[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jego ręka zatrzymała się jednak w półdrogi.Wykrzywił się, odwrócił raptownie i wybiegł, nim zdążyłam podziękować muza tost.Gdy wyszłam za róg budynku, brama garażowa była już otwarta na oścież.Jedynezmiany w moim wyglądzie stanowiły szkolny sweter w serek i torba na ramieniu.Weekendową walizkę posłałam zaklęciem do domu.Książę dla odmianyprezentował się teraz zupełnie inaczej.Domowy dres zamienił na ciemnoczerwonejeansy, których barwa była taka sama jak jego blizn.Na nogach miał wysokie butyw wojskowym stylu, a na górę  jak zawsze  włożył prostą koszulkę w serek, tymrazem w kolorze złamanej bieli.Wyszedł przede mną drzwiami frontowymi, a ja, dopiero gdy doszedł na asfaltowy podjazd garażu, zorientowałam się, że cały czassię na niego gapię.Na szczęście był zajęty otaczającą go grupą kobiet i mężczyznw obcisłych uniformach.Wszyscy uzbrojeni byli w noże i pistolety.Nagle sztylet,który wsunęłam do pochwy przy pasku, wydał mi się mizernym zabezpieczeniem.Na księciu całe to uzbrojenie nie robiło wrażenia.Zbliżywszy się do członkówobstawy, uścisnął po męsku najpierw jednego z gwardzistów, a pózniej gwardzistkę.To nie było przytulanie, tylko solidne stuknięcie się klatkami piersiowymii energiczne poklepanie po plecach.Od razu widać było, że dowodzi Edmund.Gdy zerknął na zegarek, mężczyzni,których widziałam przy śniadaniu, rozeszli się i zajęli miejsca w dwóch efektowniewyglądających czterodrzwiowych samochodach sportowych.Oba auta miały w pełniprzyciemnione szyby i nie różniły się między sobą niczym oprócz tablicrejestracyjnych.Edmund wsiadł do drugiego z samochodów, by towarzyszyćgwardziście, który został bez partnera.Książę Alfie i lady Elizabeth udający się  w odosobnione miejsce w okolicachDartmouth zaoferowali, że podwiozą nas do szkoły.Oboje siedzieli już w należącejdo Alfiego niby-terenówce, pseudodżipie bez dachu o obniżonym zawieszeniu.Mimo podniesionych szyb i zamkniętych drzwi usłyszałam, jak Elizabeth nazywasamochód swojego chłopaka  terenówką dla fryzjerek.Alfie nie dawał jednak zawygraną i stanowczo bronił  Jemimy.Gdy zajęliśmy miejsca z tyłu, nie uruchomił od razu silnika.Obserwował autagwardzistów po obu stronach i stanowiącą zapewne wsparcie grupę, która wciążstała na podjezdzie.Wypuścił powietrze i zazgrzytał zębami. No, widzę, że wydział bezpieczeństwa naprawdę nas kocha  powiedział,wzdychając z uznaniem.Fallon zapiął pas i oparł czoło o zagłówek fotela zajmowanego przez kuzyna. Naprawdę ostro przesadzili.Największe zagrożenie, jakie nas czeka w Kable, todziewczyny, które zaraz się rzucą na Edmunda.Zmusiłam się do tego, by uśmiechnąć się jak pozostali, ale w głębi duszy niezgadzałam się z księciem.W życiu nie przyznałabym tego na głos, ale cieszyłam się,że gwardziści są z nami.Mroczne istoty mieszkające w południowo-zachodniejAnglii dało się policzyć na palcach obydwu rąk.Pojawienie się Extermino w okolicymogło uzasadniać tylko jedno: w jakiś sposób wykryli obecność księcia.Ryk silników w zamkniętej przestrzeni garażu był ogłuszający.Ucieszyłam się,kiedy ruszyliśmy za samochodem Edmunda, który poprzedzało jeszcze jedno autogwardzistów.Gdy obróciłam się w fotelu, by ponad dachem drugiego samochodu po raz ostatni spojrzeć na zabudowania Burrator (tak nazywała się posiadłość),spostrzegłam, że grupa wsparcia znikła.Nie zaskoczyło mnie to.Oglądałam teraz wszystko w sposób dokładnie odwrotny niż w dniu przyjazdu.W miarę jak zagłębialiśmy się w zielony korytarz, biały dwór za naszymi plecamimalał stopniowo, by wreszcie zupełnie zniknąć.Gdy to się stało, poczułam nagletęsknotę.Tęsknotę porównywalną tylko z tą, jaka towarzyszyła mi, gdy żegnałammajestatyczne iglice St.Saphire i jechałam do rodziców.Zostawiałam za sobąmiejsce szczęśliwe.Miejsce pełne magii i energii, którą mój pogrążony dotądw letargu umysł gorliwie spijał.Było to jednak uczucie słodko-gorzkie: spokoju niedawała mi myśl, że być może mylę ceglane mury z ciepłem i uczuciem tych, którzyje zamieszkują.Poczucie, że lgnę ku nim, jawiło mi się jako zdrada pamięcio nieżyjącej babci.Oni przecież wiedzieli.Czułam się zagubiona, gdyż darzyłamsympatią osoby, które świadomie utrzymywały mnie w niewiedzy.Książę mnie obserwował.Kiedy nasze spojrzenia się spotkały, uniósł lekko kącikiust. Zawsze jest następny weekend.Uśmiechnęłam się słabo.Nie było mowy o tym, żebym straciła kolejne zmianyw kawiarni.Nie śmiałam jednak powiedzieć tego przy pozostałych dwojgu, a niebyłam gotowa na to, żeby znów dopuścić Fallona do swoich myśli.On jednak krążyłwokół moich osłon i chyba zrozumiał, bo uśmiech na jego twarzy znikł.Odwróciłwzrok i markotnie wyglądał przez okno.Jakkolwiek było, ten bajkowy dwór trwale zapisał się w mojej pamięci.Chciałamzachować go w niej jako miejsce, gdzie odkryłam odziedziczony po babci dar:zdolność widzenia przyszłości.Czy mi się podobał, czy nie, stanowił element jejcienia.Ani malownicza łąka, ani przystojny książę nie mogli mnie go pozbawić.Mimo że z Dartmouth było do szkoły bliżej niż z Brixham, podróż do Kablezdawała się trwać dłużej niż ta do posiadłości [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl