[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zobaczysz! - odgra\ał się.Tata w tym samym 1953 roku kupił okazyjnie od rybaka w Mikołajkach łódz motorową.Kiedy pierwszy raz mnie na nią zabrał z Karolem Małłkiem i Januszem, to z przystani niemógł ruszyć.Szarpał za linkę startową - i nic.Małłek z bosakiem na pokładzie dogryzał mu: -Do dupy ten twój motor, Igor, do dupy! Zesrasz się na maz i nie ruszysz! Ty ciągniesz zalinkę, a on ci popierduje pyr-pyr-pyr, bracie.- W rytm taty szarpnięć stukał bosakiem idyrygował: - Ej, rup! Ej, rup! I psiard! - śmiał się.Wreszcie ojciec spojrzał na niego morderczo i jak zraniony lew ryknął:- Karool! Jak nie skończysz, to cię zepchnę z pokładu do wody! Z tym bosakiem!Uprzedzam!Teraz Małłek zesrał się na maz, bo nie umiał pływać, i zamilkł, a ojciec, usmolony smarem,dalej szarpał za linkę, klnąc silnik: - Sukinsyn! Zaciął się, psia go mać!W drugiej połowie września ojciec zaplanował spływ motorówką z Mazur do Warszawy.Dokładnie opracował trasę.Płynęliśmy rzeką Pisą do Narwi.W Ostrołęce zatrzymaliśmy sięu Włodka Seferyniaka.Na Narwi była piękna słoneczna pogoda i chcieliśmy zrobić jaknajdłu\szy etap.Ojciec miał ten nawyk z kajaka.Zaczęło się zmierzchać i widoczność byłacoraz gorsza.Zapadł zmrok i pod jakimś mostem wpadliśmy na kamienie.Motor zgasł.Tatapróbował go zapalić, ale na pró\no.Zrobiła się noc, na niebie pojawiły się gwiazdy i ojcieckazał mi wyskoczyć na brzeg i iść na zwiad.Zobaczyłem, \e utknęliśmy przy młyniewodnym.Na skarpie stała chata.Powiedziałem o tym ojcu, a on zdecydował, \e tamprzenocujemy.W oknie się świeciło, gospodarze nie spali.Wzięliśmy graty z łodzi izapukaliśmy do drzwi.Gospodarze byli zaskoczeni, ale miło zaprosili nas do środka.Do nichnale\ał ten młyn.Młynarz powiedział, \e pod wodą jest pryzma kamieni, jak ktoś nie wie, towpada, zwłaszcza w nocy, i my nie pierwsi.Młynarzowa, czując, \e jesteśmy głodni, zaczęłaszykować do stołu.Miała sma\oną rybę, salceson własnej roboty i świe\o pieczony chleb wpiecu.- Jak takie pyszności, to i owszem.Skorzystamy! Auj, synu! Wiedzieliśmy,gdzie się rozbić! - Tata radośnie zatarł ręce.Młynarzowa wyjęła razowiec jak młyńskie koło, zaczęła go krajać i smarować szmalcem.- Pajdy jak do kosy! - zaśmiałem się.- Po takiej podró\y dobre - odparła.Postawiła kamienny garnek z kiszonymi ogórkami.Zapachniało w izbie.- Jak takie przyjęcie, to i flaszka musi się znalezć! - Tata postawił butelkęjarzębiaku na stole.54- Monopolka? - Młynarz z szacunkiem wziął ją w rękę.- Dla lepszych go-ściów.My to pijem własny.A pan starszy dokąd z tą łodzią?- Próbujemy do Warszawy! - rzekł ojciec.-No, tak.Tam lepiej.Bo u nas bida, panie.Skrzypiąca.Nie idzie \yć ju\ z domiarem.Pókico, to jeszcze mielę, ale z prywatnych tylko ja jeden został.Wnet i mnie upaństwowią.Dobrze jak nie wsadzą.Paru na kułackim paragrafie ju\ się przejechało do UB.Człowiek wtrzecim pokoleniu młynarz i tak cisną, \e z torbami trza będzie iść w las na jagody.Jakdawniej wyrobniki.Teraz one pany, a my krwiopijce - skar\ył się.Gospodyni podała rybę izaczęliśmy jeść.Tata rozlał do kieliszków.- śonie pan nie leje, bo brzuchata.Widzisz pan.Rodzić będzie za miesiąc.Istotnie młynarzowa była w cią\y.W mrocznej izbie tego nie zauwa\yłem. - W takim razie zdrowie następcy.Oby nam się, panie młynarzu.Najlepszego!-I dla pana starszego! I syna.- Trąciliśmy się kieliszkami.- Au-ju-juj! Co za pyszności.A\ się uszy trzęsą.- Tata ze smakiem mlasnąłi zaczął jeść.Ja te\ zapylałem  migem".Ojciec jak zwykle rozgadał się, opowiadał o Mazurach i swoich polowaniach.- Aadną ma pan fuzyję.To śrutówka? - spytał młynarz.- Dryling o trzech lufach.Dwie na śrut jak dubeltówka, a jedna na kulę.Jaknasadzę lunetę, panie drogi, i ustawię się na ambonie, to mogę byka ustrzelićnawet na dwieście metrów.- Coś takiego.Galanta rzecz - westchnął.Długo gadali.Knot w lampie naftowej zaczął mi się troić w oczach, a ludowe makatki ześcian wpłynęły na białe kafle pieca i czarne sagany [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl