[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.wówczas344tak, spodziewani się, że kiedy dojdzie do starcia, będziemy mieć przeciwsobie znaczne siły, większe niż dziesięciu czy nawet dwudziestu ludzi.Dorcas zadrżała i szczelniej otuliła się szalem.Gareth zrobił chwilę przerwy, by uporządkować myśli.– Musimy pamiętać o moich rozkazach – podjął cicho, przez szacunekdla ich wspólnych przejść używając „my".– Mam uczynić, co w mojej mocy,żeby wciągnąć w walkę i zlikwidować jak najwięcej członków kultu,zwłaszcza tutaj.Jakkolwiek wiem zbyt mało, by docenić wagę tegoposunięcia, możemy całkowicie ufać Wolverstone'owi, że jego rozkazy mająsens.– Popatrzył na Bistera.– Dlatego też ta zbieranina ochotników jestdarem niebios.Musimy się przyłożyć, żeby ich jako tako wyszkolić, przy-gotować do starcia z napastnikami, do ich pokonania.– Jedno, co mi się nasuwa – odezwał się Mooktu – to że tamci walcząwyłącznie bronią białą, w zwarciu.Tymczasem wielu naszych rekrutów tomarynarze i parobcy, a| zatem przyzwyczajeni do walki na większą odległość.Mullins mu potakiwał.– Przy użyciu kijów, wideł i tym podobnych, a także proc – dodał teraz,TL Rpatrząc na Garetha.– Może powinniśmy ich podszkolić właśnie wposługiwaniu się taką bronią?– Z tego, co widziałem, nieliczni kiedykolwiek trzymali w ręku szablę.–Gareth zastanowił się, a potem skinął głową.– Jutro sprawdzimy, cofaktycznie umieją, i będziemy ich w tym dalej ćwiczyć.– Raz jeszcze powiódłwzrokiem po zebranych przy stole.– Jednego możemy być pewni.CzarnaKobra wydał rozkaz, żeby nas zatrzymano.Tu, w Boulogne.Zatem po nasprzyjdą, w znaczni j sile.To ich ostatnia szansa.345Otulony peleryną Wuj wolno wykonał obrót, lustrując wielkiepomieszczenie, oświetlone lampionami, które dwaj towarzyszący mu ludzietrzymali wysoko w górze.Uśmiechnął się.– Nada się wyśmienicie.Spojrzał na młodzika, który przybiegł z wiadomością o zrujnowanymdworze, ukrytym pośród zdziczałych ogrodów niedaleko od miasta.– Dobrze się spisałeś, synu – rzekł, unosząc dłoń w błogosławieństwie.Popatrzył pytająco, kiedy do pomieszczenia weszli kolejni członkowiekultu.– Szukaliśmy, o wspaniały, nikogo tu nie ma – zameldował z ukłonemjeden z nich.– Dwór jest opuszczony– A dostatecznie duży i w na tyle dobrym stanie, żeby urządzić tukwaterę główną?– Wydaje się bardzo stosowny, Wuju.– Doskonale.Zajmijcie się przeniesieniem bagaży i zbierzciewojowników.Od tej pory będzie to nasza kwatera główna.Mężczyźni złożyli mu pokłon.TL RNa odgłos szybkich kroków na korytarzu wszyscy odwrócili się kudrzwiom.Ukazał się w nich Akbar.Przystanął, omiatając wzrokiem pełne zdobieńpomieszczenie – salon, jak zdaniem Wuja nazywano tu takie pokoje – poczym wszedł do środka.Zdejmując rękawice, napotkał spojrzenie Wuja iukłonił się płytko.– Ludzie obserwujący gospodę donoszą, że major zaczął musztrowaćmiejscowych na dziedzińcu.– To żołnierze? Milicja? – Wuj zmarszczył brwi.– Nie.Marynarze, chłopi.W większości młodzi, starszych tylko kilku.346Na twarzy Wuja odmalowała się wzgarda.– Niskie kasty.– Lekceważąco machnął ręką.– Nie zagrażają nam.Nieleży w naturze wieśniaków powstawać przeciw lepszym od nich.–Ale.– Bez wątpienia major próbuje zbić nas z tropu, udając, że ma wieluwojowników.Nie ma.– Wuj spojrzał Akbarowi w oczy i cicho oświadczył: –Nie zdoła zawrócić nas ze ścieżki, którą przeznaczenie nakazuje nam podążać.Którą każe nam podążać Czarna Kobra.Akbar nie miał innego wyboru, jak tylko przełknąć słowa protestu.Sztywno skłonił głowę i odstąpił.Wuj odwrócił się do pozostałych.– Zgromadźcie wszystko, co potrzebne, żeby przekształcić to miejsce wwygodną kwaterę.Znajdźcie mi też narzędzia, abym mógł należycie ukaraćkobietę majora i, później, jego samego.– Na twarz Wuja wypłynął mściwyuśmiech.– Wiecie, o co mi chodzi? – zapytał cicho.Mężczyźni skłonili się do ziemi.– Tak, Wuju – rzekł dowódca.– Przyniesiemy niezbędne przybory.– Dobrze.– Nadal uśmiechnięty.Wuj odwrócił się tyłem do nich.TL RAkbar odczekał chwilę, a potem płytko ukłonił się plecom Wuja, okręciłsię na pięcie i wyszedł.Za drzwiami czekał na niego zastępca; zrównał się z nim, kiedy Akbarkroczył korytarzem.– No i, co powiedział? Mamy zniechęcić tych miejscowych, żeby nieprzyłączali się do majora?Akbar pokręcił głową z kamiennym wyrazem twarzy.– Nie.– Zrobił krótką przerwę.– Starzy ludzie i ich urojenia.Doprowadzą nas do zguby.Noc upłynęła bez perturbacji, dzień także mijał spokojnie.347Zbyt spokojnie, żeby się to Garethowi podobało.Deszcz i grad ustały, lecz pogoda była nadal sztormowa.Na szczęście,dziedziniec oberży osłaniały od wiatru okoliczne budynki.Od rana aż dopopołudnia Gareth, Mooktu, Mullins i Bister pracowali z ochotnikami,improwizując zarówno w kwestii broni, jak i technik walki, starali sięzaszczepić im podstawową sprawność w wykonywaniu rozkazów.Jednakże im dalej w dzień, tym więcej rekrutów dopytywało się, kiedywreszcie staną do prawdziwej walki.Gdy nie otrzymywali precyzyjnejodpowiedzi, z godziny na godzinę coraz trudniej było utrzymać ich uwagę.Wieczorem, krążąc po głównej sali, Gareth podsłuchał zbyt wielekomentarzy na temat „szalonych pomysłów Anglików", by wątpić w to, żeekscytacja wywołana obiecanym starciem z poganami się ulatnia.Zajął na powrót miejsce przy stole obok Emily i popatrzył natowarzyszy.– Ktokolwiek dowodzi kultem, wyjątkowo robi użytek z mózgu.Odnaszego przybycia członkowie kultu nie pokazali się ani razu.Miejscowizaczynają sądzić, że oni istnieją: że ruszyli dalej albo od początku stanowiliTL Rw\ twór naszej wyobraźni.– Założę się, że do jutra zostanie nam mniej niż połowa ludzi –stwierdził ponuro Mullins.– Niewiele możemy zdziałać, dopóki nas nie zaatakują, zgadza się? –Bister się skrzywił.Gareth pokręcił głową.– Pozostaje nam liczyć na to, że kiedy nastąpi atak, Będziemy mieć przysobie dostatecznie sensowne siły, żeby powstrzymać pierwszą falę na tyledługo, by wątpiący zdążyli nadbiec z odsieczą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]