[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Spokojne życie.Nagle się zjawiłeś i przyniosłeś tenieszczęścia ze sobą! szlochała i krzyczała na przemian. Jeśli chcesz, to rozejrzymy się za innym mieszkaniem.Przejrzę ogłoszeniaprasowe.Wieczorem Ra Mahleine dostała krwotoku.Powiedziała, że z pewnością nie jest tookres.Krwotok osłabił ją bardzo.Przez dwa dni nie podniosła się z łóżka.Musiał nosić jądo toalety.Nie pozwoliła wezwać lekarza.Zabobonnie się ich obawiała, podobnie jakurzędników.Edda przeprosiła za bezsensowną awanturę i było niby po staremu, chociaż wszyscypamiętali jej słowa.24.Praca wypełniała Gaveinowi cały dzień z godzinną przerwą koło południa, któreji tak nie mógł wykorzystać, bo przejazd do domu zajmował zbyt wiele czasu.Podlegały mu trzy osoby: dwie dziewczyny w zbliżonym wieku, Agtha i Gerda, jednaszara, a druga ruda, obie zaś ospałe i powolne, oraz Wilcox, emerytowany policjant,zasuszony i przedwcześnie posiwiały, który pracował w antykwariacie chyba tylko po to,by móc za darmo czytać książki.Mówił, że nadrabia zaległości z okresu służby.Wilcoxbył kiedyś czarny, ale niestety osiwiał, a wpis w paszporcie rozpuścił się w rozlanejkawie; dlatego zwykle uważano go za czerwonego lub zaledwie szarego, co niewywoływało jego sprzeciwu.Oczywiście, oficjalna zmiana kategorii społecznej była możliwa.Zdarzało się tojednak wyłącznie w przypadkach wątpliwych, a Wilcox do takich nie należał.Jednakżeby podnieść komuś kategorię, należało jednocześnie obniżyć kategorię komuś innemu.Mogło to zdarzyć się jedynie przy klasyfikowaniu przybywającego z Lavath niktprzecież sam nie wystąpiłby o obniżenie kategorii.Z tych oczywistych powodów procesyaspiracyjne ciągnęły się latami.Podań osób pozbawionych kategorii z reguły nierozpatrywano.Ruch w antykwariacie był niewielki.Agtha drzemała przy kasie; Wilcox wyceniałprzynoszone książki; Gerda snuła się po sali, czasem wypytując potencjalnychnabywców, czego szukają; Gavein zaś nadzorował pracę pozostałych.Najczęściejposzukiwał Wilcoxa, gdy ktoś przyniósł książki na sprzedaż.Z reguły znajdował go przylekturze, na zapleczu antykwariatu. Jeśli ktoś stał przez dwadzieścia lat na rogu 2837 Alei i 5312 Ulicy niezależnie odpogody, to ma prawo czytać przyniesione książki, zanim wystawi je na sprzedaż powiedział kiedyś Wilcox.Gavein zbeształ go, ale w duchu przyznał mu rację i odtąd nieścigał Wilcoxa zbyt gorliwie.Można było łatwo zauważyć, kiedy Wilcox trafił na dobrą książkę: parzył wtedyw półlitrowym metalowym garnku gorzką herbatę i chyłkiem wynosił ją do magazynu.Następnie siadał za regałem i ściągał zniszczone sznurowane buty, które nosił bezwzględu na pogodę.Jego wełniane, wielokrotnie cerowane skarpety były upstrzone nićmio różnych kolorach (miał żonę daltonistkę).Najpierw intensywnie ruszał palcami stóp,żeby ożywić krążenie, a następnie, po pierwszym łyku gorzkiej herbaty, zapadałw lekturę.Zwyczaje Wilcoxa nie były zbyt uciążliwe.Wkrótce Gavein się do nich dostosowałi też podczytywał co ciekawsze książki.Nietrudno sobie wyobrazić, jak wyglądał kiedyś Wilcom na służbie: zamyślony,stojący tyłem do jezdni, którą powinien kontrolować, z rozwiązanymi sznurowadłamii nieregulaminowo ułożonym ekwipunkiem.Zdołał wytrwać do emerytury, ale nieawansował ani razu.25.Kiedyś zadzwoniła Anabel.Pytała, co nowego, jak się urządził i o różne drobiazgi.Spławił ją.Skąd zdobyła numer antykwariatu? Co chciała wysondować?Listonosz Max Hoffard przechodząc przez jezdnię, wpadł pod rozpędzonąciężarówkę.Zmarł w drodze do szpitala.Miał na Imię Murhred, więc policja rozpoczęłaśledztwo.Jego żonę, jako Sulleddę, prewencyjnie zamknięto w szpitalu dla psychiczniechorych.Na wypadek gdyby chciała popełnić samobójstwo.Nikt się nie przejął, że ranisię ją tym jeszcze bardziej.Zmierć Maxa znów wprowadziła napięcie w relacjach z Eddą.Podejrzliwespojrzenia, unikanie rozmowy.Gavein czekał, aż wrócą bezsensowne oskarżenia.Wytrzymała dwa dni. Co ci przeszkadzał ten Max? powiedziała przy obiedzie. Taki spokojnyczłowiek, nie wadził nikomu.Przyniósł wam ten telewizor i w ogóle.Gavein nie odpowiedział.Usuwał spomiędzy zębów kawałek tektury.Nie byłzaskoczony jej wymówkami. Przestań, Edda.Gdy będzie zaćmienie słońca albo rzeka wyleje, to też będzie winaDave a? wyręczył go Massmoudieh.Mimo że biały, wtrącił się do rozmowy i zwróciłuwagę czerwonej.Z twarzy Eddy można było łatwo odczytać, że tak.Gavein nie wytrzymał: Bzdura.Czy zanim przyjechałem, to w tym cholernym Davabel ludzie nie umierali?Edda chwilę się namyślała. Z pewnością umierali.Oczywiście.Ale ich śmierci nigdy mnie nie dotyczyły.Janie pamiętam, żeby umarł ktoś z mojego otoczenia.Nie było sensu tego kontynuować.Wypowiedz Eddy poszła na karb jej ciężkichprzeżyć z ostatnich tygodni.Massmoudieh zapytał, jak działają telewizor i żelazko.Niezręcznie wspomniałprezent od Maxa.Telewizor działał, ale kontrast był tak niski, że zniekształcony silnądystorsją obraz ledwie dało się zauważyć na białym ekranie.%7łelazko zaś po kolejnejnaprawie grzało prawidłowo.Ra Mahleine często z niego korzystała.Była silniejsza,znów zeszła na dół na obiad.Miała nawet blade rumieńce na policzkach.Odmruknęła cośzdawkowego na pytanie Massa.26.Ich gumowy, pneumatyczny materac zawsze był niewystarczająco nadmuchany.GdyGavein układał się obok niej, Ra Mahleine wynosiło w górę. Znów słoń się tu tarzał parskała albo: Zesypali wór ziemniaków.Czasemwołała: Znowu mnie wystrzelili z katapulty.Albo: Przyszedł niedzwiedz i uwalił siędo barłogu.Bardzo go to cieszyło, zrzędziła bowiem tylko wtedy, gdy była w formie.Potakiej uwadze stawała się znowu słodka i kochana.Gavein uważał dawniej, że potrafiłabyć jędzą z wdziękiem.Teraz nie zmienił zdania.Odpłacał jej żartobliwie: Jasnacholera.Nie nadużywał tego określenia, chyba, że była naprawdę w dobrym humorze.Kupił w komisie żelazne łóżko.Innych nie mieli na składzie.Lakier obity, alekonstrukcja solidna i trwała, a do tego solidny sprężynowy materac.Gdy umył się i ułożył obok niej, zaczęła. Jak się myjesz, to jakby słoń tam się kąpał prychnęła ze złością, zamiastpochwalić, że nie wzleciała w górę. Woda dudni o wannę, jakby kto walił młotem.A potem tak długo spływa i rezonuje, że cały dom się trzęsie.Można oszaleć!Lubił te jej abstrakcyjne wymówki, widział, że znów była sobą.Przeciągnął się.Trzasnęły stawy.Wziął ją w ramiona.Była cudowna w dotyku, ciepła i pachnąca. W ogóle to tu jest duszno.Pokój jest taki mały, a ty jeszcze tak wciągasz powietrze,że nic dla mnie nie zostaje.Nie mam czym oddychać przez ciebie! wybuchnęła,łagodnie wyrywając się, ale nie za mocno, żeby przypadkiem jej nie puścił.Zaczął ją pieścić, pomimo, że z początku jeszcze się boczyła na niego.Wymówki RaMahleine zaczynały się zawsze na serio. Czego najbardziej u mnie nie lubisz? zapytał.Lekko ugryzł ją w delikatny płatekuszka.Gdy włosy rozsypywały się na boki, okazywało się, że Ra Mahleine ma odstająceuszy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]