[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nowe linie wokół ust izmarszczka na czole u nasady nosa (to od chmurzenia się) nie ograbiły mnie z urody.Dla piękna zasadniczeznaczenie ma zarys kości pod gładką błyszczącą skórą.A tego nic mi nie zabierze, nigdy, aż do śmierci.Chociaż wyraz mojej twarzy się zmienia, chociaż pod wieloma względami staje się surowszy.Ale kilkanowych bruzd na twarzy  to jeszcze nic.Nie zwracając uwagi na Lucy i Celię, podeszłam jeszcze bliżej do lustra, tak że od mego odbiciadzieliło mnie zaledwie parę cali.Kości, włosy, skóra  idealne jak zawsze.Ale wyraz twarzy się zmienił.Kiedy Ralph mnie kochał, byłam szczera, otwarta jak mak w letni poranek.Kiedy pożądałam Harry'ego,sekrety nie zaciągały mych oczu cieniem.Nawet kiedy zalecał się do mnie John, kiedy chodził za mną, kiedyprzyniósł mi szal po tańcach, umiałam się ciepło uśmiechać i życzliwie nastawić go do siebie.Teraz oczypatrzyły zimno.Usta mogły się uśmiechać, nawet śmiać, a oczy pozostawały zimne i ostre jak odłamki lodu.Toz powodu tajemnic, które w sobie nosiłam.Nawet kiedy chciałam się odprężyć, wargi pozostawały zaciśnięte stąd linie wokół ust.Zmarszczki na czole tworzyły się wskutek częstego unoszenia brwi.Ze zdumieniemzdałam sobie sprawę, że kiedy będę starą kobietą, moja twarz przybierze wyraz rozgoryczenia.Nie pozostaniena niej śladu po wspaniałym dzieciństwie, po namiętnościach i upojeniu władzą nad otoczeniem, właściwymwiekowi dojrzałemu.Może będę uważała, że zmuszałam życie, by dawało mi rozkosz, lecz twarzczterdziestoletniej kobiety powie mi, że nic nie przyszło bez wysiłku i że za każdą przyjemność drogozapłaciłam. Co się stało?  spytała Celia delikatnie.Wstała z kanapki pod oknem i stanęła obok mnie.Objęła mnie w talii i spojrzała na mnie. Spójrz na nas  poprosiłam, a Celia przeniosła wzrok na lustro.Przypomniałam sobie dzień, w którym przymierzałam suknię druhny, a Celia suknię ślubną, dawnotemu, u Haveringów.W owym czasie budziłam powszechne pożądanie mężczyzn, a Celia była niewinnymbladym kwiatuszkiem.Teraz gdy tak stałyśmy ramię w ramię, stwierdziłam, że Celia lepiej zniosła minionelata.Szczęście rozkwitło rumieńcami na jej policzkach i zaokrągliło pogodnie jej usteczka.Zginął gdzieśprzerażony wyraz twarzy z czasów, gdy mieszkała w Havering Hall.Teraz potrafiła śmiać się i śpiewać niczymbeztroski ptak.Stoczyła zwycięską bitwę o wyciągnięcie Johna z pijaństwa.Walczyła z własnym mężem ipanem, Harrym, oraz z najlepszą przyjaciółką, czyli mną, zwycięstwo zaś przydało jej nimbu godności.NieRLT straciła swego dziecięcego uroku, lecz poczucie godności zdobyło przewagę nad dziewczęcą zgoła słabością ipodatnością na zdanie innych.Umiała już dokonywać oceny, właściwej oceny złych postępków ludzi jąotaczających.Jako stara dama będzie podziwiana za swój czar, mądrość i niezłomność moralną.Zawziętość nie leżała w naturze Celii, lecz nie umiała z pewnością zapomnieć samolubnego zachowaniamojego i Harry'ego, kiedy przy stole John dygotał na widok butelki, a my piliśmy w jego obecności,wychwalając smak wina.Nie polegała też na moich słowach i straciła do mnie zaufanie.Między nami utrzymy-wał się lekki dystans i nawet wrodzona życzliwość Celii nie potrafiła go pokonać.Kiedy patrzyła w odbiciemoich oczu, nie umiałam określić, o czym myśli. Chyba mogłabyś pojechać obejrzeć pszenicę  odezwała się kusząco. Naprawdę mogłabyś,gdybyś tylko zechciała, Beatrice. Tak  odrzekłam z uśmiechem. To już prawie rok.Z radością pojezdziłabym znów po nizinach.Każ chłopcom stajennym przygotować Tobermory'ego.Celia skinęła głową i wyszła z pokoju, zabierając po drodze swoje szycie.Lucy wręczyła mi szarerękawiczki i szpicrutę. Już lepiej się panienka czuje  zagadnęła zimnym głosem. Nie znam takiej damy, która byrównie szybko wracała do zdrowia, panienko Beatrice.Czasami myślę sobie, że nic panienki nie powstrzyma.Tygodnie spędzone w łóżku stanowiły dobry odpoczynek.Wzięłam Lucy za ramię tuż powyżej łokcia,ścisnęłam mocno i przyciągnęłam ją ku sobie. Nie podoba mi się ton twego głosu, Lucy  odezwałam się w zaufaniu. Wcale mi się nie podoba.Jeśli chcesz sobie poszukać nowej pracy, mając ostatnią tygodniówkę w pugilaresie, daleko stąd, to tylkopowiedz.Popatrzyły na mnie oczy wieśniaczki  nienawistne, a zarazem tchórzliwe. Przepraszam, panienko Beatrice  powiedziała i spuściła wzrok. Nie chciałam pani urazić.Pozwoliłam jej odejść, wyrażając to lekkim pchnięciem.Wyszłam za nią i hałaśliwie ruszyłam poschodach na dół, do drzwi stajni.Akurat John wyszedł na świeże powietrze; patrzył na gołębie koziołkujące nadachu stajni. Beatrice!  zauważył mnie i badawczo obejrzał moją twarz. Czujesz się lepiej  ocenił.Nareszcie. W rzeczy samej!  oświadczyłam, a blask triumfu rozpromienił mi twarz.Nie mógł mi się jużprzypatrywać jak pacjentce, którą trzeba się opiekować podczas powolnej bolesnej agonii [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl