[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.• Często widzi pan wahanie w oczach pacjenta na moment przed operacją?Dziś nawet była taka pani, miała poddać się operacji nosa.Przebrana, przygotowana donarkozy, z wkłutym wenflonem, nagle mówi: „Panie doktorze, ja chyba panu jednak ucieknę”.A ja na to: „Proszę bardzo, zawsze może pani uciec”.„Naprawdę mogę?” „Oczywiście.Wyciągniemy wenflon, pójdzie pani do domu i przemyśli sprawę”.• I poszła?Nie, jednak została.Ale szczerze mówiąc (chociaż jest to dla nas spora niewygoda), wolę,żeby taka pacjentka jeszcze raz na spokojnie wszystko przemyślała i ewentualnie wróciła za kilka dni, niż podejmowała decyzję ze strachu, pod wpływem niedobrych emocji.• Mimo że naraża się pan w ten sposób na straty finansowe?Gorsza od strat finansowych jest konieczność znalezienia nowego terminu operacji, bokolejka ciągle rośnie, a przecież nie mogę później takiej pacjentki odesłać z kwitkiem.• Pamięta pan pacjenta, który przyszedł do pana gabinetu z zamiarem poprawieniasobie dosłownie wszystkiego? Absolutnie nic mu się nie podobało.Nie zakwalifikował gopan do operacji, mimo że jeszcze kilkakrotnie próbował namówić pana na zmianę decyzji.Takie sytuacje bywają dla pana emocjonalnym wyzwaniem?Szczęśliwie nieczęsto się to zdarza, a ten pacjent został odesłany do psychologa, o iledobrze pamiętam.Ale podobne sytuacje mają czasami dramatyczny finał.Jakiś czas temu przyszedł do mniemłody, dwudziestoletni chłopak.Narzekał na poszerzony czubek nosa.Nie była to duża wada, ale rzeczywiście rozumiem, że mogła mu przeszkadzać.Zabieg został przeprowadzony, wydawałosię, że wszystko jest w porządku.Po jakimś czasie pojawił się jednak z pomysłem powiększenia ust.Tego już nie byłem w stanie zrozumieć, bo usta miał bez zarzutu, więc zacząłem drążyći pytam, dlaczego czuje potrzebę wprowadzania dalszych zmian.A on mówi, że czuje do siebieogromną niechęć, prawie wstręt, i że niczego w sobie nie lubi.„Niedobrze” – pomyślałem.Już czułem, że problem leży gdzie indziej.Odmówiłem wykonania zabiegu, nie proponując munawet kosmetycznego powiększenia ust.Pacjent wyszedł, a po kilku godzinach zadzwoniła jegomama: „Panie doktorze, chciałabym się spotkać na rozmowę w sprawie mojego syna.Pan muodmówił, ja to rozumiem, ale musi pan jeszcze o czymś wiedzieć”.Podczas spotkaniapowiedziała, że chłopak od dawna nie akceptuje swojego wyglądu, że podejmował wcześniejpróby samobójcze i że jej zdaniem ta operacja poprawiłaby jego samopoczucie.Odpowiedziałem,że według mnie to niczego nie załatwi, i na takim etapie się rozstaliśmy.Przez dłuższy czas o pacjencie nie słyszałem.Po kilku miesiącach wrócił, tym razemz pomysłem poszerzenia sobie kątów żuchwy, żeby wyglądały na bardziej męskie.• Taki zabieg się w ogóle wykonuje?Tak, wkłada się specjalne implanty od strony jamy ustnej.I rzeczywiście, żuchwa u niegonie była w tych miejscach specjalnie wypukła, więc teoretycznie kwalifikowałby się do zabiegu.Ale w momencie, kiedy zacząłem mówić o ewentualnych zagrożeniach, on przeszedł do jakiejśbardzo dziwnej opowieści.Mówił, że nie boi się niebezpieczeństwa, wręcz przeciwnie, że go ono nakręca, że jego ulubioną rozrywką jest chodzenie po gzymsach wieżowców itp.Zapytałem, czyw tej sytuacji nie byłaby wskazana konsultacja psychologiczna, a on na to, że od lat leczy się psychiatrycznie i właśnie psychiatra zasugerował operację plastyczną jako element terapii.Poprosiłem wobec tego o pisemne zaświadczenie od psychiatry.I faktycznie, ku mojemuzaskoczeniu, kilka dni później jego mama przyniosła zaświadczenie, na którym było napisane:„W całym procesie leczenia ten zabieg może być elementem pomocnym” itd.• Przekonało to pana?Miałem spore wątpliwości, bo wie pani, kiedy ktoś jest chory psychicznie, „nóż” nie jestnajlepszym lekarstwem.Ale z drugiej strony – specjalista zalecał.Zgodziłem się.Poprawiliśmy kąty żuchwy.Minęło kilka dni, chłopak nie stawił się na zdjęcie szwów.Po jakimś czasiezadzwoniła jego mama z informacją, że on się truł, był reanimowany, trafił do szpitala, a podczas reanimacji wyłamano mu jeden z kątów zoperowanej żuchwy i implant się przesunął.Bardzoprosiła, żeby to poprawić; przekonywała, że chłopak jest już w domu, całkowicie stabilnyemocjonalnie.Tak też zrobiłem.Dwa lata później, może nawet mniej, znowu odebrałem telefonod mamy tego pacjenta – chłopak skoczył z dachu.Niestety tak się ta historia skończyła.Od tej pory mam nauczkę i wiem na pewno, że w takich przypadkach nie tędy droga…• Z drugiej strony trudno było nie włączyć się w proces leczenia zalecanego przezspecjalistę…Ale, jak widać, w niczym to nie pomogło.Być może nawet było dla chłopakadodatkowym źródłem stresu, a i we mnie na pewno wywołało niepotrzebne emocje.Te rozmowyz nim i z jego mamą należały do wyjątkowo trudnych i naprawdę sporo mnie kosztowały.Staramsię bronić przed emocjonalnym szantażem, który wymuszałby na mnie wykonywanie kolejnychbezsensownych zabiegów.• Ale czasami ulega pan takiej presji?Problem polega na tym, że czasami bardzo trudno jest jej nie ulec.Najtrudniej, gdy padająargumenty typu: „Nie może mnie pan tak zostawić, panie doktorze, przecież jest pan moimlekarzem” itp.• Wobec tego, kiedy mówi pan „stop”?Kiedy widzę, że to jest patologia.• A jakaś granica? Nie wiem – liczba wykonanych operacji, częstotliwość składanychwizyt, nieustające prośby o poprawki?Zależy, to są naprawdę bardzo indywidualne przypadki.Czasami trudno rozpoznawalne,mało ewidentne.Pamiętam pacjentkę, która przyszła do mnie, żeby poprawić sobie nos zoperowanyu kogoś innego.Teoretycznie – sprawa oczywista, bo rzeczywiście nos nie wyglądał dobrze.Poprawiliśmy.Po jakimś czasie pani wraca z prośbą, żeby zmienić kształt nosa na mniej idealny.Mówię, że to niemożliwe.A ona: „To proszę zrobić z nim cokolwiek”.Czasem trudno podczasjednej, trwającej dwadzieścia minut rozmowy wyczuć, że za tym wszystkim kryje się jakieśodstępstwo od normy, jakaś aberracja.• Podczas nagrań do serialu miał pan do czynienia z co najmniej dwiema takimisytuacjami [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl