[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Nie! Nie!  krzyknął rozpaczliwie Waxie, usiłując odepchnąć kopnięciami próbujące go pochwycićdłonie pierwszej z mrocznych postaci, ale tylko zrzucił jej z głowy kaptur.Ujrzawszy to, co się pod nimznajdowało, Smithback instynktownie odwrócił głowę, ale jego mózg i tak zdążył zarejestrować obraz jak znocnego koszmaru, przerażający tym bardziej, że oglądany w tym słabym, migoczącym świetle: wąskie,jaszczurcze zrenice, grube, wilgotne wargi, grube fałdy obwisłej skóry.Dopiero teraz pojął, że musieli to byćPomarszczeni, o których mówił Mephisto.I wiedział już, skąd się wzięła ta nazwa.Widok ten wyrwał Smithbacka z odrętwienia.Dziennikarz ruszył po kładce w stronę wyjścia.Słyszałjeszcze, jak Waxie z tyłu, za nim, otwiera ogień ze służbowej broni; zaraz potem rozległ się ryk bólu, odktórego Smithbackowi ugięły się nogi w kolanach.Padły w sumie dwa strzały, jeden po drugim, pózniej zaśdał się słyszeć przybierający na sile zawodzący jęk bólu kapitana Waxiego, przeradzający się z wolna wmrożący krew w żyłach agonalny charkot.Smithback na poły biegł, na poły pełzł po kładce, próbując pokonać lęk paraliżujący jego ruchy.Zaplecami słyszał szloch Duffy ego  a przynajmniej dziennikarz miał nadzieję, że był to Duffy  który zprzerażeniem i determinacją wciąż wspinał się po drabince.Smithback przez chwilę zastanawiał się, czyzawrócić i pomóc Duffy emu, ale w głębi serca czuł, że nic nie może dla niego zrobić.Daj mi tylko szansę,bym zdołał stąd uciec, potem będę mógł żałować tego, co dziś zrobiłem, pomyślał, ale obiecuję, że już nigdy,przenigdy o nic cię nie poproszę.Gdy jednak zbliżał się do kamiennych stopni wiodących na powierzchnię, a w górze ponad nimzamajaczył cudowny krąg nieba rozświetlonego blaskiem księżyca, ujrzał z przerażeniem mroczne, potężnepostacie odcinające się na tle nieba i przesłaniające gwiazdy.Boże wszechmocny, schodziły tu, szły w jegostronę.Przykląkł na kładce, rozglądając się rozpaczliwie dokoła, lustrując ceglane ściany i łukowaty załomszybu biegnącego w dół, ku mrocznej czeluści.Po jednej stronie kładki znajdowało się wejście do staregotunelu przejściowego: kamienne, łukowate, okolone było nalotem ze skrystalizowanego wapniaprzypominającego szron.Postacie zbliżały się coraz szybciej.Smithback dał susa w kierunku tego wejścia iznalazł się w nisko sklepionym korytarzu.Z sufitu w nierównych odstępach zwieszały się roztaczające wątłyblask gołe żarówki.Dziennikarz puścił się pędem, gnał co sił w nogach, nie zważając na nic, i dopiero pojakimś czasie uświadomił sobie, że tunel prowadził w dół, pod ziemię, coraz niżej i niżej, czyli dokładnie tam,gdzie Smithback nie chciał się znalezć. - 183 -51Agent FBI pełniący służbę w zbrojowni odchylał się do tyłu, nos wściubił w nowy numer  Soldier ofFortune , a krzesło, na którym siedział, balansowało niebezpiecznie na dwóch nogach.Ponad krawędziąpisma Margo zauważyła, jak wybałuszył oczy, kiedy do niego podeszli.Najwyrazniej po raz pierwszy miałokazję widzieć włóczących się po podziemiach gmachu centrali FBI dzikiego obdartusa z długą zmierzwionąbrodą i w cuchnących łachmanach, któremu towarzyszyli młoda dziewczyna i korpulentny mężczyzna.Agentprzymrużył powieki i wydął nozdrza.On chyba także poczuł zapach Mephista, pomyślała Margo. Co, u licha, mógłbym dla was zrobić, panowie?  zapytał strażnik, opuszczając pismo i powoliprzechylając się do przodu. Oni są ze mną  rzucił pospiesznie Pendergast, występując naprzód i błyskając swoją legitymacją.Tamten jednak, gdy tylko go spostrzegł, poderwał się na baczność tak raptownie, że czasopismo z trzaskiemwylądowało na podłodze. Potrzeba mi trochę sprzętu  rzekł Pendergast. Przyszedłem go pobrać. Tak jest, sir.Natychmiast, sir  wykrztusił agent, otwierając kluczem górny i dolny zamek wmetalowych drzwiach za jego plecami i uchylając je zamaszystym ruchem.Margo weszła do sąsiedniego rozległego pomieszczenia.Od podłogi aż po sufit ciągnęły się rzędydrewnianych szafek. Co w nich jest?  zapytała, gdy ruszyli za Pendergastem w głąb wąskiego przejścia. Zapasy  padła odpowiedz. Racje żywnościowe, lekarstwa, butelkowana woda, uzupełniacze,koce, śpiwory, części zapasowe do najpotrzebniejszych urządzeń, paliwo. Jest tu tego tyle, że wystarczyłoby na przetrwanie długiego oblężenia  mruknął D Agosta. I o to właśnie chodzi, poruczniku  rzekł Pendergast, podchodząc do niedużych metalowych drzwi wprzeciwległej ścianie, po czym wstukał kod i otworzył je.Za nimi rozciągał się wąski korytarz.Na ścianachpo obu stronach widniały rzędy stalowych szuflad, oznaczonych tabliczkami z pleksiglasu.Wchodząc dopomieszczenia, Margo zerknęła na kilka z nich, które znajdowały się najbliżej: M-16/XM-148,CAR-15/SM-177E2, KEVLAR S-M, KEVLAR L-XXL. Glina i jego zabawki  odezwał się Mephisto.Pendergast przeszedł szybkim krokiem pomiędzy szafkami, zatrzymał się przy jednej z nich, otworzył iwyjął ze środka trzy maski z przezroczystego plastyku z przyłączonymi niedużymi pojemnikami z czystymtlenem.Zatrzymując jedną dla siebie, rzucił dwie pozostałe Mephistowi i D Agoście. Na wypadek, gdybyście zechcieli po drodze na dół zagazować jeszcze kilku członków naszejspołeczności?  spytał cynicznie Mephisto, niezdarnie chwytając maskę skutymi dłońmi. Słyszałem, żeniezle wam poszło poprzednim razem.Pendergast przystanął i odwrócił się do bezdomnego. Wiem, że twoim zdaniem policja nadużyła siły  rzucił półgłosem. Tak się składa, że w tymprzypadku zgadzam się z tobą.Musisz mi jednak uwierzyć, gdy mówię, że nie miałem z tym nic wspólnego. Janus o dwóch twarzach znów się odezwał.Burmistrz społeczności spod Grobowca Granta.Pewnie,że tak.Powinienem był się zorientować, że wciskasz mi kit. Musiałem użyć podstępu, bo przez własną paranoję stałeś się odludkiem i odciąłeś od całego świata wyjaśnił Pendergast, otwierając kolejne szafki i wyjmując zakładany na głowę aparat błyskowy, kilka pargogli z długimi niby-szypułkami, które, zdaniem Margo, stanowiły urządzenie noktowizyjne, oraz kilkapodłużnych żółtych pojemników, których nie zdołała rozpoznać. Nigdy nie uważałem cię ani nie traktowałem jak wroga. Wobec tego zdejmij mi kajdanki. Nie rób tego  ostrzegł D Agosta. - 184 -Pendergast wyjmował właśnie z szafki kilka noży typu K-bar.Po chwili wyłuskał z kieszonki na piersikluczyki, postąpił naprzód i szybkim ruchem nadgarstka zdjął kajdanki z rąk bezdomnego.Mephisto cisnąłje pogardliwie w głąb wąskiego przejścia. Masz zamiar, będąc na dole, postrugać wariata, Whitey?  zapytał. Te małe scyzoryki, noże bojowesłużb specjalnych, jak je nazywają, niewiele pomogą ci w walce z Pomarszczonymi.Zdołasz ich co najwyżejtrochę połaskotać. Mam nadzieję, że nie spotkamy po drodze żadnego z mieszkańców tuneli Astora  odrzekłPendergast, wkładając za pasek dwa pistolety i sięgając w głąb szafki. Niemniej jednak doświadczenienauczyło mnie, że trzeba być przygotowanym na każdą sytuację. Cóż, agenciku, jeśli chcesz sobie postrzelać, proszę bardzo, nie zamierzam ci tego zabraniać.Gdybędzie już po wszystkim, wpadniemy do Szosy 666 na herbatkę i biszkopty, a ty będziesz mógł wypchaćswoje trofea [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl