[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Albo i dwóch facetów, ech, przecież to bezznaczenia.Najważniejsze to wnieść Jashę do środka.I udało się.Przeciągnęła go przez próg, zatrzasnęła drzwi izamknęła je na klucz.Podbiegła do telefonu.- Co robisz? - zainteresował się Jasha.134RS - Dzwonię po pogotowie.- Potrząsnęła słuchawką.- Nie masygnału.- Odciął linię.Sięgnęła po swoją torebkę.Nie mogła jej znalezć.- Moja komórka.- Nie ma na to czasu.Wyjmij mi tę strzałę.- Nie potrafię jej wyjąć.Pogotowie.- Nie ma na to czasu.Jeśli rana zacznie się goić, cokolwiek byłow tej strzale, wniknie w moje ciało.Nie mogę do tego dopuścić.- Zwariowałeś? Tak szybko się nie zagoi - krzyczała na niego,ale nie dlatego, że mu nie wierzyła.Było dokładnie odwrotnie.- W kieszeni mam nóż.- Który zawsze ze sobą nosisz.- Skąd się wzięło w jej głosie tylesarkazmu?- Cóż.tak.- Był zaskoczony.- Wiem.- Zbeształa go już kiedyś za pozostawienie dwóchinnych scyzoryków ochronie na lotnisku.Uznała, że to męskazabawka.Nigdy nie myślała, że za pomocą jednego z ostrzy będziemusiała wyjąć strzałę z jego ramienia.Porwała z kanapy piękną bawełnianą narzutę i podbiegła doJashy, próbując zatamować krew sączącą się z jego ramienia,spływającą na podłogę.- Skąd wiesz, że ta strzała jest zatruta? - zapytała.- Kochanie, gdyby chciał mnie zabić, użyłby do tego strzelby.135RS Dobry Boże, cała koszulka Jashy była zakrwawiona.Jego twarzbyła trupioblada, a z ramienia wystawała strzała.- Cokolwiek to jest, nie jest śmiertelne.- To może być narkotyk, który skłoni mnie do współpracy znimi.Wyobraznia natychmiast podsunęła jej straszny scenariusz.- Albo powoli działająca trucizna, na którą tylko oni mająantidotum.Skrzywił się.- Na to bym nie wpadł.- Bo to niedorzeczne! - krzyczała.- To zdarza się tylko wfilmach! Ta cała sytuacja jest jak z kiepskiego filmu!- Ann - Jasha zdrową ręką chwycił jej nadgarstek.Kiedy naniego spojrzała, powiedział stanowczo: - wyjmij tę strzałę.Odwróciła wzrok.To wszystko przez nią.Zawsze przyciągałazłych ludzi.- Spójrz na mnie! - Potrząsnął jej nadgarstkiem.- Nikt inny niemoże mi pomóc.Tylko ty.Odwróciła się do niego.Ich spojrzenia spotkały się.Uspokoiłasię.- Zawsze będziesz tą jedyną - powiedział.- Prostak.Pochlebca.Zmieszny, głupi facet.Nie mogła tego zrobić.Po prostu nie mogła.Uklękła obok niego,wyjęła scyzoryk z kieszeni jego dżinsów.Ręce jej drżały tak mocno,że szarpiąc, upuściła go.136RS - Należałoby to odkazić.Przecięła jego koszulkę od szyi do rękawa, odsłaniając ramię.Strzała sprofanowała piękną przestrzeń jego gładkiej skóry.Zaschnięta i świeża krew zabarwiła wszystko na brązowo i szkarłatno.Miała ochotę schować głowę między kolana, zbierało jej się nawymioty i chciało jej się płakać.- Nie wykończysz mnie zarazkami.- Był zbyt pewny siebie.- Wogóle mnie nie wykończysz.Poszerzysz ranę na tyle, żeby wyciągnąćstrzałę bez zbytniego uszkodzenia tkanki.- Dobrze.- Trucizna, przypomniała sobie.Ostrze zawisło nadraną drżąc.- To są najprawdopodobniej narkotyki - jego głos drżałbłagalnie.- Proszę, Ann, zrób to dla mnie.Azy napłynęły jej do oczu.Otarła je.Skóra była twarda.Mięsieńbył jak mięso.Mięso ociekające krwią.Podążała w kierunku grotustrzały.- Zaczepiłam o kość.Czubek strzały utkwił w kości.- Wiem - mówił z trudem, jakby się dusił.Nie mogła znieść widoku jego cierpienia.Patrząc na niego,nigdy nie wyjmie strzały.- Jak mam ją wydobyć?- Ciągnij.- Och, przestań! - Teraz spojrzała na niego.Jego dolna wargakrwawiła, musiał ją przegryzć.137RS - Ciągnij prosto do siebie - instruował - jeden szybki,zdecydowany ruch.Prosto w górę.Ann, to bardzo ważne.Jeżelipociągniesz na skos, uszkodzisz więcej mięśni.- Wiem! - krzyknęła przerażona.- Wstań, stopą zaprzyj się o moje ramię i ciągnij.To byłkoszmar.Z nią w roli głównej.Zanim się podniosła, znowu złapał ją za rękę.- Posłuchaj.Jak się z tym uporamy, a ja zemdleję lub zasłabnę,zadzwoń ze swojej komórki po pogotowie i sprowadz pomoc.Ale nieodchodz.Obiecaj, że mnie nie opuścisz.- Obiecuję.- Upewnij się, że wszystkie drzwi są zamknięte na klucz.Wezikonę i idz do garderoby obok łazienki dla gości - stoją tam flakony zperfumami.Rozbij jeden z nich na podłodze - ten zapach go zmyli.Patrzyła na niego oniemiała [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl