[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedy zwracała mu butelkę, upiwszy łyk wina, ich palcespotkały się na moment.Chloe szybko cofnęła dłoń, spłoszo-na, wywołując uśmiech na twarzy Bastiena.200Kiedy już się najedli, Bastien schował resztki do torby ipołożył ją na stoliku obok świecy.%7ładne z nich nie tknęło po-marańczy.- Co teraz? - zapytała Chloe, opierając się o ścianę.- Teraz się prześpimy - powiedział, rozkładając cienkipled na podłodze przy łóżku.- Wyspałam się za wszystkie czasy.Mam wrażenie, żespałam kilka dni, chyba mi na razie wystarczy.Bastien podniósł wzrok.- Co w takim razie proponujesz?Nie miała odpowiedzi na to pytanie, ale przez lata miesz-kania w Paryżu zdążyła się nauczyć bardzo wiarygodnie wzru-szać ramionami i tak też uczyniła.Potem wyciągnęła się nawąskim łóżku i utkwiła wzrok w płomieniu świecy, chociażczuła, że Bastien nie przestaje się jej przyglądać.Nie potrafiła powiedzieć, jakie myśli chodzą mu po głowie.Być może żałował, że obarczył się kłopotem w postaci upartejAmerykanki, że nie pozwolił Hakimowi dokończyć dzieła.Alboże sam z nią nie skończył, kiedy zorientował się, jaka potrafibyć nieznośna.Skoro tego nie zrobił, teraz musiał się z niąmęczyć.Zgasił jedną świecę i wyciągnął się na cienkim kocu roz-łożonym na twardej podłodze.- Możesz położyć się obok mnie - powiedziała niespo-dziewanie dla samej siebie.- Zmieścimy się.- Zpij, Chloe.- Wiem, że cię nie interesuję jako kobieta i bardzo mnieto cieszy.To, co zdarzyło się wczoraj.Jakieś wariactwo.201- Przedwczoraj - poprawił ją rzeczowo.- Wykonywałemswoje zadanie.Wykonywał zadanie.Chloe zaniemówiła na moment, poczym wzięła głęboki oddech.- Tym bardziej nie ma powodów, żebyśmy nie mogli spaćw jednym łóżku.Nie będziesz mnie zaczepiał.Tutaj jeststrasznie zimno, obojgu będzie nam cieplej, jeśli położysz sięobok mnie.W półmroku nie była w stanie dojrzeć wyrazu jego twarzy,ale czuła, że Bastien powoli traci do niej cierpliwość.- Na litość boską - westchnął - przestaniesz wreszciegadać? Ty się wyspałaś za wszystkie czasy, a ja przymknąłemoczy może na godzinę.Po trzech dobach bez snu.Miej litość,błagam cię.Jestem tylko człowiekiem.- Wątpię - mruknęła obrażona, wydęła usta, po czymostentacyjnie odwróciła się do niego plecami i wbiła wzrok wbrudną, spękaną ścianę.- Merde - zakląwszy z fasonem, Bastien podniósł się,zdmuchnął świecę i położył się obok Chloe.- To cholerne łóż-ko jest takie wąskie, że nie mogę cię nie dotykać - powiedziałtaki tonem, jakby to była jej wina.Aóżko rzeczywiście było bardzo wąskie; Chloe czuła jegociało przywierające ciasno do jej ciała.Gdyby ktoś teraz wdarłsię niespodzianie do ich kryjówki, pierwszy ofiarą napastnikówpadłby Bastien.Tylko dlatego chciała, żeby położył się obokniej, tak w każdym razie usiłowała tłumaczyć sobie swojąwspaniałomyślną propozycję.Kiedy miała Bastiena blisko, była bezpieczna, mogła się202ogrzać jego ciepłem, odprężyć.To kwestia przeżycia, walki osamą siebie, monologowała w duchu.- Jakoś to zniosę - uspokoiła go.- Jeśli jednak myślisz,że ja.- Położył jej dłoń na ustach, uciszając w pół słowa.Jego palce pachniały sokiem z gruszki i był to bardzo miły,podniecający zapach.Chyba nadal jestem głodna, przemknęłojej przez głowę.Ale nikt jej nie zmusi do zjedzenia czerwonejpomarańczy.Jej kolor za bardzo kojarzył się z krwią.- Zamknij się, do jasnej cholery - szepnął słodkim gło-sem - albo zaraz cię zwiążę jak baleron, zaknebluję i położęna podłodze.Zrozumiano?Prawdopodobnie tak właśnie by zrobił, Chloe nie miała codo tego wątpliwości.Skinęła głową i Bastien powoli cofnąłdłoń.Zamierzała mu jeszcze powiedzieć, że wcale nie miałaochoty dzielić z nim łóżka i że to żadna przyjemność, raczejprzejaw tak zwanych uczuć wyższych, ale wolała nie przecią-gać struny.Zrobiło się jej rozkosznie ciepło, kiedy tak leżeli przytulenido siebie.Była na niego wściekła, była obrażona, a jednocze-śnie czuła się cudownie.Doprawdy sprzeczne uczucia, mie-szanka niezbyt wskazana dla ludzi nawykłych do kierowaniasię żelazną logiką.Po kilku solidnych łykach czerwonego wina, z Bastienemtuż obok, było jej tak dobrze, że teraz mogłaby rzeczywiściezasnąć, chociaż naprawdę nie odczuwała już potrzeby snu.Ciekawe, jak zamierzał wyekspediować ją z Paryża całą iżywą? Im dłużej czekali, tym sytuacja stawała się grozniejsza,tym bardziej było prawdopodobne, że ktoś trafi na ich ślad.203Czy nie byłoby bezpieczniej, gdyby przedostała się do innegokraju, Szwajcarii czy Niemiec i odleciała do Stanów z Zurychualbo Frankfurtu?Jej paszport został w Mirabel, pamiętała o tym.Niepo-trzebnie pyskowała, kiedy Bastien powiedział zaraz po ichprzyjezdzie do Paryża, że postara się o nowy.Zresztą, nawetgdyby go nie zostawiła w pałacu, i tak nie mogłaby go terazużyć.Do tej pory ktoś już na pewno znalazł zwłoki biednej Sy-lvii.Zawiadomił policję, która wszczęła śledztwo.Teraz zatembędzie miała na karku nie tylko zawodowych morderców, alerównież organy ścigania.Powinna właściwie się cieszyć.Nawet jeśli wsadzą ją doaresztu jako główną podejrzaną, uznawszy, że to ona jakimścudem zakatrupiła Sylvię, lepsze to, niż zginąć z rąk sady-stycznych zbrodniarzy.Wszystko stawało się zupełnie nierealne.Widziała nawłasne oczy, jak Bastien, jedyny człowiek, który teraz mógł jąuratować, zabija Hakima.Ten okrutny epizod zatarł się szczę-śliwie w jej pamięci, obraz stracił brutalną wyrazistość
[ Pobierz całość w formacie PDF ]