[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mordercy chodziłorzeczywiście tylko o pracę  Epsilon , ale dwa pozostałe rękopisy też miały spełnić pewnąfunkcję.Po pierwsze, morderca kradnąc je chciał stworzyć fałszywy motyw.Po drugie,podrzucając je Jonaszowi i Macioszkom chciał rzucić na nich oskarżenie.Milczałem przez chwilę usiłując uporządkować swoje myśli.117 - Jedno mi jeszcze wydaje się dziwne - powiedziałem - ukradziono wszystkie trzyrękopisy.- Tak jest.- Morderca miał więc chyba okazję zapoznać się z ich treścią.Czym więc wytłumaczyćtę katastrofalną omyłkę, że podrzucona zostaje właśnie prąca  Epsilon , ta, o którą mordercychodziło?- Niestety, przyjacielu - westchnął Trepka - akcja została tak przeprowadzana, że niebyło czasu na studiowanie prac.Tu leżał słaby punkt całej operacji.Morderca zbyt zaufałokładkom.Kiedy się dowiedział o pomyłce, było już za pózno.- I skąd, u diabła, ten trzeci rękopis wziął się w  Izolatce ?Trepka zakaszlał.- Za dużo chcesz wiedzieć, przyjacielu.Gdybym ci chciał wszystko wyjaśnić,musiałbym ci podać nazwisko zabójcy, a tego, jak wiesz, nie mogę zrobić.- Dlaczego? - rzekłem urażony.- Naucz się myśleć sam!- Czy tylko dlatego? Czuję, że macie w tym jakiś specjalny cel.- Być może - uciął Trepka.Rozdział XXIXTego dnia po południu na Cmentarzu Powązkowskim odbył się pogrzeb profesoraMistrala z udziałem licznie zebranych przedstawicieli świata naukowego stolicy oraz rzeszstudenckich.Stawili się także w komplecie nasi znajomi z  Przystani Eskulapa , wnosząc dożałobnych obrządków niezdrowy nastrój sensacji.Sam fakt, że w pogrzebie bierze udziałzabójca, nadawał uroczystości jakiegoś makabrycznego charakteru.Niskie, ciężkie chmury ideszcz pogłębiały jeszcze ponurą atmosferę.Staliśmy z Trepką pod parasolem i z daleka obserwowaliśmy przebieg żałobnychegzekwii.Sądziłem, że Trepka wykorzysta sposobność, by zbliżyć się do towarzystwa z Przystani , kapitan zachował jednak niezrozumiały dla mnie dystans i ograniczył się dowymiany ukłonów.Nie pozwolił mi nawet zamienić kilku słów z Halinką i jeszcze przedkońcem obrządków opuściliśmy cmentarz.W drodze powrotnej zapytałem go, kiedy zamierza dokonać aresztowania mordercy.- Wstrzymamy się z tym do soboty - usłyszałem lakoniczną odpowiedz.- Do soboty? - zdziwiłem się.- Niestety - powiedział Trepka - muszę jeszcze przeprowadzić pewien małyeksperyment.Byłem zaskoczony.- Mówiliście, zdaje się, że dochodzenie jest już ukończone i znacie nazwisko zabójcy.- Tak jest, przyjacielu.Dochodzenie jest już zamknięte - mruknął Trepka.- O cóż więc jeszcze chodzi?- Chcę się pokusić o efektowny dowód ad oculos.To znakomicie uprości aktoskarżenia.Jest jeszcze drugi powód: - dodał po chwili - uczciwy matematyk sprawdzarozwiązanie.Kiedy w sobotę rano zadzwoniliśmy do  Izolatki , okazało się, że wszyscy mieszkańcywyjechali do  Przystani Eskulapa.- Doskonałe - powiedział Trepka.- Możemy przystąpić do ostatniej akcji.Zrozumiałem wtedy, dlaczego Trepka wyznaczył termin na sobotą.Z pewnychpowodów chciał, by epilog rozegrał się w  Przystani.Dalsze wypadki potoczyły się szybko.O godzinie dziesiątej byliśmy na miejscu.Pierwszą osobą, którą napotkaliśmy, była Halinka. Dobra wróżba - pomyślałem.118 Szła ścieżką do altany, prowadząc za rączki dwoje najmłodszych Macioszczaków.Nanasz widok przystanęła i pomachała nam ręką.- Miła dziewczyna - powiedział Trepka z ojcowskim uśmiechem.- Cóż, nie przywitaszsię z nią, Pawełku?Zmieszany, wyskoczyłem z wozu i podbiegłem do Halinki.- Dlaczego pani cały czas siedziała tutaj? Dlaczego pani nie wróciła do Warszawy?Czekałem na panią, Halinko.- Byłam na pogrzebie, ale pan nawet mnie nie zauważył - uśmiechnęła się z lekkimwyrzutem.- Pomyślałam sobie, że mam wartość dla pana tylko jako obiekt śledztwa.- Ależ, Halinko, jak pani może.- wyjąkałem.Patrzyliśmy chwilę na siebie nadąsani, a potem roześmialiśmy się jak dzieci.- Nie odpowiedziała mi pani na moje pytanie - odezwałem się wreszcie - co paniątrzymało tak długo w  Przystani ?Halinka podniosła na mnie wielkie, strwożone oczy.- Bałam się - szepnęła.- Czego?- Widzi pan.nikt z nas nie brał poważnie tego, co mówił kapitan przy pożegnaniu.Baliśmy się zasadzki.Myślałam, że kiedy wyjadę, będę śledzona.Nie mogłabym tego znieść.Niech pan pomyśli, cały czas wiedzieć, że ktoś mi depce po piętach, podpatruje każdy mójruch.Och, to byłoby okropne! Tutaj przynajmniej miałam spokój.- Więc tylko dlatego - rzekłem rozczarowany [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl