[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Tak, szkoda studiosusa  westchnął Stachowicz, gestemzapraszając ich, by weszli. Co prawda, prawie go nie znałem.Sąsiadprzez ścianę to nie to samo co drzwi w drzwi.Proszę wejść, tylkoostrożnie, mam tu lekki chaos.  Lekki chaos okazał się bardzo łagodnym określeniem.Mieszkanko,identyczne jak u Abaddona, stanowiące tylko lustrzane odbicie tamtego,było całkowicie zastawione ramami i płótnami, pod nogamiponiewierały się różne śmieci, puste butelki, jakieś szmaty, wyciśniętetubki po farbie.Pokój, w którym Abaddon miał sypialnię, służył Stachowiczowi zastudio.Pod oknem goście ujrzeli niedokończony obraz, przedstawiającynagą kobietę na czerwonej sofie (ciało było starannie namalowane,głowy na razie brakowało), a pod przeciwległą ścianą staławzmiankowana sofa, rzeczywiście nakryta czerwoną draperią, na sofiezaś rzeczywiście półleżała kompletnie nieubrana dziewoja.Miałaperkaty nos, piegi i rozpuszczone słomiane włosy.Patrzyła na gości zleniwym zaciekawieniem i nawet nie próbowała czymś się okryć. To jest Daszka. Malarz wskazał modelkę. Leż, Dunia, nieruszaj się, z wielkim trudem ułożyłem cię jak należy.Państwo przyszlizapytać o tego głupka zza ściany, który się powiesił.Zaraz pójdą. Aa  przeciągnęła Daszka vel Dunia, siąkając nosem. To ten,który wiecznie walił pięścią, żebyśmy się ciszej kłócili? Ten.Okazało się, że książę Gendzi jest ogromnie staroświecki i hołdujemieszczańskim konwenansom.Na widok gołej modelki strasznie sięzmieszał, odwrócił głowę o sto osiemdziesiąt stopni i zaczął się jąkaćdwa razy więcej niż zwykle.Kolombina uśmiechnęła się protekcjonalnie.Prospero na jego miejscu nawet by okiem nie mrugnął.Co prawda, Japończyk Masa też wcale się nie speszył.Wbił wzrok wleżącą dziewoję, cmoknął z aprobatą i rzekł: Piękna panna.Okrąglutka i nogi grube. Masa!  krzyknął zaczerwieniony Gendzi. Ile razy mam cipowtarzać? Przestań się gapić! Nie jesteś w Japonii!Duni jednak słowa Japończyka bardzo pochlebiły. Co państwa właściwie interesuje?  zapytał malarz, kolejnooglądając przybyłych zmrużonymi oczyma. Ja przecież naprawdę gonie znałem.Ani razu u niego nie byłem.W ogóle wyglądał mi na mruka.Ani kolegów, ani hulanek, ani kobiecych głosów.Istny pustelnik. Biedaczek, bardzo był brzydki, cała gęba w krostach  odezwałasię Dunia, drapiąc się w łokieć i patrząc na Masę. A płcią piękną tonawet bardzo się interesował.Jak się czasem spotykaliśmy w bramie, tocałą mnie obmacywał oczkami.Gdyby był śmielszy, to mógłby sięnawet podobać.Te krosty to z samotności.A oczy miał ładne, takiesmutne i niebieskie jak chabry. Zamknij się, głupia  zbeształ ją Stachowicz. Jak cię takposłuchać, to można by pomyśleć, że wszyscy mężczyzni nic, tylkokombinują, jak by się dobrać do twoich wdzięków.Chociaż to racja: byłnieśmiały, słowa nie dało się z niego wyciągnąć.I rzeczywiście, bardzosamotny, zagubiony.Ciągle coś buczał wieczorami.Coś rytmicznego,jakby wiersze.Czasem śpiewał, mocno fałszując  przeważnie pieśni ukraińskie.Zciany są tu z desek, słychać każdy dzwięk.Cały pokój był obwieszony szkicami i etiudami, głównieprzedstawiającymi kobiecy tors w rozmaitej perspektywie i różnychpozach, przy czym spostrzegawczy obserwator mógł z łatwościązauważyć, że za model do tych wszystkich studiów posłużyło ciałoDaszki Duni. Proszę mi powiedzieć  zainteresowała się Kolombina  czemuzawsze maluje pan jedną i tę samą kobietę? Czy to pański styl?Czytałam, że są teraz w Europie malarze, którzy przedstawiają tylkojakiś jeden przedmiot: filiżankę, kwiat w wazonie albo bliki na szkle,starając się osiągnąć doskonałość. Jaka tam doskonałość!  Stachowicz odwrócił się i przyjrzałżądnej wiedzy pannie. Skąd mam brać pieniądze na inne modelki? O,choćby na przykład pani.Nie będzie mi pani przecież pozować tylko zmiłości do sztuki, prawda?Kolombinie wydało się, że jego przymrużone oczy myszkują jej podżakietem. A ma pani interesującą figurę.Linia bioder jest wprostuwodzicielska.A piersi z pewnością w kształcie gruszek, lekkoasymetryczne, z dużymi aureolami.Zgadłem?Masza Mironowa, słysząc coś takiego, z pewnością by zmartwiała ioblała się krwistym rumieńcem.Ale Kolombina ani drgnęła i nawetzdobyła się na uśmiech.  Z za pozwoleniem! Jak pan śmie m mówić coś p podobnego! ze zgrozą zakrzyknął Gendzi, gotów chyba w obronie czci damynatychmiast rozerwać zuchwalca na strzępy.Ale Kolombina ocaliła malarza przed nieuniknionym pojedynkiem,mówiąc z niezmąconym spokojem: Nie wiem, co ma tu do rzeczy  aureola , ale zapewniam pana, żepiersi mam absolutnie symetryczne.A co do kształtu, to się pan nie myli.Nastąpiła krótka pauza.Malarz kontemplował talię śmiałej panny,Gendzi ocierał czoło batystową chustką, Masa zaś podszedł do modelki ipodał jej wyjęty z kieszeni cukierek w zielonym papierku. Landrynka?  spytała Daszka Dunia. Merci.Kolombina wyobraziła sobie, jak Stachowicz, stawszy sięznakomitością światowej sławy, przyjeżdża do Irkucka z wystawą swychprac.Najważniejsze z płócien to akt Uwiedziona Kolombina.Ależ byłbyskandal! Chyba warto się nad tym zastanowić.Malarz jednak patrzył nie na nią, lecz na Japończyka. Co za niesamowita twarz!  wykrzyknął i w podnieceniu zatarłręce. A w pierwszej chwili nie spostrzegłem! Ileż blasku w oczach, ate bruzdy! Czyngis chan! Tamerlan! Proszę pana, muszę koniecznienamalować pański portret!Kolombina poczuła się dotknięta: zatem ona ma tylko interesującąfigurę, a ten sapiący Azjata to Tamerlan? Gendzi również wpatrzył się wswego kamerdynera z niejakim zdumieniem, Masa zaś wcale się nie zdziwił  jedynie odwrócił się bokiem, żeby artysta mógł ocenić jegospłaszczony profil.Gendzi ostrożnie pociągnął malarza za rękaw. Panie Stachowicz, nie przyszliśmy tu po to, żeby panu p pozować.Stróż nam mówił, że w noc samobójstwa podobno słyszał pan zza ścianyjakieś niezwykłe odgłosy.Niech się pan postara opisać je w miaręmożności jak najdokładniej. Coś takiego nieprędko się zapomina! Noc była burzliwa, za oknamiwył wicher, drzewa trzeszczały, a i tak było słychać. Malarz podrapałsię po karku, zbierając myśli. No więc tak.Do domu wrócił przedpółnocą  strasznie głośno trzasnął drzwiami, czego wcześniej nigdynie robił. Oj, tak!  wtrąciła Daszka Dunia. Powiedziałam wtedy:  Upiłsię.Teraz zacznie i dziwki sprowadzać.Pamiętasz?Gendzi zmieszany zerknął na Kolombinę, czym ją bardzo rozśmieszył.Boi się, że ona się zgorszy, czy co? Przecież i tak widać, że Daszkaspędza tu nie tylko dni, ale i noce. Tak, właśnie tak powiedziałaś  potwierdził malarz. Kładziemysię pózno.Ja pracuję, Dunia ogląda obrazki w pismach, czeka, ażskończę.Ten tupał za ścianą, miotał się po pokoju, coś mamrotał.Paręrazy wybuchnął śmiechem, potem zaczął płakać  jednym słowem, jaknie on [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl