym ja założyła jej ramiona jemu na szyję.Zrobiłam to, a ona złożyła głowę najego ramieniu i siedziała tak cicho, szczęśliwa.Powiedziała jeszcze raz  Joe, a potem wybacz i jeszcze pózniej  Pip.Więcej nie podniosła głowy, a w godzinę potemskładaliśmy ją na łóżku.Już nie żyła.Biddy płakała, a mnie mroczniejący ogród i ścieżka, igwiazdy, które właśnie ukazywały się na niebie, zamazywały się przed oczyma.- I nigdy nie doszliście prawdy?- Nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl