[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Matka uwolniła mnie od talerza i zgarnęłaniechętnym ruchem okruszki chleba z blatu.Bruzda w kąciku ustrozrosła się w zły grymas. Już pięć dni, jak wyjechał  dodała, co zbiłomnie nieco z tropu. Kiedy wróci?  Podniosłem na nią oczy, ale natychmiastopuściłem je na zaplamiony stół.Zrozumiałem, że może nie wrócić.Wyczytałem to z jej twarzy, tak jak ona potrafiła z mojej wyczytać głód. Zresztą, co za różnica kiedy  dodałem lekceważąco. Co tu po nim, skoro nic go nigdy nie obchodziło.Matka w milczeniu sprzątała ze stołu, ale dałbym głowę, że temoje słowa, pozbawione smaku jak kapuśniak, były jej potrzebne.Możepasowały jak ulał do myśli kłębiących się pod niechlujną trwałą matki,a może tylko ją uspokoiły? Ech, skurwiel, nie mąż  pomyślałem o ojcu,zanim pokonałem przestrzeń stołowego i ukryłem się przed bólem matkiwe własnym pokoju.Kiedy przyszedł Edek, leżałem w butach na białej pościelii wyobrażałem sobie, że jestem na wycieczce zagranicznej, w Paryżualbo Londynie.Dla mnie osobiście zagranica jest jedna, więc nieupieram się, żemuszę być w jakimś konkretnym miejscu.Myślę, żeParyż i Londyn są w jednakowym stopniu zagranicą.Stoję więcw szklanym sklepie i kupuję matce apaszkę z jedwabiu.Srebrną,pasującą do jej garsonki.Leciuchno dotykam zimnego jedwabiu.Lśnijak skóra Małgośki i tak samo pachnie  czystością wody z naszegojeziora.Jeszcze kręcę głową nad tą apaszką, a Edek już siada w rogumojego tapczanu. Słyszałem, że twój stary spierdolił  mówi. Do Gizeli.W zasadzie kieruje te słowa do mnie, ale tak naprawdę rozmawiasam ze sobą. Dasz wiarę, że Gawryś pisze o swoim chlaniu i nie wie, co manapisać?  zakrztusiłem się ze śmiechu.I właśnie raz na zawsze rozstajęsię z apaszką matki.Nawet nie zdążyłem za nią zapłacić. Marcelowa nie może dojść do siebie.Ze dwa razy mnie pytała,czy z twoim starym to prawda. Edek wyciąga paczkę fajek i flaszkę.Nabieram podejrzeń, że pracuje u Wiśni, przy budowie. Jednak przyszła pora deszczów  wzdycham, gdy słyszę, jak zaoknem narasta bębnienie kropli po taniej blasze parapetów. Przyszła  zgadza się Edek, suto lejąc w kieliszki. Staszkowiod Lisków znowu odbije.Edek niby współczuje Staszkowi, ma nawet zmartwioną minę, alejuż delektuje się wonią wódki uderzającą w nozdrza.Ta woń jest jakdżin z butelki, o którym czytała nam kiedyś Antosiowa.Wyłania sięz wąskiej szyjki i ogarnia cię takim uściskiem, że ręce zaczynają drżeć. Mówią, że pracujesz u Wiśni  kłamię, bawiąc się dla niepoznaki kieliszkiem. Przy domkach myśliwskich dla dewizowych. Gadanie. Edek nabiera powietrza i nalewa następną kolejkę.Tylko drewno przewoziłem z lasu na plażę, a już wielka robota. Udajeoburzonego.Widać, że mu głupio, bo wpadł.Przyłapany na gorącymuczynku wierci się jak owsik w dupie.Zaczynam się poważniezastanawiać, czy pić z nim dalej, czy spasować. Małgośka wróciła  Edek pogania mnie spojrzeniem. No, za jejzdrowie  dodaje.Wypijam. Ponoć kogoś ma. Patrzę na Edka badawczo.Jak Roch na mnie,ilekroć chcę się wymigać od odpowiedzi. Ma, ma krzywe nogi, kiedy sra  ucina Edek, ale cały czas jestniespokojny. Jak chcesz, to ci załatwię tę zwózkę drewna  mówi.Co to właściwie za różnica, czy za nasz zapierdol Wiśnia będzie płacił,czy kto inny? Nawet lepiej, jak Wiśnia, bo od przyjaciół ciężko forsębrać za przysługę, nie?Milczę.W przeciwieństwie do niego mogę sobie dalej trzymaćnogi na pościeli i pogardzać jałmużną od Wiśni.Mogę też wstać, kiedyuznam za stosowne, i napisać parę listów.Też starczy na flaszkę czypapieroska. W razie co, robota się znajdzie. Edek nie żałuje wódki.Rozlewa ją nawet po mojej kołdrze i wyciera łokciem.Co z tego, żewyciera, skoro w pokoju capi niczym w  Malcziku. Muszę jutro wieś obejść.Może ktoś listów potrzebuje? zastanawiam się, biorąc już bez urazy kolejny kieliszek z rąk Edka. Noo, nie wiem. Edek ma nietęgą minę. Jak byłeś na górze,u Rocha, to owszem, ktoś potrzebował słowa pisanego  drapie się ponieogolonej brodzie. Chyba Breszka  dodaje bez przekonania. Tyleże teraz pisaniem cudzej poczty zajęła się nasza młodzież.A konkretniesyn Kobiałków z kolesiami.Kobiałki mają Internet, w którym sązainstalowane gotowce korespondencyjne na różne okoliczności.Nawetwiele nie chcą. Edek wzrusza ramionami. Zamówiłem jedno pismo.Miłosne  dodaje z lekkim przestrachem. Z myślą o Marioli.Niepowiem, taki zgrabny liścik mi zdrukowali, że sam bym się w sobiezakochał. Edek wcale na mnie nie patrzy.Jakby chciał o swym przestępstwie poinformować łamiący się fotel albo opatulony pajęczynąabażur z taniego papieru. Zgrabny, mówisz. Podsuwam mu kieliszek. To i lepiej dodaję po dłuższej przerwie. Bo i tak zamierzałem moje biurozamknąć.Nigdy nie skończę powieści, jak będę się rozmieniał nadrobne  tłumaczę, widząc, że z powodu Kobiałków jest mu naprawdęprzykro. Ale wiesz  ożywił się Edek. Jedno ci powiem. Klepnął siępo męsku w uda. %7łe jak już napiszesz tę książkę, to ja ją, kurwa,przeczytam! Przeczytam jak nic.Nie kłamał.Dotąd rzeczywiście niczego nie czytał i zawszetwierdził, że zrobiłby to tylko z wielkiej miłości.Poczułem się tak, jakbyEdek delikatnie mi się oświadczył, i uznałem, że to miłe uczucie.Wiedziałem, że nie jest to jakaś marna obietnica, ale prawdziwadeklaracja przyjazni.Wódka rozgrzewała nas niczym niewidzialny piec,zaczynała wesoło buzować i rozwiązywać języki, dotąd trzymane nauwięzi, jak zajadłe psy.A teraz, oswobodzone ze smyczy, prześcigałysię w marzeniach, zgodnie radowały, aż wreszcie, zmęczone, bełkotałyjuż tylko nad pustą butelką. Pierdolę Gośkę  mówił mój, zawijając się jak naleśnik. Pierdolę Wiśnię  ślinił się język Edka [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl