[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Od czasu do czasu wychodził na zewnątrz nocą, ale to wszystko.Zaczęłomu odbijać.Chciał widzieć słońce.Więc kiedy ciotka Rosa umarła,dogadał się z pewnym facetem, charakteryzatorem, który przebrał go zaciotkę, a wtedy Sally przeprowadził się tutaj.Tak, jakby to ona po-stanowiła na starość przenieść się nad morze, rozumiesz?- Dokąd ją zabrał?- Chryste, nie wiem.Poczekaj! Ma starą łódz, nazywa się  Lorelei".Czasami, kiedy już ma dość udawania ciotki Rosy, ucieka na tę łajbę iznów może być sobą.Prowadzi nawet mały zakład na przystani, naprawiamotorówki.- Castellano opuścił głowę.- Wiem, że nie powinienem byłmu pomagać, ale to w końcu krewniak.A poza tym myślałem, że nie robinikomu krzywdy.Luke był teraz tak wystraszony, że niemal trzęsły mu się ręce.- Gdzie ona jest? Gdzie ta łódz?W końcu Castellano mu powiedział.* * *Terri zaczęła cicho lamentować.Piskliwe zawodzenie brzmiało niczymgłos uosobionej grozy, sprawiając, że Christy włosy stanęły dęba.Sallyodwrócił się w stronę Terri.- Zamknij się! - warknął, uderzając pięścią w kraty.Dziewczyna na-tychmiast umilkła, lecz było już za pózno.Zciągnęła jego uwagę.- Chcesz być pierwsza? Jasne, możesz być pierwsza.To nie ma zna-czenia, bo i tak zabiję was obie.Przenoszę się do Kalifornii.Plażowiczjedzie do Kalifornii!W jego głosie znów pojawiły się upiorne, piskliwe nuty, które zmroziłykrew w żyłach Christy.Poprzednio mówił tak, tuż zanim ją zaatakował.Oznaczało to więc zapewne, że szykował się do popełnieniamorderstwa.- Ale przecież znalezli już Plażowicza - powiedziała głośno, próbując gozagadać i utrzymać jak najdłużej w normalnym stanie.Przypuszczała, żedo tej pory zauważyli jej zniknięcie i już jej szukają.Szukają desperacko.Luke.Angie. Skąd jednak mogą wiedzieć, gdzie jest?Nie myśl o tym, przykazała sobie surowo.Musisz zachować spokój.Musisz być opanowana.- Mówili o tym w wiadomościach - kontynuowała, kiedy przystanął ispojrzał na nią przez ramię.- Znalezli go razem ze szczątkami kilku ofiarw domu w Nags Head.Sally parsknął drwiąco. - To głupcy - powiedział.- Ja im go podsunąłem.Ten facet to świr,nazywał się Andrew Madden.Chodził po mieście i zaglądał ludziom dookien.Podrzuciłem mu kilka moich dziewczyn, to znaczy to, co z nichzostało, zostawiłem trochę dowodów, w końcu upozorowałem samobój-stwo.Może się zorientują - przez to cholerne DNA - a może nie.Nawetjeśli się połapią, że ich wykiwałem, będę wtedy daleko stąd.- Ruszyłponownie w stronę Christy.-I nigdy już nie będę musiał martwić się tobą.Stanął przed drzwiami celi i wsunął klucz do zamka.Słysząc zgrzyt przekręcanego klucza, Christy zadrżała.Terri znów zaczęła jęczeć.* * *Christy wrzasnęła jeszcze głośniej^ Morderca rozejrzał się dokołapochwycił ją za włosy i podniósł nóż.Zwiatło rozkołysanej żarówki od-biło się w ostrzu srebrnym blaskiem.Luke położył go jednym strzałem w tej samej chwili, gdy na górze rozległsię tupot stóp nadbiegających policjantów.Potem zraniona noga ugięła się pod nim i musiał usiąść.Nim dotarli do starej, drewnianej przystani, do której zaprowadził ichGordie Castellano, Luke był spocony jak mysz, niemal chory ze strachu,obezwładniony obawą, że nie zdąży, że znajdzie Christy martwą.Na samą myśl o tym robiło mu się słabo.Proszę, Boże, zachowaj ją przy życiu.Nie był pobożny, ale teraz modlił się, jak nigdy w życiu, gdy biegł wraz zinnymi - Garym, Gordiem, szeryfem Schultzem i jego ludzmi - pochybotliwym drewnianym molo.Aódz stała przycumowana na samymkońcu: stara, rozpadająca się łajba, na pierwszy rzut oka równie zdatna dożeglugi jak czołg.Dotarłszy na koniec pomostu, Luke zwolnił w obawie,że jeśli wskoczy na pokład, łódz się zakołysze i zabójca zorientuje się, żektoś go znalazł.Wszedł więc ostrożnie na pokład, uciszając gestem postępujących za nimmężczyzn.Dojrzał ledwie widoczny błysk światła wokół drzwi.Podkradłsię do nich, przekręcił gałkę, uchylił powoli i ruszył ostrożnie schodami wdół, trzymając broń gotową do strzału.Christy krzyknęła.Jej głos był przytłumiony, odległy, lecz tak pełentrwogi, że przeciął powietrze niczym ostrze noża. Strach chwycił go za gardło.Nie myśląc już dłużej o zachowaniuostrożności, Luke pokonał resztę schodów kilkoma susami.Na dole byłykolejne drzwi.Otworzył je kopniakiem, a wtedy krzyk Christy uderzył goprosto w twarz.Spocony, zdyszany zeskoczył z ostatnich kilku stopni.I zobaczył Christy.Stała pochylona nad stołem, podczas gdy SallyCastellano wiązał jej ręce za plecami.Christy szarpała się, krzyczała,robiła wszystko, by utrudnić mu zadanie.- Stój, FBI! - krzyknął Luke. Rozdział 35/uż po południu następnego dnia Luke otworzył oczy, spojrzał na zegarprzy łóżku i jęknął.Naszpikowany środkami przeciwbólowymi, którepodano mu po opatrzeniu, oczyszczeniu i zszyciu rany, padł na łóżko tużprzed piątą i natychmiast zasnął.To oznaczało około siedmiu godzin snu.Potem zauważył, że jest sam: Christy zniknęła.Przekręcił się na bok, bysię upewnić.Dotkliwy ból w nodze przypomniał mu o wszystkim, co sięwydarzyło poprzedniego wieczora.Uwolnione z rąk psychopaty Christy i Terri zostały natychmiast zabranena pogotowie.Wygłodzona i wyniszczona psychicznie Terri zostałapotem przetransportowana helikopterem na stały ląd, gdzie czekała już nanią rodzina.Jeśli nie liczyć kilku otarć, siniaków i guzów orazrozstrojonych nerwów, Christy wyszła z tej straszliwej opresji bezszwanku.Luke, który został jeszcze przez jakiś czas na  Lorelei", bywyjaśnić wszystko przybyłym na miejsce funkcjonariuszom, przyjechałna pogotowie w chwili, gdy Christy była właśnie wypisywana.Poczekała,aż lekarz opatrzy mu nogę, a potem zawiozła go wraz z Garym do domu ipołożyła do łóżka.Oszołomiony lekarstwami, zasnął natychmiast,zapamiętał jednak jeszcze ciepło jej ciała obok siebie.Teraz nie było jej przy nim.Leżał sam w jej łóżku, w ciemnym pokoju, zazamkniętymi drzwiami.Resztki strachu z minionego dnia przyprawiły go o szybsze bicie serca.Musiał powtórzyć sobie kilkakrotnie, że już po wszystkim: Christy jestbezpieczna.Mógł spokojnie na powrót zamknąć oczy i pogrążyć się weśnie.Tak, jasne.- Christy? - Musiał wstać i ją odnalezć.Zabandażowane udo bolało jak chory ząb, zdołał jednak jakoś wciągnąćspodnie i pokuśtykać do salonu, wypełnionego blaskiem słońca.Nielicząc roztańczonych drobin kurzu i rozespanego Marvina, dom był pusty.Gdzie się wszyscy podziali?Marvin wstał, przeciągnął się, podszedł do drzwi na patio i miauknął.Nie kuś mnie, kocie, pomyślał Luke, stając obok niego i wyglądając nazewnątrz.Niebo było cudownie błękitne, niezmącone najmniejsząchoćby chmurką, ocean skrzył się w blasku słońca, a piasek błyszczał niczym karmelowa polewa na smakowitym ciastku.Na plaży roiło się odrozradowanych, beztroskich urlopowiczów.Mnóstwo ludzi taplało się wwodzie.Co najmniej jeden szczęśliwiec unosił się w powietrzu, szybującna paralotni.Z jakiegoś niewiadomego powodu wzrok Luke'a powędrował kuzgrabniutkiej blondynce w czarnym bikini, odwróconej do niego tyłem imachającej do kogoś.Zgrabniutkiej blondynce z równie zgrabniutkim,kuszącym tyłeczkiem.Christy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl