[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Nie planowałem wyjazdu, to wyszło w ostatniej chwili.Wyjaśnię ci.– Dziś wieczorem?– Tak, dziś wieczorem.Jesteś wolna?– Przyjadę po szóstej – powiedziałam.*Planowałam tego dnia zajrzeć do Rose i samotnej młodej matki wychowującej dwójkę dzieci, którą miałam pod opieką od niedawna, lecz o trzeciej po południu wciąż tkwiłam za biurkiem.Całą godzinę po rozmowie z Isaakiem rozmyślałam, jak to będzie, gdy znów znajdę się z nim sam na sam – gdy poczuję jego ramię obok mojego, gdy usłyszę jego głos – i zaczęłam wyobrażać sobie nas w Nowym Jorku, w San Francisco, w Waszyngtonie.Od urodzenia mieszkałam w Stanach Zjednoczonych, ale dotychczas nigdy nie odwiedzałam tamtych stron.Wszystkie odbyte przeze mnie podróże mieściły się w ściśle wyznaczonych ramach.Nie zaglądałam do kartoteki Isaaka od czasu naszego pierwszego spotkania.Przede wszystkim była niemal pusta: zawierała tylko jedną kartkę z nazwiskiem, rokiem urodzenia i krótką notatką stwierdzającą, że przebywał w USA w ramach programu wymiany studentów.Jego kartoteka rażąco odstawała od wszystkich innych w naszym biurze.Nasi podopieczni trafiali do nas ze świadectwami karalności, wypisami ze szpitala, zeznaniami podatkowymi i opiniami psychologicznymi.Na ich tle skromna historia Isaaka mieszcząca się na jednej stroniczce wydawała mi się z początku prawdziwymbłogosławieństwemPrzeczytałam notatkę jeszcze dwukrotnie i za każdym razem uderzało, jak wiele z jego przeszłości zdawało się celowo pominięte.Podano tylko rok urodzenia, lecz miesiąca i dnia już nie.Jako miejsce urodzenia wpisano po prostu Afrykę, bez kraju czy miasta.Jedyny twardy fakt stanowiły imię i nazwisko, Isaak Mabira, lecz nawet one zdawały się nie mieć większego znaczenia; można było w ich miejsce wpisać dowolne i nic by to nie zmieniło.Wyszłam z biura kilka godzin wcześniej, niż planowałam.Postanowiłam wybrać się na przejażdżkę– chciałam przypomnieć sobie miejsca, w których Isaak i ja bywaliśmy razem.Przejechałam obok restauracji, urzędu pocztowego, supermarketu i sklepu, w którym wspólnie wybraliśmy sofę i stółkuchenny.Tak z grubsza przedstawiała się nasza historia; zapomniałam, jaki ubogi był nasz dorobek jako pary.Starałam się nakreślić w myślach dokładny obraz Isaaka; najpierw samego, a następnie razem ze mną, a gdy nie bardzo mi się to udawało, pojechałam na uniwersytet i zaparkowałam w pobliżu biblioteki.Miałam nadzieję, że wspomnienie pierwszego dnia pobytu Isaaka w Laurel da mi pojęcie o tym, kim on „naprawdę” jest, gdy nie bierze się mnie w rachubę.Kampus znów wyglądał tak jak na początku moich studiów – jawił się jako czysta, spokojna i uporządkowana oaza gotyckich budynków i potężnych strzelistych drzew, których widok zwykle podnosił mnie na duchu nawet wtedy, gdy opadły liście.Nie odbywały się tu teraz żadne protesty, z okien nie zwieszały się transparenty.Inaczej niż w czasach, kiedy kończyłam studia; kilka tygodni przed ceremonią wręczenia dyplomów przed wszystkimi budynkami rozstawiono jednostki straży stanowej i policji do tłumienia rozruchów; bywało, że zamykano cały kampus i w powietrzu unosiły się widoczne z daleka obłoki gazu łzawiącego.Oglądałam jedną taką akcję w telewizji, w bezpiecznym zaciszu salonu, w domu mojej matki, przekonana, że omija mnie coś istotnego, lecz teraz nie wydaje mi się, żebym cokolwiek straciła.Studenci, których widziałam właśnie przez okno samochodu, sprawiali wrażenie zadowolonych z tego, co przyniosło im życie.Nie było w nich tego gniewu, który jeszcze kilka lat temu wydawał się taki ważny.Jedna wojna dobiegła końca; to im na razie wystarczało.*Spojrzałam na piątkę czarnoskórych studentów, którzy rozsiedli się na schodach biblioteki, tworząc półokrąg – chłopcy dwa stopnie wyżej, a dziewczyny w odstępach poniżej.Nawet gdyby Isaak był młodszy, nie mogłabym go sobie wyobrazić pośród nich.Choć stanowili dla mnie swoistą zagadkę, w gruncie rzeczy nie różnili się od innych studentów, pewnych siebie mimo braku celów życiowych, przekonanych, że przyszłość okaże się łaskawa.U Isaaka nigdy nie było widać nawet cienia takiej postawy.Wyznał mi kiedyś, że pogodził się z tym, że nigdzie na świecie nie ma miejsca, gdzie czułby się jak w domu.„Kiedy mieszkałem z rodzicami, wybierałem się na długie, samotne wędrówki, nawet gdy byłem mały i rodzice mi zabraniali.Nie mogłem nic na to poradzić.Ciągle mnie nosiło.Nigdzie nie mogłem zagrzać miejsca.Wszędzie czułem się obco.Nie zdawałem sobie jednak sprawy, że ten stan będzie się utrzymywał zawsze.Myślałem, że w końcu trafię na dom czy okolicę, która wyda się dla mnie przeznaczona [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl