[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.chcesz, abym zmuszony,zamknąć cię kazał?Była to najstraszniejszą grozba, jaką Hebdzie uczynić mógł pobożny biskup.Nielękał się on ani głodu, ani chłodu, ale samo przypuszczenie niewoli i zamknięciawe wściekłość go wprawiało.Stanął drżący. Ojcze miłosierny! krzyknął, ręce do góry podnosząc, nie uczynicietego, bo macie litość nad biednym pokutnikiem.W ciemność mnie skutegorzucić toć śmierć! Milcz więc! rzekł biskup, jać nakazuję!I krzyż nad nim uczynił.%7łebrak, jakby cudem rażony, usta zamknął, ale oczykrwawe podniósł do nieba i błagał o ich rozwiązanie.Szedł za biskupem ijęczał. Nie rozwiążę ci ust, nie, mówił Iwo, idz, módl się za grzechy, aludziom męstwa potrzebnego nie odejmuj.Doprowadziwszy biskupa do kościoła, Hebda nie śmiał wnijść za nim.U progusię położył krzyżem.Od tego dnia głosu z ust jego nie posłyszano, biegał tylko przerażony, rękamicoś pokazując, bijąc się w piersi i szyję, to na zamek, to ku północy palcewyciągając.Przyszedł naostatek dzień do wyjazdu naznaczony.Nadszedł i biskup Iwo, pocieszając księżnę, a zapewniając, że nad panemwszyscy czuwać będą, błogosławił jej i modlił się; mimo to, gdy rozchodzić sięmieli, księżnę omdlałą sługi na łóżko zaniosły.Leszek, już w pancernej koszuli, z hełmem na głowie, wziął jeszcze małegoBolka na ręce i przycisnął go do piersi, wziął Salomeę, która go, zazdroszczącbratu, za suknie ciągnęła, i ucałował oboje.Tęskno mu było rozstawać się ze swym dworem spokojnym, żoną i dziećmi,lecz trwogi nie miał żadnej.Po drodze był Wrocław, skąd książę, zabrać miał z sobą już gotowego Henryka ibiskupa wrocławskiego, chociaż ten raz już z Iwonem Odrowążem opierwszeństwo w hierarchii spór zawiódłszy, a w którym Iwo ustąpił, niezbyt sięna zgromadzenie kwapił.We Wrocławiu oczekiwano Leszka z licznym dworem.Wyjechał Brodatyprzeciw niemu z sercem dobrem i myślą dosyć wesołą.Nie zmieniło jej nawetto, że spostrzegł w orszaku Mszczuja, przeciw któremu, choć się jegoniewinność okazała jawnie, zawsze ząb miano za nienawiść ku Niemcom.Onmógł mieć większy żal przeciw tym, co go tak okrutnie męczyli, chociaż mieliświadectwo niewinności.Trzymał się też na uboczu, do nikogo nie zbliżając,lubo Perygryn pozdrowił go z rozkazu książęcego i rozmowę rad był zawiązać.Przez dzień cały, który we Wrocławiu przestać musiano, zanimby książę Henrykprzodem swój obóz wyprawił, a Leszek spoczął, Mszczuj na zamku nie postałTrzymał się w mieście gospody, dla tej części dworu wyznaczonej.Ze starszyzny krakowskiej towarzyszył Leszkowi Marek wojewoda, który worszaku swym, choć nie jawnie, miał syna Jaszka, bo ten gwałtem mu się uparł izaklął, że choćby sam do Gąsawy podąży.Wojewoda z synem zamieszkał u Sulenty, przyjmującego opiekuna swego zwystawą wielką.Sam on, żona i czeladz przybrani byli świąteczno, domkobiercami powyściełany, stół przez cały dzień zastawiony.Wojewoda, zmuszony być około księcia, mało z tego korzystał, ale Jaszko zobozu różnych przyjaciół sprosiwszy, nie zapominając o Nikoszu, i kazawszydrugich przywołać, używał ochoczo darów Sulenty.Wszystkiego było w bród,wesołość wielka.Popiwszy się, przyjaciele Jaszka i on sam byliby poszli w skoki, starego Sulentęchcąc wyciągnąć także, gdyby było komu grać, ale gędzby nie stało.Wykrzykiwano więc w niebogłosy, korzystając z tego, iż dworek kupca dalekobył od grodu położony. Daj Boże, odezwał się pół pijany Nikosz, ażebyście tak wesołowracali, jak jedziecie.Mnie także kazano do tej Gąsawy z końmi, ano mi się taknie chce, żebym się z tego wykupił. Mnie ta podróż nie pachnie, mówił dalej, wszystko się jakoś składa nazłą wróżbę.Peregrynowi z Weissenburga, co jest przy księciu, babawyprorokowała, że z drogi nie powróci i stary się wyspowiadał.Rano nazajutrz ciągnęli dalej, z większym orszakiem, Mszy wprzódywysłuchawszy, przy której książę Henryk pobożnością swą budował wszystkich.Biskup wrocławski jechać nie chciał, opowiadał się chorym.Archidyakonbłogosławił na drogę i wszystek ten lud ruszył, mając jeszcze spotkać się ipołączyć z księciem Konradem, który bratu chciał towarzyszyć.Tak w ciągu podróży rosło otoczenie Leszka i siła jego.Konrad, obozem się położywszy w polu, czekał na brata i wyjechał na milęprzeciwko niemu z dworem swym, kapelanami, urzędnikami dworu i orszakiemznacznym, bo mu o to szło, aby się w oczach ludzi nie mniej okazale pokazał odLeszka.Nie zawsze tam dostawało na występ świetny, ale choć pozór być musiał, abydumie Konrada dogodził.Mszczuj spojrzał tylko, gdy się witali, na gościńcu,ażali z sobą nie prowadził Krzyżaków; nie dostrzegł ich tu jednak.Czy rad byłtemu, czy gniewny, nikt z niego nie poznał.Od niejakiego czasu, gdy na dworze z rozkazu biskupa znajdować się musiał, ztwarzy mu nic wyczytać nie było można: posępna była, jednaka, zobojętniała izastygła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]