[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Towarzyszyła jej żona jakiegoś oficera, bo matka uważała, że jestzbyt delikatna, by opuścić wnętrze bungalowu, osłoniętego muślinowymifirankami i pełnego czekającej na każde skinienie służby. Nigdy już jej nie zobaczyłam, bo zmarła, gdy miałam czternaście lat powiedziała Veronica, zamawiając jeszcze jednego drinka. Jakże okropnie musiałaś się czuć! Pewnie wylałaś morze łez! wykrzyknęła poruszona Topaz.Veronica spojrzała na córkę ze zdumieniem.201RS  Nie wydaje mi się.Raczej nie.Gdy mi o tym opowiedziano, ominęłymnie zajęcia z hokeja.Bardzo się ucieszyłam, bo nie znosiłam błota.Pózniej, spacerując jak co dzień brzegiem morza, Topaz wyobrażałasobie matkę jako zachowującą stoicki spokój, niezdolną do płaczudziewczynkę.I porównywała ją ze sobą, postanawiając, że tego wieczoru niebędzie płakać, myśląc o Charliem.Zwłaszcza że już zdążyła wylać morze łez.W sierpniu Will nie mógł już dłużej ignorować swych kłopotówfinansowych.Ogromne straty spowodowane ciężką zimą i kryzysempaliwowym wpędziły go w jeszcze większe długi.Na początku roku wziąłpożyczkę z banku, by jakoś ciągnąć swój interes.Pod koniec sierpnia odwiedził swojego kuzyna Maurice'a w Hernscombe.Maurice, tłusty i opalony, słuchał z pozornym współczuciem wyjaśnień,dlaczego Will, z powodu śniegu i racjonowania paliwa, nie może zapłacićczynszu za ostatnie trzy miesiące.Will dodał z przekonaniem, że w końcu napewno mu się powiedzie.Musi tylko złapać drugi oddech; spłaci wszystkiedługi, gdy wyjdzie na prostą.Maurice przypomniał Willowi, że jest tylko współwłaścicielemwarsztatu. To nie ode mnie zależy, mój drogi chłopcze.Nie mogę zawieśćwspólników.Gdybym mógł sam decydować. Niedokończone zdaniezawisło w powietrzu, gdy Will żegnał się pośpiesznie, dziękując za wszystko, iwybiegł ze sklepu kuzyna.W drodze do domu zatrzymał się na drinka w Holly Bush, by uspokoićtrochę skołatane nerwy.Pub leżał na uboczu przy nieoświetlonej drodze.Wszyscy wiedzieli, że godziny serwowania alkoholu traktowane są tu bardzoelastycznie.Will przyłączył się do sympatycznej gromadki rybaków oraz202RS wyrobników z okolicznych farm i w miłym towarzystwie szybko zapomniał oswoich problemach.Gdy jednak następnego dnia obudził się z bólem głowy izgagą, wszystkie zmartwienia natychmiast powróciły.Dług.Procenty dospłacenia.Brak regularnych dochodów.Parę dni pózniej do warsztatu zadzwonił Maurice.Wyjaśnił, że zmartwiłago sytuacja Willa i zastanawiał się, jak mu pomóc.Rozmawiał z pewnymprzyjacielem, który mógłby doradzić Willowi, jak rozkręcić interes.PrzyjacielMaurice'a, niejaki pan Hunter, obiecał, że wkrótce tu zajrzy.Will wyobrażał sobie, że ów przyjaciel jest bogatym dżentelmenem,który ma dwa albo trzy samochody, wymagające raz na jakiś czas przeglądu.Wstydził się powiedzieć kuzynowi, że w sytuacji, w jakiej się znalazł, parędodatkowych zleceń niczego nie zmieni.Kilka dni pózniej na plac przed warsztatem wjechała nowiutka lancia.Kierowca przedstawił się Willowi. Rick Hunter.Uścisnęli sobie dłonie.Will odniósł wrażenie, że pan Hunter jest niewieleod niego starszy.Gość miał na sobie świetnie skrojone szare ubranie i błękitnąjedwabną koszulę.Z kieszonki wystawała chusteczka z tego samego jedwabiu.Mężczyzna był niższy, ale za to lepiej zbudowany niż Will.Miał długi, płaskinos, ciemne oczy i niewielkie usta.Will pomyślał, że ten człowiek przypominagładkiego, tłustego szczura.Pan Hunter obszedł warsztat. Całkiem przyjemne, zaciszne miejsce. Tak zaciszne  odparł z goryczą Will  że prawie nikt tu nie zagląda. Trzeba tylko wiedzieć, jak przyciągnąć klientów.203RS Gdy weszli do biura, pan Hunter obrzucił wszystko taksującymspojrzeniem.Will wskazał mu krzesło. Czy jest pan kolegą.przyjacielem Maurice'a? Doradzam mu w interesach. Pan Hunter uśmiechnął się promiennie.Nazwijmy to w ten sposób, Will.Jestem doradcą.Przejdzmy do rzeczy.Jeślichcesz, żeby biznes się kręcił, musisz przyciągnąć tu jakoś klientów.Warsztatleży na uboczu, prawda? Musisz więc ich jakoś zachęcić. W jaki sposób? No cóż, każdy ma prawo zarabiać na życie.Każdy człowiek ma prawozabrać żonę na zakupy, zrobić jej jakiś miły prezent, zapewnić dzieciomprzyzwoity start. Na twarzy Willa musiało się odmalować zniecierpliwienie,bo pan Hunter powiedział:  Wysłuchaj mnie uważnie. W jego głosie byłotyle zdecydowania, że Will nie odważył się odezwać. Mam pewneznajomości wśród ludzi handlujących samochodami.Są tacy, którzy szukająuczciwego mechanika, kogoś, kto przyłoży się do pracy.Spróbowałbymskierować tu paru klientów, Will.To mogłoby zmienić twoją sytuację.Agdyby wiedzieli, że przy okazji kupią tu trochę paliwa, jeszcze chętniejzboczyliby z drogi.Mam nadzieję, że mnie dobrze rozumiesz.Will nie był tego taki pewien.Pan Hunter nie spuszczał z niego wzroku. Gdyby na przykład wiedzieli, że nikt nie będzie ich pytał o kupony.Will poczuł ucisk w dołku. O kupony? Kupony dostaniesz ode mnie.Klienci płacą za kupon dwa i półszylinga.Dwa dla mnie, pół dla ciebie.Pobieram coś w rodzaju prowizji.Sfałszowane kupony na paliwo? A może skradzione? Will zaczął tracićpoczucie rzeczywistości.Siedział we własnym warsztacie i rozmawiał z jakimś204RS cwaniaczkiem z East Endu  Hunter nie potrafił ukryć swego pochodzeniamimo eleganckiego ubrania  o handlu kuponami na benzynę na czarnymrynku. Skąd pochodzą te kupony?  Wreszcie odzyskał głos. Chyba nie ma potrzeby, abyś to wiedział, Will  odparł pan Hunter ipodniósł się z miejsca. Parę warsztatów na Warren Street działa w tymsystemie od lat.%7ładnych problemów, same korzyści. Wyjął z kieszeniwizytówkę i podał ją Willowi. Przemyśl to sobie.To mój numer telefonu.Zadzwoń, jak się zdecydujesz  rzucił, wychodząc.Po chwili po lancii pozostałtylko obłoczek kurzu.Will wyobraził sobie, jak Julia się śmieje, słysząc jego opowieść owizycie pana Huntera, o jego jedwabnej chusteczce, lśniącym samochodzie iniedorzecznej propozycji.Lecz prawie natychmiast porzucił ten pomysł iwizyta pana Huntera została dodana do listy spraw, o których żona nie mogłasię dowiedzieć, do listy, na której były już długi, pożyczka i bałagan wksięgowości.Julia wiedziała, że im się nie przelewa, nie miała jednak pojęcia, jakdaleko zaszły sprawy.I wcale nie musiała o tym wiedzieć, skoro to tylkoprzejściowe kłopoty.Pomimo zmęczenia i niepokoju, w jaki wprawiła go ta rozmowa, zmusiłsię do ponownego przejrzenia wszystkich papierów.Gdy skończył, zacząłwpatrywać się w te przeklęte rachunki i rozważać możliwości wyjścia z trudnejsytuacji.Mógł obciąć koszty, gdyby nie fakt, że już dawno zrobił wszystko, cobyło możliwe w tym względzie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl