[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Wszystkie drogi były obstawione.Gdzie zniknęli – nie wiadomo.– Zniknęli? – zainteresował się mecenas.– Dwoje w samochodzie było.Granatowy volkswagen golf… Tyle paru naocznychświadków widziało.– Doktory z Rzeszowa ją rąbnęli – odezwał się znowu Jaszczuk.Na starym Miśkiewiczu nie zrobiło to wrażenia.– Była taka pogłoska – odrzekł na pytające spojrzenie mecenasa.– Kręciła się tu akurat w tamtym czasie taka para, chcieli coś kupić w okolicy, bo wtedy się taka moda na Bieszczady akurat zaczęła.Stare chaty, schroniska, opuszczone stacje albo jak ta… jak jej tam… Magnolia, po oddziale więzienia… Sprawdziliśmy.Dwoje młodych stomatologów w większymtowarzystwie siedziało wtedy w Polańczyku w jakimś hotelu.Granatowy golf stał na hotelowym parkingu.Samochód nietknięty… Zresztą zepsuty od paru dni.Oni mieli alibi.– I to są te pana mosty, mecenasie – oświadczył ponuro młody komendant.– Co mapiernik do wiatraka? Zdjęcie, pszczelarz, samobójstwo, wypadek… Od czego to się zaczęło, bo już nie pamiętam? Od durnej uwagi Jaszczuka o pszczelarzu? Że w takiej samej kapocie jak ten na zdjęciu, zima lato łaził?– Psi węch – powiedział cicho jego ojciec.– Mój psi węch i babska intuicja Tuśki.Od tego się zaczęło.Z każdej fałszywej drogi można zawrócić.Ale najpierw trzeba nią pójść, żeby się przekonać, że fałszywa.Młody Miśkiewicz zerwał się od stołu, klasnął w dłonie i z udawaną swobodą zawołał:– No to co, panowie! Może by tak z rozpędu sprawdzić okoliczności śmierci całej rodziny Buchata? Może gdzieś tam coś da się powiązać z czymś innym.Gdyby nie to, że rodzony ojcieci mecenas, tobym powiedział: Wypieprzać, ludzie, bo ja jeszcze nie skończyłem z obecnym tu pisarzem… – Znieruchomiał nagle i popatrzył na ojca.– To jak, zepsutym samochodem po okolicy jeździli?– Komendant ma rację.– Jaszczuk zaczął gwałtownie kiwać głową.– Jeździli, bo ichludzie widzieli, z palca nikt by sobie nie wyssał, że to czy tamto.A jakaś chata czy czego tam szukali, to nie czapka czy co tam, że się od ręki kupuje.Sam ile razy żem jeździł i oglądał, nim zaliczkę Romkowi Witczakowi wpłaciłem…– O czym ty, Jaszczuk, gadasz? – przerwał mu stary Miśkiewicz.– Grosze żeś zapłacił, bo nikt tego po tamtej tragedii nie chciał.Nawet obcych Wzgórze Wilków, dziwna sprawa, nie zauroczyło…– Ja tam ty nazwy nie uważam i nie lubię, jak się tak o nim mówi.Wilków czy niewilków, teraz to moje, Zenka Jaszczuka, o! I taką tabliczkę tam postawię… – mówiłz entuzjazmem, chociaż entuzjazm w każdej chwili słabł.– Chyba że znowu sprzedam, bo już nie wiem.Tak się porobiło z tą Anusią.Mecenas rzucił się z pięściami w stronę Jaszczuka, ale komendant zdążył gopowstrzymać.Palcem wskazującym pokazał Zenkowi jego miejsce za rozwaloną ścianą, a ten pokornie tam poszedł.Wszedł Gajczak, rozpinając policyjną kurtkę.– Z bandziorami, co ostrzelali Magnolię, sprawa, panie komendancie, wyjaśniona– zameldował.– Na stacji próbowali przeczekać.Póki nie popili i znowu nie zaczęli strzelać.– Do czego?– Do budynku.– Jakieś debile?– Od południa jeździli dżipami naokoło więzienia, niby w ramach wsparcia dlaosadzonego tam kolegi.Już ich cały komisariat łupkowski miał na oku, ale przed wieczorem dali spokój, bo tamci odjechali.– W naszą stronę.Łupkowskie ich dorwały?– Razem z naszymi chłopakami.W tunelu ich zamknęliśmy.Oni z tamtej, my z tej strony.– Choć tyle – ucieszył się komendant.– Pozwalniaj chłopaków, skończyli służbę.– Pan też, komendancie – powiedział Gajczak oficjalnym tonem, strzelił obcasamii wyszedł.Ledwie zamknęły się za nim drzwi, Jaszczuk zaczął pomrukiwać i chrząkać wymowniezza ścianki, a w końcu zawołał:– Alfonsy miały być! Za moją Anusią i koleżankami podobno przyjechały! A tobandziory zwykłe… Dobrze zrozumiałem? – Nie doczekawszy się odpowiedzi, ciągnął:– Najłatwiej to kogoś od ćczi i wiary odsądzić, oszkalować i od kurew nawyzywać.A się okazuje, że przypadkowa zadyma była.Tylko przez to się Anusi nie zdążyłem oświadczyć…– Ale prezent zaręczynowy widziała! – Mecenas Lorka nie wytrzymał.– I o to chybapierwszą awanturę zaczęła, jak zobaczyła, coś z żywą gotówką, którą zamierzała od ciebie, debilu, wyrwać, zrobił!– Bo w szoku była.– Co?!– No ze szczęścia, mecenasie.Że to wszystko dla niej.Całe to… moje wzgórze.Mecenas popatrzył szeroko otwartymi oczyma na czerwoną gębę Jaszczuka, wystającąnad murkiem, po czym schylił głowę i dwa razy uderzył czołem w blat stołu.Młody Miśkiewicz z rękoma w kieszeniach chodził po pokoju, nie reagując na wymianęzdań między adwokatem a Jaszczukiem.W pewnym momencie zatrzymał się, ściągnął mocnoczoło, po czym ruszył do drzwi, otworzył je i zawołał:– Gajczak, przywieź mi tu w tej chwili Romka Witczaka!– O pierwszej w nocy?! – zdziwił się tamten.Komendant zerknął na zegarek i powiedział:– Jeszcze pierwszej nie ma.&&&Po powrocie Doris siedemnaście minut (z zegarkiem w ręku – Czesia patrzyła) witała się na podwórku z Absurdem, zanim weszła do środka
[ Pobierz całość w formacie PDF ]