[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Umrze.Na zawsze.Gdy obudziła się rano, w dzień po podpisaniu zgody, nie mogła oddychać.Chciała umrzeć razem z Hope.Było to proste, jasne i oczywiste.Umrzeć z Hope.Leżała w łóżku, nie otwierając oczu, nie przyjmując do wiadomości, że nastał ra-nek.Słuchała, jak Ed robi w kuchni herbatę.Gdy przyniósł jej filiżankę,uśmiechnęła się słabo, czekając, co powie.Pocałował ją w policzek, ale nie ode-zwał się ani słowem.Ostatniej nocy nie przytulił jej.Leżeli obok siebie w łóżku,każde zatopione we własnych myślach.Eve chciała wyciągnąć do niego rękę, alenie mogła.Czuła się w swoim smutku zupełnie sama.Rano w łazience Ed pod-czas golenia włączył radio.Podeszła i ze złością je wyłączyła.Nie mogła znieśćdzwięków zwykłego dnia.Nie dzisiaj.Nienawidziła trochę męża za to, że on może. Przepraszam powiedział. Nie pomyślałem.Oczywiście, że nie.Chciała przejść obok, ale chwycił ją i przytrzymał.Począt-kowo jej ramiona zwisały sztywno wzdłuż ciała.Stali tak przez długi czas, z kranupłynęła gorąca woda, na włosach Eve zasychał krem do golenia.A teraz siedzieli tutaj, w pokoju rodzinnym, czekając, aż przestaną być rodzi-ną, zanim w ogóle nią się stali.Eve czytała o rodzicach, którzy zanoszą dzieci dokaplicy, by tam umarły.Albo do parku.Aadna myśl.Ale nie mogła tego zrobić.Wtej chwili była całkowicie zależna od pomocy innych.Pielęgniarek, lekarzy, urzą-dzeń.Choć nic więcej nie mogli już zrobić dla Hope, nie potrafiła jej stąd zabrać.Musiała zostać w szpitalu.Marcia przyniosła im dziecko i wyszła. Gdybyście mnie potrzebowali, będę obok.Jeśli Hope w ogóle oddychała, robiła to płytko i lekko, co stanowiło ostry kon-trast z gwałtownymi ruchami piersi wymuszanymi przez respirator.Teraz, tużprzed śmiercią, bardziej niż kiedykolwiek wyglądała jak prawdziwe żywe dziecko.Bardzo małe, zdrowe, idealne niemowlę.Eve stłumiła szloch.Nie chciała, by Hopewidziała, że płacze, choć oczy córeczki były zamknięte i takie miały pozostać nazawsze.Czuła, jak obok Ed lekko drży.Płakał, ale nie mogła go pocieszać, jeszcze nieteraz.Te chwile należały do Hope.Jadąc taksówką do szpitala, Eve nie wiedziała,co powie i czy w ogóle się odezwie.Jednak trzymając córkę w ramionach, poczułagwałtowną potrzebę, by do niej przemówić.Cichym szeptem, gładząc maleńkiepaluszki, powiedziała, jak bardzo ją kocha.Nie ma na świecie piękniejszego i bar-dziej upragnionego dziecka.Przez resztę życia będzie o niej pamiętać i za nią tę-sknić.I bardzo żałuje, że nie spisała się lepiej.Nie nosiła jej dłużej, nie pomogłabardziej, nie naprawiła wszystkiego.Spojrzała na Eda, by sprawdzić, czy też chcecoś powiedzieć.Miał twarz wykrzywioną od tłumionego szlochu.236RS Nie mogę. Tylko tyle zdołał wyjąkać.Eve bardzo delikatnie pocałowała Hope w usta.Mała pachniała po prostu jakdziecko.Szamponem Johnsona, dziecięcym mydłem i zasypką.Właśnie ten za-pach sprawił, że Eve w końcu się załamała i zaczęła płakać.Potem mieli wrażenie, że najbliższa godzina, dzień, całe rozciągające się przednimi życie są zupełnie puste.Mimo wyczerpania nie mogli spać.Podpisali jeszczejakieś papiery i po raz ostatni wyszli ze szpitala.Od narodzin Hope Eve spędziła wnim każdy dzień i nie mogła sobie wyobrazić, że więcej tu nie przyjdzie.Mały po-kój stał się całym jej wszechświatem: co pocznie bez niego? Wszystko inne zbla-kło.Mieszkanie wydawało się obce.Na ławce przed drzwiami Violet zostawiła dlanich liścik i ciasto z malinami z kawiarni przy Lexington ulubiony deser Eve.Jeszcze nie słyszała o niczym, a Eve nie wiedziała, jak jej powiedzieć.Pomyślała oMarii, która z mężem i dziećmi popłynęła w świąteczny rejs.Osiem wysp w osiemdni.Wyobrażała sobie, co powie sąsiadka, jaki będzie wyraz jej twarzy, gdy wrócido domu i dowie się prawdy.- Zadzwonisz do Cath?- Chyba nie mogę.- Ja to zrobię.Cath od wtorku zostawiła dwie wiadomości, ale Eve zabrakło sił, by oddzwo-nić.Zabrakło słów.Jednak gdy tylko usłyszała, jak Ed wypowiada imię siostry, sięgnęła po słu-chawkę.- Eve? W głosie Cath słychać było lęk.- Umarła. O Boże. Cath wybuchnęła płaczem, a słysząc to, Eve także się rozpłaka-ła.Przez długie minuty płakały, prawie nic nie mówiąc.Eve przypomniała sobiedzień śmierci mamy.Były wtedy razem, nie rozdzielały ich tysiące mil, ale płakałyzupełnie tak samo.Dokładnie pamiętała łzy siostry wsiąkające w jej szkolnąspódnicę, gdy tuliły się do siebie, zanim Cath przypomniała sobie, że jest już du-ża, więc powinna opiekować się Eve i ją pocieszać.Teraz było podobnie.- Przyjadę powiedziała.- Nie. Eve pokręciła głową.- Dlaczego? Nie możesz.Polly ciągle cię potrzebuje.Oni wszyscy.Już prawie święta.Bilety kosztują fortunę.Poza tym i tak nie można nic zrobić.Głupio, prawda?Wszystko zostało zrobione.- A jeśli ja muszę cię zobaczyć? I co z pogrzebem?237RS- Nie chcemy pogrzebu.- Jak to?- Nie mogę, Cath.Nie jestem w stanie iść do kościoła, patrzeć na małą białątrumienkę.Po prostu nie mogę.- Ciii.Rozumiem powiedziała cicho Cath i urwała na chwilę. A co zrobi-cie?- Zostanie skremowana.Dostaniemy prochy.Chcemy ją przywiezć do An-glii.- Oczywiście.Kiedy?- Nie wiem.Niedługo. W porządku, siostrzyczko.Nie powiem, że wszystko będzie dobrze, bo tonieprawda.Właściwie nie wiem, co powiedzieć.Z wyjątkiem tego, że cię kocham.Wracaj do domu, żebyśmy mogli cię zobaczyć, przytulić i razem zastanowić sięnad wszystkim, dobrze?Eve, spłakana i zmęczona, nie była w stanie mówić dalej.Oddała słuchawkęEdowi, a on, trzymając żonę za rękę, rozmawiał szeptem z Cath.Eve wiedziała, żesiostra zadaje mu pytania.Czy Eve śpi? Czy je? Czy lekarz dał jej coś na uspoko-jenie? Próbowała się nią opiekować.Wiedziała też, że Edowi rozmowa z Cath pomaga, i była wdzięczna przynajm-niej za to, bo sama nie wiedziała, jak mu pomóc.To Ed zawiadomił Violet.Zadzwonił do niej następnego dnia z pracy.Chciałzostać w domu, ale Eve nalegała, by poszedł.I tak za dużo już opuścił.Dziwne,ale nie miała teraz nic do roboty.Po wyjściu męża siedziała w szlafroku na kana-pie pod oknem, patrząc na miasto.Włączyła telewizor, nie zwracając uwagi naprogram.Chciała, by cudze głosy oderwały ją od myślenia.Trafiła na telezakupy.Sprzedawali właśnie ostatnie świąteczne prezenty.Ed wychodząc, pocałował Evew nadstawiony policzek, a ona uśmiechnęła się do niego w sposób, który wydawałsię obcy.Ledwie powiedziała trzy słowa.Edowi krajało się serce
[ Pobierz całość w formacie PDF ]