[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lylieczuła ich napastliwe spojrzenia na swoich nagich łydkach, na nogach, na plecach aż po kark.Zapomnieć.Jednym haustem opróżniła szklaneczkę ginu i odwróciła się do barmana, przeciętnego facetaz ostatnią kępką siwych i ułożonych na czubku głowy włosów. Co jeszcze może mi pan zaproponować?Próbowała już wódki i tequili.Na razie bardziej odpowiadała jej wódka.Zaczynała dopieropoznawać alkohole, bo przed ukończeniem osiemnastu lat nigdy nie wypiła ani kropli.Tylkokieliszek szampana trzy dni wcześniej.Nadrabiała stracony czas. Chyba już pani wystarczy.Już chyba pani dość wypiła, prawda?Czego chce od niej ten łysy typek z kretyńską kępką? Nie rozumie, że od trzech dni jestpełnoletnia? Lylie chciała podstawić mu pod nos swój dowód, ale ten przeklęty kelner odwrócił siędo niej plecami, nawet na nią nie spojrzawszy.Dwa metry od niej przy barze siedział facet w szarym garniturze i pomiętym krawacie, pogrążonyw myślach nad szklaneczką, w której na dnie była resztka kasztanowego płynu.On jedyny w barze nierozbierał jej wzrokiem.Lylie nachyliła się w jego stronę, łapiąc równowagę na rozchwianymtaborecie i chwytając się lady. Co pan pije?Pomięty krawat lekko się wyprostował. Klasyka.Szkocka. Ja też to chcę! Kelner, chcę to!Kelner, nadal spokojny, uniósł prawą brew: Jest pani pewna? Daj spokój, Jean-Charles  odezwał się facet w krawacie. To dla mnie.Jean-Charles tym razem uniósł lewą brew.Ten facet musiał mieć niezłą zaprawę. Ostatni? Nie chcę tu żadnych kłopotów.Facet pijący szkocką opanował technikę utrzymywania równowagi znacznie lepiej niż Lylie i nieschodząc ze swojego taboretu, przykleił się do niej.Nie po to, żeby ją pocieszyć, wręcz przeciwnie. Ten typek znajdujący się na krawędzi istniał tylko dzięki rozmowom z innymi tonącymi o sztormach,ocaleniu, butelkach na morzu. A pani skąd się tu wzięła, pani. Ważko.Pani Ważka!Facet zaczynał zauważać, że dziewczyna, która go zaczepiła, ma ciało długonogiej modelki,a wszyscy w barze gapią się na nich, jakby byli na scenie w teatrze. Aadnie.Ważka.Ja jestem Richard.Jestem wykładowcą w Boieldieu, więc domyśla się pani,że.Lylie odepchnęła go, żeby chwycić szklaneczkę szkockiej.Zamoczyła usta i skrzywiła się.Zdecydowanie nic nie równało się z wódką! Richard zrozumiał, że Lylie ma gdzieś jego akademickieproblemy, więc zmienił temat. Taka piękna dziewczyna jak pani.Nie wygląda pani na profesjonalistkę.Jak to możliwe, żejest pani tutaj? Taka ładna.Lylie nachyliła się w stronę Richarda, a taboret cudem się nie przewrócił. Chodz no tu.Lylie gwałtownie chwyciła jego krawat, przyciągnęła jego głowę i przysunęła usta do uchaprofesora.Richard wyglądał na oszołomionego. Co? Moje nogi.Moje piersi.Moje usta.Moja skóra.To, na co wszyscy się gapią, czego chcądotknąć, na ulicy, wszędzie.To tylko przebranie, sztuczka z lateksem takim, jakiego używająnurkowie. Ty.ty? Nie kłamię.Wszyscy uważają, że jestem piękna, ale w rzeczywistości w środku jestempotworem! Ty. Zaciąłeś się czy co? Mówię ci, że jestem jak jaszczurka.Mam kilka skór.Jestem jak potworyz filmów science fiction, które przypominają ludzi, ale pod spodem są ohydne.Obślizgły gad w cielesuperlaski.Jestem taka jak jaszczurki, które zjadają żywe myszy.Rozumiesz, co chcę powiedzieć? Hmm, niezbyt.Wiesz, te seriale.ja jestem profesorem.Pociągnięcie za krawat odebrało mu głos. Powiem ci coś innego, panie krawaciarzu, coś jeszcze gorszego.Nie jestem jedna, podprzebraniem jesteśmy dwie.Dwie w jednym ciele, rozumiesz? No cóż.powiedziałbym, że. Ciii.Nie mów nic, tak jest lepiej.Będę już szła.Za kilka minut.Wiesz dokąd? Muszę iśćzrobić coś brzydkiego.Coś, na co tak naprawdę nie mam ochoty.To odrażające.Jednak muszę tozrobić.Richard uwiesił się Lylie na ramieniu.Gdyby tego nie zrobił, spadłby z taboretu.Ręka zsunęłamu się z jej ramienia na piersi, a zbliżając usta do jej ust, wymamrotał: Dlaczego? Nigdy nie trzeba się do niczego zmuszać.Mógłbym ci pomóc.zdjąć twoje przebranie, żeby zobaczyć, jakie jesteście w środku.Ty i twoja koleżanka.Richard nabierał śmiałości.Lylie ciągle trzymała go za krawat, więc nie miał dużej możliwościmanewru, ale i tak jego prawa dłoń wślizgnęła się pod czarną spódniczkę.Lylie nie protestowała. Już za pózno, mówię ci.Nie możesz już nic dla mnie zrobić, nikt nie może.Widzisz, mamzamiar zabić kogoś, kto nie jest niczemu winien, kto o nic nie prosił.Tak już jest. Dobrze.dobrze.Ale mamy jeszcze czas.Kilka minut.Najpierw musisz mi pokazać swojądrugą skórę.Jeśli chcesz, żebym ci uwierzył.Prawa ręka sunęła coraz wyżej po udzie, a lewa spoczęła na piersi Lylie.Kelner zareagowałnatychmiast  obie brwi powędrowały w górę.Z hukiem postawił szklaneczkę na barze. Spokojnie, Richard.Wyluzuj z tą małą.Zabieraj łapy, już chyba masz dość takich numerów,nie?Richard się zawahał.Krawat się wyprostował, przyduszając go. Słuchasz mnie? Właśnie ci mówię, że chcę zabić niewinną istotę!Lylie nachyliła się jeszcze bardziej.Tym razem taboret nie wytrzymał.Upadła.Gdy spadała,wypuściła krawat, ale Richardowi pozostał na szyi czerwony ślad.Niczym cudownie ocalony przed egzekucją, nie żywiąc urazy, Richard wstał, żeby pomóc Lylie. Nie dotykaj mnie!  wrzasnęła. Zabieraj swoje brudne łapska! Spieprzaj! 282 pazdziernika 1998, 13.11Mathilde de Carville odsunęła delikatnie zasłonę i patrzyła przez okno, czy jej wnuczka wykonujepolecenie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl