[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Już po kwadransie użytkowania tych wszystkich narzędzi Paweł uwolnił się od brzemienia,którym okazała się kupa żelastwa, wymieszanego ze szczątkami kartonu.Rzeczywiście trzymałobut.Z chwilą zabrania, mu buta brzęknęło głucho i zwarło zębate szczęki z przerażającą siłą. Wilcze.? powiedział Paweł ze zgrozą. Chyba raczej na słonia! Skąd to masz? Z kocich worków.Wysunęłam supozycję, że manekin jest tego samego pochodzenia.Alicja przyświadczyła. Był w kawałkach dodała. Poskładałam go na wszelki wypadek, bo mógł się przydać. Z takim ciężkim dałaś sobie radę? zainteresował się podejrzliwie Paweł.Alicja miała zapewne przypływ szczerości, bo udzieliła odpowiedzi. Sam z siebie nie był taki ciężki, ale nasypałam do niego ziemi.Do korpusu.Akurat mi tu stałpod ręką, jak przesadzałam kwiatki i musiałam się pozbyć starej ziemi z doniczek.Zarażona byłataką grzybicą, więc nie chciałam jej mieszać z dobrą i zarażać sobie całego ogrodu.A potem o niejzapomniałam. No dobrze, a dlaczego tę potworną pułapkę zamontowałaś w pudle? %7łeby nikt nie wlazł. A, to ci się rzeczywiście udało rewelacyjnie!Weszliśmy wreszcie na górę, Alicja ruszyła do telefonu i nagle cofnęła się znów do atelier.Zezmarszczonymi brwiami odkopała spod nóg kilka przeszkód i dotarła do kąta, dokładnieprzeciwnego lokalizacji pasożyta.Zajrzała za stos rozwalonej makulatury. No proszę powiedziała gniewnie. Tego tu przedtem nie było.To znaczy owszem, było, aleschowane.Ktoś wywlókł.Zaczynam mieć naprawdę dosyć tego grzebania w moim domu!Za stosem, częściowo przywalony starymi numerami National Geographic, leżał bardzowypchany koci wór.Pozbyliśmy się wątpliwości, pasożyt musiał tu grasować, znalazł kolejny łup,zapewne chciał go zabrać, ale potknął się o coś, zleciał ze schodów w pozycji bardzo niewygodnej,do tyłu, zabił się, a wór ocalał.Stworzyło to odrobinę nadziei. Po pierwsze, wezmy go do salonu i przeszukajmy powiedziałam stanowczo. A po drugie,wygląda na to, że grzebanie masz już z głowy.Sprawca opuścił ten padół, spółka Pamela-pasożytprzeniosła się na lepszy świat i niech im ziemia lekką będzie! Paweł, sięgnij. Mieliśmy nic nie ruszać? A, czort bierz.Już i tak ruszyliśmy dosyć dużo.Bierz worek i chodzmy stąd, a ona niech sięnie mądrzy.Alicja, dzwoń!Alicji się nie śpieszyło.W pierwszej kolejności przystąpiła do produkcji kawy, potem znalazłapołówkę papierosa, zapaliła i usiadła przy stole. Co za różnica, kiedy zadzwonię? powiedziała spokojnie. Przecież nie musieliśmy goznalezć akurat teraz, nie? Znacznie logiczniej byłoby rano.Prawie bez namysłu przyznaliśmy jej słuszność.Nie było żadnego powodu szlajania się poatelier w środku nocy, chyba że zwabiłyby nas tam hałasy.A, właśnie, Alicja stwierdziła, że pasożytwykorkował już co najmniej dwie godziny temu, może nawet trzy, leciał niewątpliwie z potężnymhukiem, waliło się za nim całe drewno, jakim cudem mogliśmy tego nie słyszeć? Nas nie było przypomniała Beata. Ale wy.? Rzeczywiście dziwne. Wychodek mruknęła Alicja.Znów miała rację.Istotnie, spuszczałyśmy wodę, obie kolejno, korzystając z tego, że niktjeszcze nie śpi.Rezerwuar robił wrażenie, jakby przybywało mu sił i natężenie wydawanychprzezeń dzwięków z dnia na dzień rosło, przerazliwe i długotrwałe ryki mogły zagłuszyć waleniesię w gruzy całego wieżowca, a nie tylko zwyczajne spadanie ze schodów.Możliwe, że pasożyt,ogólnie starający się o ciszę, specjalnie wybrał sobie występ wychodka, żeby coś szarpnąć alboprzerzucić z hałasem.Było to jedyne sensowne wytłumaczenie, bardzo dobrze, ale co, wobec tego,usłyszał Paweł?Został przesłuchany dokładnie.Lepiej pózno niż wcale.Najpierw sprecyzował widoki w ogrodzie.Coś siedziało na tarasie prawie pod samymidrzwiami, w winorośli i dracenach, i, jego zdaniem, był to skulony człowiek.Klęczał albo tkwił wkucki.Drzwi stały otworem. A myśmy tu rozmawiały przypomniałam Alicji. O ile pamiętam, właśnie o workach watelier.Pasożyt, oczywiście.Podsłuchiwał, a potem poszedł szukać tych worków. Którędy? Atelier było zamknięte. Jesteś pewna? Paweł, ty otwierałeś.To się czuje w ręku, zwolniłeś zatrzask i prztyknęło czy przesunęły sięzwyczajnie? Nie wiem powiedział stanowczo Paweł. Nie zwróciłem uwagi.Zabiłem człowieka, trupleży, coś mnie trzyma za nogę, pełno drewna wszędzie, a ja się mam zajmować prztykaniem.Ledwo mi się udało dosięgnąć tej klamki! Jeśli samymi końcami palców, to zamknięte nie były zaopiniowałam stanowczo. Tylkodosunięte i pasożyt wlazł bezproblemowo.Zleciał w koprodukcji z rezerwuarem. Dobrze, to już wiemy.Co usłyszałeś pózniej?Paweł zastanowił się głęboko. Nie mam pojęcia.Rumor.Coś zleciało.Gruchotało.Nie wiem, co to mogło być. Jeśli wyrwało cię ze snu. Bez przesady, nie wyrwało, sam się obudziłem chwilę wcześniej.Niewygodnie mi było i nielubię spać w ubraniu.Ale zagruchotało, zanim całkiem oprzytomniałem. Coś tam mogło się słabo trzymać i poleciało bez powodu powiedziała w zadumie Alicja.Tak jak manekin.Gdyby pójść i popatrzeć, może by się odgadło, ale nie wiem, co na to gliny.Zaraz.Uzgodnijmy, kiedy go znalezliśmy i nie mówmy o bitwie Pawła z tą kukłą.Wszedł, potrąciłregał i wszystko runęło bez walenia po mordzie. Popieram rzekł energicznie Paweł
[ Pobierz całość w formacie PDF ]