[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Widział, że Osmund mobilizuje ostatnie rezerwy.Był to długi proces, któregoprzebieg odzwierciedlały tylko jego oczy, Candamir od zawsze umiał jednak w tychoczach czytać jak Sakson w swojej księdze.I pomyślał:  Jeżeli ona jest mądra, wybierzeciebie, bo z nas dwóch to ty jesteś lepszym człowiekiem.Nie wiem tylko, jak ja towytrzymam..W mgnieniu oka, zanim Osmund zacisnął pięść, Candamir podniósł obie ręcedłońmi przed siebie i upadł w miękką trawę.- Lato zatriumfowało nad zimą! - zawołała Brygida.Nie sposób było nie usłyszećjej zadowolenia.Nastąpił długo powstrzymywany wybuch radości.Kobiety i dziewczęta wbiegłyna pole walki i jak Walkirie budziły poległych.Jeden po drugim podnosili się półżywiwojownicy i pośród jęków dawali się prowadzić ku rzece.Tam się kąpali, aby ochłodzićrany i powstrzymać różne, w większości drobne krwawienia.Tym razem nie doszło dopoważnych obrażeń.Syn Berse, Sigurd, miał zwichnięty bark i ryczał jak byk, gdy mu goSakson z powrotem nastawiał.Smolarz Haflad złamał rękę, co nie wzbudziło niczyjego współczucia, wielu miało połamane któreś z żeber, ale to wszystko były drobiazginiegodne rozpamiętywania.Osmund osunął się w trawę obok Candamira i teraz leżeli obaj podparci nałokciach, ze zwieszonymi głowami, ciężko dysząc.Równocześnie odwrócili się do siebie,wymienili mroczne spojrzenia, po czym wybuchnęli śmiechem.- Chłopie, ależ ty wyglądasz - zauważył Candamir nie bez złośliwej satysfakcji.-Założę się, że potrwa, co najmniej tydzień, zanim będziesz znów widział na lewe oko.Masz potężnego siniaka.- Trzeba poczekać - odparł spokojnie Osmund.Potem podeszły do nich Inga i Gunda, podały im kufle chłodnego miodu ipomogły stanąć na nogi.- Byłeś cudowny - powiedziała z uśmiechem Inga do Osmunda, kiedy tenoddawał pusty kufel.Podziękował, speszony przejechał dłonią po krwawiącym łukubrwiowym i dał się poprowadzić ku rzece.- Ty też nie byłeś zły, panie - mruknęła Gunda.Candamir mrugnął do niej, dyskretnie wsparł się na jej ramieniu, a w drodze dorzeki ukradkiem rozglądał się za Siglind.Pomagała gromadce dziewczynek przystrajaćgłowy wiankami.Sama też miała wianek, upleciony głównie z niezapominajek.Wyglądała czarująco.Siostra Candamira klęczała zaś w trawie przy Haraldzie ibandażowała mu wilgotnym płótnem wyraznie skręconą kostkę.Wzrok kowalaskierowany był ku odległym górom.Zapadł leniwy, niemal już letni wieczór.Niebo było granatowe, a na nim księżycw trzeciej kwadrze wyróżniał się pośród j mnóstwa gwiazd.Ludzie z radościąbiesiadowali, pili, rozpalili też wielkie ognisko, grali na drewnianych fujarkach lubwolich rogach, czym robili wiele hałasu - jak stwierdził Austin, nie po raz pierwszyzdumiony - śpiewali pieśni o swoich, bogach i przodkach.Kiedy zbliżała się północ,Brygida wybrała syna Olafa, Larsa, aby ozdobił wieńcem drzewiec Thora.Promieniejąc zdumy, młodziutki chłopiec z zadziwiającą zręcznością wspiął się po gładkim palu z linąw zębach.Dotarłszy na szczyt, kiwnął na pozostałych chłopców, a ci do drugiego końca liny przywiązali wielki, imponujący wieniec z kwiatów.Lars wciągnął go na górę,zawiesił na szczycie pala i pośród ogólnej radości ześlizgnął się z powrotem na ziemię.- Na Zimnych Wyspach ludzie w tę noc zawsze ofiarowywali Thorowi dziewicę -zauważyła Siglind, która z Saksonem stała przy ognisku i patrzyła na uwieńczony palThora.- Co?Spojrzała na niego i uśmiechnęła się, widząc jego przerażoną minę.Potemkiwnęła potakująco głową.- Chodzi o to, że tej nocy bogowie są obecni wśród ludzi.Wydaje mi się jednak,że Thor nigdy osobiście nie pojawił się na Zimnych Wyspach, a oczywiście zawsze Cnutmiał ten przywilej, aby w zastępstwie boga uszczęśliwić jakąś mniej lub bardziej chętnądziewicę.Na oczach swoich świętujących poddanych, których płodność w ten sposóbpotwierdzał.Przynajmniej tak kazano nam wierzyć.- Jej wątpliwości były równiewyrazne jak sarkazm.Austin się wzdrygnął.- Przywykłem już do wszelkiego rodzaju barbarzyństwa, ale przynajmniej tego wElasundzie nie było [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl