[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie byłobowiem śmiałka, który by do takiego przeciwnika zmierzył się z bliska, a przy tym w nocy.Korkoran wzdrygnął się.Bo nie mówiąc o obopólnym przywiązaniu, które łączyło kapitana ztygrysicą, Bretończyk od niej przede wszystkim spodziewał się ratunku.53XI.WYCIECZKA OBL%7łONYCHNastąpiła chwila wielkiej trwogi.Kiedy strzały dosięgły Luizę, zwierzę wydało głuchy ryki przypadło plackiem do ziemi.Był aż martwa czy ranna? A może udawała tylko, ażeby uśpićczujność wroga? Korkoran w oknie wypatrywał oczy, lecz nie mógł nic rozróżnić.Widaćbyło, ze Anglicy ze swej strony nie czują się zbyt pewnie.Rozstawieni półkolem co pięćkroków, nabijali karabinki, na nowo gotując się do strzału.Z nagła w ciszy nocnej rozległ się lament.To tygrysica, czołgając się w ciemnościach,sforsowała linię strzelców i przewróciwszy jednego z nich na oczach towarzyszy, wbiła muzęby w udo, jak mogła najgłębiej, i poniosła w paszczy w stronę pagody.W obawie, by niezabić i nie ranić żołnierza, nikt nie ośmielił się zmierzyć do Luizy.Korkoran w sekundzie był przy szparze.Rozkazał tygrysicy porzucić zdobycz, po czym wpuścił ją do środka.Nieszczęsny żołnierz odzyskał wolność.Lecz w owej chwiliwspaniałomyślność zwycięzcy nie zdołała wzruszyć nieboraka: zęby tygrysicy zmiażdżyłymu udo i zemdlał. Hejże, panowie! rzekł Korkoran, skoro już uwolnił Anglika od jego karabinka,rewolweru i amunicji zabierzcie, proszę, swego towarzysza.On tylko ranny. Ty psie francuski! zawołał John Robarts, który natychmiast wysłał po rannego dwóchżołnierzy i kazał przenieść go w bezpieczne miejsce ty psie francuski, czyż jest to broń isprzymierzeniec godne dżentelmena? Ach! ty psie angielski! obruszył się Korkoran z jakiej to racji walczy waspięćdziesięciu przeciwko mnie jednemu? Dlaczego chcecie mnie rozstrzelać, mimo że radbym żyć w pokoju z wami i z całym światem?Tak dyskutując poprawiał drzwi i z pomocą Sugriwy gromadził wszystko, z czego możnabyło wznieść barykadę. No, a teraz mówił po chwili przekonamy się, czy ci heretycy mają dobre wino.Ho,ho, to dar et.Chwała bądz Brahmie i Wisznu! Byłem w strachu, że to butelka pale ale zwytwórni pana Alsoppa.Dzięki Bogu! Pasztet znakomity.Proszę jeść, Sito.A ty też,Sugriwo, nie zostawiaj na pózniej.Jutro rano będziemy albo zabici, albo uwolnieni. Nie traćmy nadziei, kapitanie rzekł Sugriwa. Dokonałem odkrycia. Odkrycia? Tak.Dopiero co, gdym szukał deski, ażeby zatkać tę przeklętą szparę u wejścia,poczułem, że stawiam nogę na drzwiach zapadowych. I co? Kapitanie dostojny, ta zapadnia prowadzi zapewne do podziemnego przejścia, które byćmoże wychodzi na pole.A jeśli tak, jesteśmy uratowani. Uratowani, powiadasz? Co do ciebie, zgoda, lecz księżniczka? Widzisz przecie, biednedziecko jest u kresu sił i nie mogłoby iść. Obym znalazł podziemny korytarz, jak znalazłem zapadnię; jeśli tylko ten korytarzwychodzi, jak mam nadzieję, na równinę, Holkar będzie powiadomiony o północy.Korkoran wstał.Sugriwa miał słuszność.Za ołtarzem Wisznu, pod zapadnią, którą kapitan ledwie zdołał54unieść, znajdowało się trzydzieści stopni. Zejdz sam rzekł Korkoran. Ja muszę czuwać.Szczęściem miał w kieszeni krzesiwo iudało mu się zapalić świecę z ołtarza, którą Sugriwa wziął do ręki, po czym ostrożnie zacząłschodzić.W kilka minut pózniej był z powrotem i rzekł: Jest to podziemny korytarz, który o sto kroków stąd, za obozem angielskim, dochodzi dokraty.Teraz mam pewność, że dotrę do Bhagawapuru, jeśli tylko jaki tygrys nie wałęsa się podrodze. Miej na uwadze powiedział Korkoran że po spokojnej nocy nastąpi burzliwyporanek, i proś Holkara, ażeby się śpieszył; Powiedz, Sugriwo, memu ojcu Holkarowi dodała Sita że jego córka znajduje się podopieką najdzielniejszego i najbardziej szlachetnego z ludzi.Ty zaś, kapitanie, prześpij się nieco; teraz na mnie kolej trzymać straż.Sugriwa uderzył czołem, wzniósł ręce w kształt kielicha i ruszył w drogę.A skoroKorkoran sam pozostał z córką Holkara, usiadł tuż przy niej i tak zaczął mówić: Długo, droga Sito, będę wspominał szczęście, którego doznaję przy pani dzisiejszegowieczoru. O, dostojny panie Korkoranie odparła księżniczka czuję się tak, jak gdyby, mojeżycie nigdy nie było inne.Cicha i spokojna przeszłość zdaje mi się snem wobec tego, cowidzę i przeżywam od wczoraj. Co przeżywasz, pani? zapytał Bretończyk. Nie wiem odparła prostodusznie. Bałam się.Myślałam, że mnie zabiją albo że samasię zabiję, ażeby wymknąć się niecnemu Rao.Nadzieja życia wstąpiła we mnie, gdyś mniepan odnalazł w obozie angielskim, i przerodziła się w pewność na widok odwagi i zimnejkrwi, z jaką stawiłeś czoło niebezpieczeństwom.Słuchając tych naiwnych słów Korkoran uśmiechnął się.,,Urocze dziewczę myślał sobie. Co mi tam Anglicy z ich karabinkami! Po wielokroć18wolę spędzić noc w tej pagodzie na spokojnej gawędzie o Brahmie, Sziwie i Wisznu,aniżeli zajmować się niedorzecznym poszukiwaniem rękopisu najmądrzejszego z Hindusów,wielmożnego Manu, którego takim szacunkiem darzy Akademia Nauk w Lyonie.Cóżwspanialszego, niż ratować z opresji urocze księżniczki i oddawać za nie życie!"Podczas tych rozmyślań ogarnęła go senność.Zresztą Anglicy też czuli się znużeni iniebezpieczeństwo nie było znów tak wielkie.A wreszcie czuwała Luiza, która nawet gdyby się zdrzemnęła, to tylko na jedno oko, jak torobią jej Stryjeczni bracia koty.Drugim, wpół otwartym okiem, dostrzegłaby nawet maleńkieprzedmioty, i to wśród gęstych ciemności.W końcu gdyby jej oczy zawiodły, zdolna byłapochwycić uchem najlżejszy szmer.Oto dlaczego Korkoran, widząc, że dokoła panuje, spokój i że Sita słania się ze zmęczenia,wyciągnął się na macie, zasnął i spał do białego rana.18Brahma, Sziwa i Wisznu - trójca najpotężniejszych hinduskich bóstw.55XII. DARUJ MI, KSI%7ł,%7łYCIE PORUCZNIKA".Kiedy wewnątrz pagody i na zewnątrz wszyscy, z wyjątkiem tygrysicy i dwóchszyldwachów, pogrążeni byli we śnie, Sugriwa, idąc cały czas podziemnym korytarzem,dotarł do kraty.Tylko że krata nie miała zamka.Długo przemyśliwał, jak by tu się wydostać, i macał dokoła, aż wreszcie pchnął nogą małyposążek, który wyobrażał Brahmę bez nóg i rąk, dzwigającego wszechświat na barkach.Figurka skrzypnęła, obróciła się wokół osi i krata się otwarła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]