[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mogło być gorzej, uznał.Zażądano od niego tylko czasu, pieniędzy iumiejętności w celu uczynienia czegoś dla tych, dla których los okazał się mniej łaskawy.Dzięki temuzrobi więcej dobrego, niż siedząc w parlamencie i dyskutując z politykami, których interesowały tylkogłupstwa.W dodatku mógł nauczyć się zarządzać swoimi dobrami i hodować doskonałej jakościbydło, jeśliby tylko chciał.Tak, stwierdził Wynn, przyszłość zapowiada się nie najgorzej.Ale najpierw musiał znalezć męża dlaRosie.Zrobił dobry początek, jeśli chodzi o znalezienie dla Bette odpowiedniego dżentelmena, tym lepszy żew klubach napomknął parę razy, że nie jest tak całkiem157 pozbawiona majątku.Nie miał jednak pojęcia, gdzie szukać ojca dla dziecka córy Koryntu, bezwzględu na to, ile miałby za to zapłacić.Rosie nie była, na szczęście, ani taka przygnębiona, ani tak skłonna do płaczu, jak poprzednio.Byćmoże czuła się lepiej, ponieważ nie była przez cały czas sama, albo może dlatego, że sąsiedziokazywali jej teraz więcej szacunku.Kiedy jakiś chłopak z sąsiedztwa rzucił zniewagę pod jej ad-resem, Barrogi zaczął ostrzyć nóż.Od tamtej pory traktowano Rosie jak damę.- Nie martw się, kochanie - powiedziała do Wynna.-Z pewnością wkrótce coś wymyślisz.Jej wiara w niego była wzruszająca, ale czas naglił, ze względu na dziecko, a także bal u pani Reese, wzwiązku z którym Wynn musiał znalezć kamerdynera.Był zdegustowany ofertami agencji braci Day.Ostatnio przysłano mu trzech kandydatów: jeden radziłsobie tak świetnie, że swoim tubalnym głosem, od którego drżały szyby, obudził Wynna przedświtem.Drugi usiłował zająć się pielęgnacją psa, któremu nie spodobały się nożyce ani grzebień.Trzeci wciąż próbował wina, sprawdzając, czy nie jest zatrute.A potem agencja przysłałazawiadomienie, że kończy działalność.Człowiek, który znalazł własną drogę w życiu, powinien umieć zawiązać sobie chustę pod szyją,stwierdził.Poza tym był zdesperowany.Udał się więc do Rosie po nauki.Najpierw pokazała mu to naBarrogim, a stary łotr się zaczerwienił.Potem kazała Wynnowi ćwiczyć na Barrogim, który terazparskał jak rozwścieczony koń.Następnie Wynn sam zaczął sobie wiązać chustę przed zmatowiałymlustrem.Wiązał i rozwiązał ich tyle, że starczyłoby dla całej szkoły158 chłopców pani Reese, żeby wyglądali jak nieszczęśliwi mali dżentelmeni.Otarł sobie szyję, palce mudrętwiały, niemal dostał zeza, ale w większości wypadków udał mu się doskonały węzeł.Prawie całe popołudnie przed balem spędził na przygotowaniach, czując się jak panna przeddebiutem.Wszystko musiało być doskonałe.Nie mógł wydać się swojej bratowej, którą miałeskortować, niezręczny ani też zbyt śmiały i swobodny, żeby nie odgrzewać starego skandalu z Bette,która miała im towarzyszyć.Przekonanie Marissy, by wzięła Bette do swojej* karety, zajęło niemaltyle czasu, ile zawiązanie nienagannego węzła pod szyją.Gdyby nie była to kareta należąca doWynna, wątpiłby w rezultat, niezależnie od Reddinga.Ponadto chciał wyglądać wspaniale, żebypokazać pewnej lekkomyślnej osobie, że nie jest kimś, kogo można lekceważyć, i że podoba się innymkobietom.Trzy godziny pózniej był gotów do walki i do stawienia czoła lady Torrie, gotów znalezć sobienarzeczoną.Gdyby to strój zdobił człowieka, do rana się zaręczy.Jeśli nie, zawsze mógł polegać na swoim tytule imajątku.Marissa przyjechała po niego z kuzynką wynajętym powozem, dokładnie o czasie.Wynnskomplementował stroje obu dam, choć w słabym świetle lampy widział jedynie ciemne futro ibrylanty Ingallów, lśniące na szyi chytrej bratowej.Kiedy przyjechali przed rezydencję Lynbrooków, Wynn poszedł po Bette.Nie była, naturalnie,gotowa.Czekając, poprawił koronkowe mankiety, sprawdził, czy łańcuszek od zegarka nie zaplątałsię w guziki kamizelki oraz czy w ciągu trzech godzin nie odrosła mu broda - i to wszystko nie165 ruszając głową, w obawie przed zrujnowaniem arcydzieła pod szyją.I wtedy Bette przybiegła w kostiumie pasterki.21Czy to ma być jakaś maskarada?- Oczywiście.Wszyscy wiedzą, że doroczny bal kostiumowy u pani Reese to najciekawszy punktsezonu.Przypuszczam, że zostawiłeś maskę w powozie, choć sądzę, że stać cię na więcej niżwieczorowy strój i domino.Stać go było na dużo więcej.Mógł wpaść w szał i udusić Bette, swoją bratową i Madame Michaelę, zktórych każda mogła mu powiedzieć, że ten bal to maskarada.Najbardziej ze wszystkich kobiet, rzeczjasna, obwiniał lady Torrie.To ona pierwsza pchnęła go na tę drogę.Nie musiałby udawać szaleńca,gdyby położył ręce na szyi tej podstępnej, postrzelonej istoty.Bette zakręciła się, ukazując koronkowe halki i czerwone pończochy, na jakie żadna pasterka niemogłaby sobie pozwolić.Bette także nie.Wynn zapłacił za przeklęty kostium, od stóp do głów.Aniech to!Niemal wepchnął ją do karety, oznajmiając, że pózniej do nich dołączy, że bez jego towarzystwa będąmniej rozpoznawalne.W świetle bijącym od rezydencji Lynbrooków zauważył, że Marissa miała nasobie, jak zwykle, czarny strój, ale tym razem w białe paski.Wątpił, żeby wielu spośród gościwidziało zebrę, chyba że trzymano jakąś w królewskiej160 menażerii, kostium Marissy był zatem dziełem przypadku.Pruderyjna i nieśmiała Deanna wyglądałapoważnie w stroju mniszki.Nie miał wątpliwości, że jej Howard wystąpi jako mnich.Jakież tooryginalne.Co do Bette, każdy, kto ją kiedyś spotkał, rozpozna z pewnością jej chichot i bujne ciało,kołyszące się pod głęboko wyciętą, wiązaną na kokardy bluzką.Maskarada.Stracił cały dzień, szykując się na jakiś przeklęty bal kostiumowy.Jedyną rzeczą, na którąWynn miał mniejszą ochotę niż tańczyć walca w eleganckim stroju, było robienie z siebie błazna.Cosię dzieje z tymi ludzmi, czy nie mają nic lepszego do roboty niż bawić się jak dzieci? Czy to po topracował tak ciężko, żeby wrócić do Anglii?Zanim wynajęty powóz zatrzymał się przed jego mieszkaniem w Kensington, zdążył ściągnąćprzeklęty fular, kaftan i prążkowaną kamizelkę.Zerwał z siebie białe satynowe spodnie, ledwie stanąłw drzwiach.- Pchły, co? - Barrogi machnął w stronę psa.- Mówiłem, że tak będzie.- Nie pchły.Maskarada.- Myślałem, że pan wie, padrone.Miał pan udawać zakochanego lebiegę, tak?- Nie miałem.Ubrałem się jak angielski lord, którym, do diabła, jestem.Wynn rozpiął kołnierz koszuli i zawiązał na szyi jedną z czystych, czerwonych chust Barrogiego.Znalazł swoje ulubione skórzane spodnie i miękkie, powycierane buty.Potem ściągnął wzorzystymateriał z jednego z bocznych stolików, zwinął go i przewiązał sobie w pasie, pozwalając aby końce zfrędzlami zwisały luzno.Wsunął do pochwy wysadzany drogimi kamieniami, ale ostry sztylet iprzypiął167 go do pasa.%7ładnego kapelusza, rękawiczek, rubinowych spinek.- Bez maski, padrone? Może pan pożyczyć moją.Wynn nie chciał się zastanawiać, na co Barrogiemumaska.- Nie, pora, żeby te apatyczne imitacje arystokratów ujrzały prawdziwego Wynna Ingrama.%7ładnychkostiumów i żadnych masek.Jeśli się im nie spodoba, niech ich piekło pochłonie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl