[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Od dość dawna czuł swąd dymu, nic więcdziwnego, że zaczął się nie na żarty niepokoić.Dotychczas nie miał pojęcia, co dzieje sięwokół.Owszem, w tym rejonie od dawna panowała susza i byle iskra mogła wywołać pożar,jednak dym widoczny nad odległymi wierzchołkami drzew jakoś nie robił na nim wrażenia.Martwił się jedynie, że dym cały czas przesuwa się w jego kierunku.Wybiegł na drogę, byzorientować się w sytuacji.309Ku swemu przerażeniu zobaczył zbliżającą się w zawrotnym tempie ścianę dymu.Słyszałtrzaski, gdy ogień pochłaniał kolejne drzewa na swej drodze, i w jednej sekundzie pojął, jakniebezpieczne i głupie jest dalsze przebywanie w tym miejscu.Odwrócił się i rzucił doucieczki.Miał sylwetkę biegacza, ale od dawna nie dbał o kondycję.Lata spędzone w laboratoriumzrobiły swoje, Roland odzwyczaił się od wysiłku fizycznego, a jego mięśnie zwiotczały.Wprawdzie strach dodał mu skrzydeł, ale tylko na krótko.Niebawem zaczęło mu brakowaćtchu.Dokuczały mu skurcze i nieznośne kłucie w boku.Powinien się zatrzymać,przynajmniej na chwilę, żeby uspokoić oddech, wiedział jednak, że nie może pozwolić sobiena odpoczynek.W ciągu zaledwie kilku minut dym zgęstniał na tyle, że przesłonił wszystko wokół.Rolandcoraz wyrazniej słyszał niepokojące odgłosy pożaru, teraz niemal tuż za plecami.Przerażonywybuchnął spazmatycznym szlochem.Nie zasługiwał na taką śmierć.Dlaczego los jest takiokrutny i niesprawiedliwy?Wkrótce zaczął kuleć, a po jakimś czasie nogi zupełnie odmówiły mu posłuszeństwa.Upadłna ziemię, krztusząc się i kaszląc, boleśnie świadom grożącego mu niebezpieczeństwa.Dymdrażnił mu oczy, wciskał się do nosa i ust, boleśnie parząc gardło.W pewnej chwili podmuchwiatru rozwiał dym na tyle, że przez moment Roland mógł dojrzeć drogę przed sobą.Gdyzorientował się, że310widzi tył swojej ciężarówki, podniósł się.Samochód oznaczał dla niego zbawienie, a nadziejadodała mu sił i popchnęła do działania.- Dzięki Ci, Boże - szepnął i zataczając się, dotarł do wozu.Kluczyk tkwił w stacyjce, ale Roland nie był pewien, czy zdoła uruchomić samochód.Tenszaleniec Holden mógł przecież podczas strzelaniny uszkodzić silnik.Drżącą ręką sięgnął do kluczyka i obrócił go.Udało się.Pomijając fakt, że jedna z kulwystrzelonych przez Wesa uszkodziła chłodnicę, z której wyciekł prawie cały płyn, pojazdbył w miarę sprawny.Roland nacisnął pedał gazu.Doznał nieprawdopodobnej ulgi, gdy autoruszyło i z każdym metrem zaczęło nabierać prędkości.Gdy przejeżdżał obok domu, wktórym mieszkał Holden, uśmiechnął się z wyższością.Holden miał się za supermana, aleokazał się skończonym głupkiem.Nie pomyślał, żeby skorzystać z porzuconego pojazdu.Roland zaczynał odczuwać dreszcz rozkoszy, wyobrażając sobie, jak Holden i Ally giną wpłomieniach.Dostali to, na co zasługiwali.Jednak jego dobre samopoczucie wkrótce ulotniło się bez śladu.Wiatr błyskawicznieprzenosił ogień, szansa na ucieczkę malała z sekundy na sekundę.Roland próbowałzwiększyć prędkość, ale silnik ciężarówki zaczął się zacierać.Gdy dym wypełnił kabinę, Storm wymachując gwałtownie ręką, przeklinał Boga, choćjeszcze311kilka minut wcześniej dziękował mu za cudowne ocalenie.Silnik ciężarówki przerazliwierzęził, spod maski dochodziło równomierne stukanie.Po kilku sekundach nastąpiła eksplozja.Podmuch uniósł maskę samochodu, całkowicie zasłaniając widoczność.Storm próbowałzapanować nad pojazdem, ale bezskutecznie.Przy trzydziestu kilometrach na godzinęsamochód przetoczył się przez rów.Roland został z ogromną siłą wyrzucony do góry.Uderzył w sufit kabiny, a gdy spadał, trafił podbródkiem w koło kierownicy.Po kilkusekundach ciężarówka wjechała między drzewa i zatrzymała się na nich gwałtownie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]