[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zaniepokojony Nagar rzucił siędo pokoju z dalekopisami, węszył jak ogar, grzebał w zwojach zadru- kowanychtaśm, przerzucał je za siebie, klął pomocnika Hindusa, Trompette potrząsałapyskiem pełnym szeleszczących wstęg, powiązani białymi skrętami serpentynwyglądali jak współczesna grupa Laokoona w szydliwym projekcie Salvadore Dali.- Jest.Mam nareszcie!- krzyczał podrygując, a suka próbowała chwycić kręcone końce taśmy, ucieka-jące jej sprzed pyska.- Ona wie.Ona już rozumie, że to była ważna wiadomość, a tyś, senna kukło,prze- gapił wymyślał urzędnikowi, który niewiele się tym przejmował, patrzyłrzewnie, usta mu się składały jak do płaczu, zbyt jawnego, żeby był prawdziwy.Nagar ucichł, głaskał po ciemnej dłoni i na pocieszenie ucałował w policzek.Istvan widział, jak tamten za plecami szefa uśmiechnął się zadowolony i zapaliłpa- pierosa.- Wszystkiego muszę sam doglądać- żalił się Nagar.- Popatrz.Ważna depesza: deklaracja Ti- to,Nasera i Nehru na wyspie Brioni,oczywiście u nas kolejność nazwisk zmienimy, Nehru pójdzie pierw- szy.Popierajądążenia wyzwoleńcze Algieru.Teraz rozumiem, dlaczego się tu kręci Sheriff,prawdziwy Rifen z Atlasu, szuka dojścia do korpusu dyplomatycznego.Przedstawiciel państwa, które jest jeszcze prowincją francuską, i członek rządu,który nie pozwala się nawet fotografować.Co za czasy!- zacierał dłonie.- Urodzaj na wydarzenia, dobrze być choćby depeszowcem.Telefon naglił i Tereyczując, że przeszkadza, zaczął się żegnać.- Gwałt, całe życie krzyk nade mną, że świat się pali- ciągnął go Nagar z powrotem do stołu- ale jeszcze ten kieliszek burgunda musisz wypić.Dobry rocznik, od ambasadoraStrovskiego dostałem, jego rodzina, jak i moja, też z Polski, ale to galicyjskihrabia ten nasz ambasador, choć zna tylko dwa słowa po polsku, oba paskudne.I wierz tu w sentymenty, w dziedzictwo krwi.No, jak kuropatwa?- dziobnął wi- delcem, pomagając sobie palcami oderwał płat mięsa z piersi,utaplał w złotym sosie i żuł ze smakiem.- Nie musi długo kruszeć, poleży pół dnia w serwatce i już łapie wiatr- z lubością posługiwał się myśliws- kimi terminami.- Jedz, Istvan, nie oglądaj się na mnie.Tego ci twój kucharz nie potrafiprzyrządzić.Chodził po pokoju, obgryzione kostki ciskał w żar kominka, palcedał suce do oblizania, a potem wy- tarł o taśmy dalekopisu, które przywlókł ażdo jadalni uczepione na bucie.- Ser? Kawa i koniak? Ach, barbarzyńco, barbarzyńco, tak jakbyś się ubrał wefrak, a zapomniał skar- petek do lakierków.No, skoro musisz, to uciekaj- klepał go serdecznie.- Ja wiem, co cię pędzi.Rozum- nie sprzedawaj parogodzinną przewagę nad całąambasadą.I pamiętaj, że tu masz człowieka; prawda, Trompette?- ale suka znowu ze skowytem wściekłości rzuciła się między drzewa zlewaneukośnie zacina- jącym deszczem.Podminowany nie mógł jeszcze myśleć o powrociedo domu.Długie bryzgi deszczu świeciły w reflektorach, jak stary, zdarty film,przelatywały zarysy drzew, wille ukryte za zielenią wybuchającą gejzerami liścibananowców.Kiedy dojechał pod mieszkanie Judyty, przez chwilę nie wysiadał, niegasił motoru.Uchyliła się zasłona w oknie i żółte światło rozlało się po masceaustina.Sądząc, że jest rozpoznany, podniósł dłoń powitalnie i wysunął się zwozu.Ale zamiast Judyty, drzwi otworzył Ferenz takim ruchem, jakby gooczekiwał.- Słyszałeś już?- zapytał poufnie.- Pewne, podał Londyn.- Jak to dobrze, żeś przyszedł- płynęła przez pokój Judyta, poprawiając włosy, pozwalało to zadziwić mężczyznjędrnością okazałego biustu.- Co z nim zrobią? Myślisz, że pozwolą mu po cichu zejść ze sce- ny? Nawet naemeryturze, nie pogodzony, zżerany ambicją, może stanowić punkt zapalny, jątrzyćprze- ciw szczęśliwszym rywalom.- Pójdzie na boczny tor.Schowają go- Terey namiętnie skandował zdania.- Tak sądziłem, chyba to nie jest trzęsienie ziemi tylko kosmetyka.- Ferenz patrzył mu w oczy.- Inni też byli u steru Stalina.- Ale uchowali człowieczeństwo, skoro prą do zmian.Demokracja nie znaczy, żekażdego można aresztować, skazać za nie popełnione zbrodnie, wepchnąć na lata doobozu czy rozstrzelać- głos Istvana dzwięczał pasją.- Każdy rząd może się znalezć w takim położeniu, że musi się uciec do gwałtu,zwłasz- cza rewolucyjny, różnica, ta zasadnicza, polega na tym, że gwałt niemoże być jedyną formą kontaktu z obywatelami.Podobnie jak kłamstwo, boprzyznasz, że każdy rząd musi kłamać lub przynajmniej przemilczać wiele spraw,które ludzi dotkliwie obchodzą.- Istvan, nie podoba mi się twoja analiza- zaniepokoił się Ferenz.Na czyją stronę tyś się przemknął? Czy nie za bliskokapitalistów?- Ja? To właśnie ty.Podle nam płacą w ministerstwie, każdy żyje nadzieją, że wyskoczy za granicę i złapie trochę dewiz, opierzy się, obsprawi, co niecoodłoży.Może nawet zrobi parę drobnych interesów na boku.Nie myślę onadużyciach, tylko bywają okazje, na które przełożeni patrzeć muszą przez palce.- Nie rozumiem do czego zmierzasz- odgrodził się Ferenz.- Rozumiesz, doskonale rozumiesz- szepnęła przyzwalająco Judyta, mrużąc oczy.- Potwierdzam twoje obawy.Zmiany będą.Musi być demokratyzacja ustroju, którynazywał siebie najbardziej demokratycznym, ale ileśmy zapłacili, dopiero nampodadzą za pół wieku historycy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl