[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Moglibyście dać go Katherine? To jej ulubiony.Lepiej, żeby się nie przeziębiła.I co teraz? Nie mogłam wziąć tego swetra, ale jak jej odmówić?Czułam się okropnie, okłamując tę biedną kobietę.Nie potrafiła sobie przypomnieć, żejej bratanica zniknęła wiele lat temu.Miałam wrażenie, że zaraz pęknie mi serce.Skręciły mi się wnętrzności, a do oczu napłynęły łzy.Musiałam uciekać.Natychmiast.TRACH.Przez moje ciało przepłynął prąd.Azawiące oczy zapiekły, rozbłyskując złotym blaskiem, a zmysły wskoczyły na wyższe obroty.Hi dostrzegł moją przemianę i stanął pomiędzy mną a Sylvią. Pani Briggerman, nie brakuje pani lodu? Lepiej sprawdzmy pojemniki. Lodu?Zaprowadził zdezorientowaną staruszkę do kuchni.Tykanie zegara brzmiało niczym uderzenia piorunów odmierzane metronomem,a w pomieszczeniu obok zawodziła lodówka.Pod wpływem impulsu przytknęłam sweter Katherine do nosa i wciągnęłam powietrzegłęboko w nozdrza.Z początku czułam wyłącznie wełnę i kurz, ale już po chwili fałdy materiału uwolniłydelikatną mieszankę zapachów.Szampon, pot i tonik do twarzy.W mojej głowie pojawił się niewyrazny obraz.I zaraz potem zniknął.Zachowałam nowe wrażenia w skrytkach pamięci do pózniejszej analizy.Puk, puk. No dobrze, dzieci!  zawołała zza drzwi Parrish. Sylvia musi teraz odpocząć.PACH.Flesz minął i mój umysł oczyścił się z obcych doznań, ale charakterystyczny zapachswetra Katherine pozostał, zakopany w najgłębszych zakamarkach mózgu.Zamachałam do Hi i kiwnęłam w stronę drzwi. Do widzenia, babciu Sylvio  powiedział głośno. Niedługo znów cię odwiedzimy!Sylvia usiadła na kanapie i rozprostowała fałdy długiej satynowej sukni.Nie zwracającna nas uwagi, oparła się, zamknęła oczy i zaczęła chrapać.Zostawiłam sweter koło niej.***Wracając do miasta autobusem, przetrząsałam w iPhonie Internet w poszukiwaniujakichkolwiek wzmianek na temat Abby Quimby.Znalazłam dwa numery.Wybrałam pierwszy.Nieaktualny.Spróbowałam zadzwonić pod drugi.Po trzecim sygnale odebrała kobieta. Abby Quimby?  zapytałam. Tak  odparła nieznajoma, bardziej zaciekawiona niż nieufna.Postanowiłam nie marnować czasu. Katherine Heaton?  Quimby była zszokowana. Nie słyszałam tego nazwiskaod czterdziestu lat.Dobry Boże, wreszcie ktoś ją znalazł? Przykro mi, niestety nie. Nienawidziłam kłamać, ale musiałam zachować ostrożność. Aktualizuję bazę danych Doe Network i pomyślałam, że może ma pani jakieś informacje,które okazałyby się istotne dla sprawy. Bardzo chciałabym pomóc, tylko że wszystko powiedziałam już policji.W dniu,w którym Katherine zniknęła, byłyśmy umówione na lunch, a ona nie przyszła. Sylvia Briggerman powiedziała mi, że pracowała pani z Katherine nad jakimśprojektem naukowym. Tak, rzeczywiście. Quimby zamilkła na chwilę. Wie pani co, nie wydaje mi się,żebym wspominała o tym projekcie w zeznaniach.Nikt nigdy nie pytał, a ja uznałam, że tonie ma żadnego znaczenia. Proszę mi powiedzieć wszystko, co pani pamięta.  Miałyśmy przeprowadzić pomiary ekologiczne.Naprawdę nic skomplikowanego odparła. Chciałyśmy z Katherine uczyć się o zagrożonych gatunkach.To był roksześćdziesiąty dziewiąty i ruch ochrony środowiska dopiero nabierał rozpędu.Katherinechodziła po plażach, badając populacje zwierząt. Czy pamięta pani, dokąd chciała iść tego dnia, gdy zniknęła? Mój Boże!  rzuciła podekscytowanym tonem kobieta. Do latarni morskiej na Morris.Całkiem o tym zapomniałam, ale teraz pamiętam tak dokładnie.Nie jestem pewna, czywspominałam o tym śledczemu, który mnie przesłuchiwał.Byłam wtedy bardzozdenerwowana.Mój puls przyspieszył.W raporcie na stronie poświęconej osobom zaginionym nie byłoani słowa o latarni na Morris Island. A czy przypadkiem nie była to latarnia, którą w tym samym roku zamknięto? Tak.Zastąpiła ją latarnia na Sullivan s Island.Katherine chciała sprawdzić, jakiegatunki ptaków się tam gnieżdżą.Zastanowiłam się nad tym.Latarnia na Morris Island stała na mieliznie, a to oznaczało,że nawet przy odpływie znajdowała się bardzo blisko wody. Jak Katherine zamierzała dostać się do latarni? Woziła w swoim vanie nieduży kajak. Chwila ciszy. Właśnie dlatego jej zniknięciebyło takie podejrzane.Przecież gdyby się wywróciła na morzu i utopiła, samochód stałbytam, gdzie go zaparkowała, zgadza się? A nie stał? Nie.Nigdy go nie odnaleziono.Czekałam, mając nadzieję, że Quimby powie coś więcej.Powiedziała. Zaraz, zaraz. Nagle podekscytowanie znikło z jej głosu. Tak, teraz sobieprzypominam.Policja sprawdzała latarnię w czasie poszukiwań.Nic nie znalezli. Czy jest pani pewna, że Katherine tam popłynęła? Nie.W słuchawce szumiała cisza. Choć rzeczywiście znalazła jakiś interesujący gatunek.Nie żeby miało to terazjakiekolwiek znaczenie, niech Bóg ma ją w swojej opiece. Jaki gatunek?  zapytałam. Szczerze mówiąc, nie mam zielonego pojęcia.Zostawiła mojej mamie wiadomość, alebez żadnych szczegółów.A potem zniknęła. Czy ktokolwiek inny mógłby to wiedzieć? Wątpię [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl