[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Potem zakryła piersi, wią\ąc wstą\ki trzęsącymi się palcami.Naciągnęła nasiebie prześcieradło i zapatrzyła się w ciemność.- Darragh, przykro mi - szepnęła.Nie odpowiedział.Wpatrywał się w baldachim nad łó\kiem.Azy zakłuły ją podpowiekami, ale nie pozwoliła im popłynąć.Pociągnęła nosem.- Powinnam ci była powiedzieć.Przekręcił głowę na poduszce, oczy mu płonęły.- Tak myślę.Miałaś nadzieję, \e nie zauwa\ę? To oskar\enie zabolało jak uderzeniebiczem.Rzeczywiście miała nadzieję, \e się nie zorientuje.- Więc? - powtórzył gniewnym tonem.- Wiedziałam, \e będziesz zły.- Przestraszyłaś się i nie potrafiłaś mi o tym powiedzieć? A mo\e chciałaś mnieoszukać?Obruszyła się.- Nie.Jak śmiesz sugerować.- W tych okolicznościach mam prawo podejrzewać wiele rzeczy.- Wypuściłpowietrze z płuc, zgiął rękę, kładąc ją nad głową i zamilkł.Zadr\ała.Chciała mu wszystko wyjaśnić, ale po co, skoro nie miał ochoty jej słuchać?Minęło parę minut.- Kto to był? - zapytał Darragh.- Lepiej mi nie mów, \e to twój przeklęty szwagier, bopojadę do majątku twoich kuzynów i sprawię mu manto.Otworzyła szeroko oczy ze zdumienia.- Masz na myśli Raeburna?- To nie takie dziwne, wziąwszy pod uwagę, \e był twoim narzeczonym.- To prawda, byliśmy zaręczeni, ale gdybyś lepiej znał księcia, wiedziałbyś, \e nigdynie dopuściłby się czegoś takiego.Nie, to nie był Raeburn.Mo\esz się uspokoić.Spojrzał na nią przenikliwie.- Kto zatem? Opowiedz mi o tym draniu, który ukradł twoją cnotę.Powstrzymała grymas.- Nie ukradł, ściśle mówiąc.Widząc gniewny błysk w oczach Darragha, urwała, uświadamiając sobie, co właśniewyjawiła.Dlaczego miałaby bronić Toddy'ego? Postąpił w sposób niewybaczalny, słowo ukradł dobrze określało to, co zrobił.Myśląc o przeszłości z pewnego dystansu, wiedziała, \e pomimo sukcesów, jakie odniosła w towarzystwie podczas dwóch kolejnych sezonów, byławtedy tylko naiwną, niewinną panienką.A Toddie umiał jej pochlebić.Jakie to \ałosne, \echciała przekreślić swoją przyszłość, wierząc jego kłamliwym obietnicom.- A dokładnie? - naciskał Darragh.Usiadła, naciągając pościel wysoko na piersi.- Czy to naprawdę takie wa\ne? To, co było między nim a mną, ju\ dawno nie maznaczenia.- To pocieszające - powiedział z palącą ironią.- A więc, kiedy to się skończyło? Igdzie? Spotkałaś tego człowieka w Londynie?Wbiła w pościel czubki paznokci i zwiesiła głowę.- Tak, w mieście.Szczegóły nie są istotne.- Och, sądzę, \e są bardzo wa\ne.Przyjmuję, \e to d\entelmen, albo przynajmniejktoś, kto uchodzi za d\entelmena.- Darragh się zamyślił.- Czy on przypadkiem nie maczegoś wspólnego z tym skandalem, który sprowadził cię tutaj?- Nie.Widząc wyraz jego oczu, postanowiła powiedzieć prawdę.- Có\, nie bezpośrednio.- A zatem pośrednio? Czy to z jego powodu oszukałaś wtedy Raeburna?Poderwała głowę, jej puls przyśpieszył raptownie.Skąd mógł to wiedzieć? Jak siędomyślił? Nawet jej rodzice nie poznali całej prawdy.Tylko Violet, Adrian i jego wścibskibraciszek, Kit, wiedzieli o wszystkim.Darragh zwinął dłoń w pięść.- Kochasz go? - zapytał lodowatym głosem.- Nie.Kiedyś myślałam, \e go kocham, zanim dowiedziałam się, jaki jest naprawdę.- Gdzie jest teraz? Nadal w Anglii? Pokręciła głową.- Z tego, co wiem, ostatnio bawił na kontynencie, ciesząc się szczodrością bogatejcontessy.Gdziekolwiek teraz przebywa, wcale mnie to nie obchodzi.- Przycisnęła do siebiepościel, na nowo ogarnięta przygnębieniem.- A więc teraz, kiedy dowiedziałeś się, \edostałeś uszkodzone dobro, chcesz anulować mał\eństwo?Podniósł karcąco brew.- Nie wiem, w jaki sposób moglibyśmy uzyskać uniewa\nienie, skoro właśnieskonsumowaliśmy nasz związek.Teraz mo\esz nosić moje dziecko.Podniosła wzrok.Bo\e, miał rację [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl