[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Proszętylko powiedzieć, jaki termin pasowałby panu najbardziej.Ina patrzyła na wszystkie zegary i przełączniki, które miała tuż przed sobą, zniesłabnącym uczuciem przerażenia.Znała przestwór, znała powietrze.Znała być możepowietrze tak dobrze jak nikt inny na świecie.I wiedziała wystarczająco dużo o tym żywiole,by znać jedyny sposób, dzięki któremu można było przeżyć w przestworzach.Metodą tą byłowspółgranie.Poddanie się powietrzu, lot z wiatrem, wznoszenie z prądem, opadanie z tchnieniem.Jeżeli wystarczająco dobrze poznało się upodobania oraz narowy pana i władcy,który istniał wszędzie wokół, można było jak nienachalny i nieśmiały służący skorzystać zwielu darów hegemona.Można było lecieć, poddając się jego woli, korzystać z kaprysów,jeśli odgadło się je odpowiednio wcześnie, wyczuwać zmiany i zmieniać swoje plany wzależności od tych zmian.Będąc uniżonym i czujnym sługą, można było korzystać z potęgiwiatru.Połamane za młodu kości dłoni wskazywały wszelkie skoki ciśnienia, ból oznajmiałwolę powietrznego oceanu, własne samopoczucie ostrzegało przed nadciągającym frontem.Teraz jednak Ina patrzyła na martwe wskazniki obcej cywilizacji.Tu nie byłowspółgrania, nie było odgadywania woli wiatru.Większość wskazników dotyczyła mocysilnika, sprawności przekładni, ustawień tego, co pchało cały aparat w górę i do przodu.Tewszystkie zegary wołały wręcz, że nie ma w nich żadnej woli współpracy.Wszystko ma byćzmierzone, ściśle określone i podporządkowane procedurom.To, czy wznoszą się, czyopadają, pokazywał wariometr; to, czy mają wyślizg, czy naślizg, określał zakrętomierz, agdzie są i w jakiej pozycji do otoczenia - mówił sztuczny horyzont.Odczucia kłamały,przyrządy nie! Tak brzmiało kredo obcej kultury.Nie powinieneś niczego czuć.Maszskrupulatnie zmierzyć i zastosować się do procedury.A wiatr to wiatr -jego kierunek iprędkość mierzy się, przeliczając ciśnienie dynamiczne w kilku rurkach.I już.Ina znała kilkaset określeń na rodzaje wiatru.Krzysiek kilka.Dla niego właściwie toalbo wiało, albo nie.Zamiast nieprawdopodobnej wprost liczby nazw rodzajów pogodymówił, że pogoda jest zła albo dobra.I tyle - barometr mówił mu więcej niż własne ciało.Ateraz wychowana w zupełnie innej kulturze dziewczyna, zamiast współgrać z wiatrem, miałasię wznieść w zgodzie z intencjami twórców tej obcej filozofii.Miała to zrobić na siłę, nachama, z całą mocą wyjącego silnika! Kierując się wskazaniami przyrządów.O Bogowie!Nerwowym wzrokiem po raz kolejny skakała od zegara do zegara na tablicy rozdzielczej.Ileich jest!Odruchowo poprawiła gogle i hełm.yle się czuła w tym grubym i ciepłymwyposażeniu zabitego pilota.Na szczęście kombinezon nie nosił już śladów krwi.Krawiec,który go zmniejszał i przystosowywał do wymiarów dziewczyny, musiał ująć tak wielemateriału, że ubranie wyglądało jak nowe.Nad prawą klapą, gdzie znajdowało się miejsce naimię i nazwisko pilota, dowcipny Tomaszewski kazał wyszyć napis:  Inna Ina.A naramieniu: SIAY POWIETRZNE  TWIERDZA AVAHEN i godło ich władcy.To, nawiasemmówiąc, wypadło bardzo ładnie.Widziała, jak inne dziewczyny pilotki, które zgromadziły sięz ciekawości, chcąc zobaczyć niecodzienny start, znowu, jak za dawnych lat, patrzyły na nią zsilnym odcieniem zazdrości. - No dobra - mruknęła do siebie zlana ze strachu zimnym potem.- Procedura toprocedura.- Co? - Krzysiek stał z tyłu, od strony hangaru.- Kontakt! - Ina trzasnęła odpowiednim przełącznikiem.- Jest kontakt! - usłyszała w odpowiedzi.Tomaszewski szarpnął mocno tylnymśmigłem.Raz i drugi, aż coś ryknęło nagle, pojawił się siwy dym, a śmigło zaczęło sięobracać.- Zwolnić bloki!O Bogowie! Była prawie zesrana ze strachu.To coś trzęsło się, ryczało i drżało corazbardziej.Sama też dygotała wewnętrznie i nie potrzebowała żadnego dodatkowegopodskakiwania.Dwaj mężczyzni usunęli bloczki na linkach spod kół.Tomaszewski wskoczył dokabiny, zajmując miejsce obok.Od razu zapiął i zaciągnął pasy.Bogowie.Na co im pasy?Przecież zaraz podtoczą się na skraj tarasu, a potem runą w dół.Podobno benzyna w bakulubi w takich sytuacjach wybuchać, więc zanim umrą od ran spowodowanych roztrzaskaniemo kamienie, będą się jeszcze długo palić.I te pasy pewnie po to, żeby płonąc, nie biegaliwokół i nie podpalali niczego więcej.Ina musiała się skupić na procedurze.Taras przed hangarem nie był duży.Piętnaściemetrów, jak mówił Tomaszewski.Piętnaście dużych kroków, potem przepaść.Spokojnie.Lewa dłoń na przekładni, szarpnąć do siebie, spojrzenie w górę: wielkie śmigła nad nimizaczynały się powoli obracać.Bardzo powoli! O Bogowie, tylko piętnaście kroków przednimi! Mamusiu kochana, po co mnie rodziłaś?!Skład mieszanki to już Krzysiek.Sprzęgło, rotory, skok śmigieł, przekładnia główna,podobno start przypomina ruszanie samochodem na trzecim biegu.Co to jest samochód? A coznaczy trzeci bieg?! Ina była przerażona.Nie rozumiała tego ryczącego pojazdu, nie czuła go.I co gorsza, nie potrafiła znalezć w sobie niczego, na czym mogłaby się oprzeć w tej całejsytuacji, w rozedrganiu, które paraliżowało ją coraz bardziej.Zrozpaczona rozglądała się,jakby spodziewała się znalezć w otoczeniu, w tym tłumie, który zebrał się, żeby zobaczyć ichspektakularną katastrofę, kogoś, kto mógłby udzielić pomocy.Niestety, wśród rozpalonychprzejęciem i ciekawością twarzy nie zobaczyła nikogo, kto by jej sprzyjał.Zaraz.No przecież teraz to już przesadza.Nie ma nikogo, kto jej sprzyja? Otrzezwiłoją.W takim razie trzeba się oprzeć na tych, którzy jej nienawidzą [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl