[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jego uśmieszek tym razem zaprawiony był goryczą.- A czy ten szczęściarz przynajmniej wie, że jest obiektem twojegozainteresowania? Czy zdaje sobie sprawę, że pokładasz w nim nadzieje?- Oczywiście, że tak - powiedziała, skonsternowana.Sean najwyrazniejmyślał, że sobie coś uroiła, tak jak miłość do gwiazdora filmowego.- Rozumiem.Czas pokaże, co będzie - rzekł, wpatrując się w ogieńswoimi bladymi, smutnymi oczami.Patsy została zaproszona na wieczór do domu Mossy'ego.Na spotkanie zjego matką włożyła nowy zegarek.Zapowiedzieli się też siostraMossy'ego z mężem, co dodawało wagi całemu spotkaniu.- Wydaje mi się, że niezle wypadłam w ich oczach -z ulgą zwierzyła sięBenny po powrocie.- Ale czy oni dobrze wypadli w twoich?- Moje zdanie się nie liczy.Dobrze o tym wiesz, Benny.Nie po razpierwszy Benny miała ochotę pojechać dosierocińca, gdzie odebrano Patsy wszelką nadzieję i wiarę w siebie, izadusić własnymi rękami cały personel.Patsy pytała, o której wyszedłSean Walsh, bo widziała go spacerującego drogą do kopalni.Wyglądał,jakby coś go trapiło.Benny nie chciała więcej o nim słyszeć.Zmieniła temat.Była ciekawa,czy Patsy widziała światło w domku Ewy.- Tak, bardzo tam teraz ładnie i przytulnie.W oknie wystawiła małąszopkę ze świeczką.Widać było też choinkę, niedużą, ale ślicznie ubraną.Ewa opowiadała Benny o szopce, która była darem od klasztoru, i o tym,że każda z zakonnic własnoręcznie zrobiła jakąś ozdobę na jej choinkę.Były więc aniołki z wyciorów do fajki i kolorowej przędzy; były gwiazdyze srebrnej folii, bombki z piłeczek i barwne figurki wycięte z kart bo- żonarodzeniowych i usztywnione z tyłu tekturką.Dzieła te wymagaływielu godzin pracy.Zakonnice z jednej strony były dumne, z drugiej zaś przygnębione tym,że Ewa przeprowadziła się do własnego domu.Ale już przyzwyczaiły siędo jej nieobecności, odkąd zamieszkała w Dublinie.Choć, zwłaszcza wpierwszych tygodniach, brakowało im jej widoku i pogawędek przy ku-chennym piecu.Teraz, jak powiedziała matka Franciszka, była blisko, bo na drugimkońcu ogrodu.Matka Franciszka nigdy nie powiedziała tego Ewie.Uważała, żedziewczyna ma prawo robić to, czego chce i iść przez życie własną drogą.Miała swój dom i mogła w nim przyjmować, kogo chciała.Gdy Ewa powiedziała o planowanym balu, matka Franciszka uznała, żemoże sobie zaprosić pół hrabstwa, jeśli jej to sprawi przyjemność.Ewawyjaśniła spokojnie, że zaprosi tylko pół Dublina.Dzięki jejprzechwałkom wszyscy uważali teraz Knockglen za wyjątkowosnobistyczne miejsce i chcieli być na balu.Matka Franciszka stwierdziła, że mają świętą rację.Niepokoiło jąjedynie, jak Ewa poradzi sobie z całą organizacją.I jak nakarmi półDublina.- Och, zgromadziłam już mnóstwo zapasów.A Benny i Clodagh przyjdądzień wcześniej i pomogą mi we wszystkim.- To świetnie.Nie zapominaj jednak o siostrze Imeldzie.- Sądziłam, że.- Myślę, że i dublińczycy lubią zapiekane parówki.Zrobisz wielkąprzyjemność siostrze Imeldzie, gdy ją poprosisz o pomoc.Clodagh i Benny już od rana urzędowały w domku.- Zrobimy zupę - stanowczo oświadczyła Clodagh.- Nie mam dość dużego garnka.- Założę się, że siostry mają. - Ale po co to wszystko, Clodagh?- %7łeby było ciepło.Ogrzejemy w ten sposób dom.- Clodagh natychmiastzabrała się do liczenia talerzy, robienia listy niezbędnych sprawunków iwyznaczania miejsca na składanie okryć.Benny i Ewa patrzyły na nią zpodziwem.- Taka dziewczyna zrobiłaby porządek nawet w polityce, gdyby miałaokazję - powiedziała Ewa.- Na pewno lepiej bym sobie poradziła niż te wszystkie dupki, które namirządzą - odparła ze śmiechem Clodagh.Ho ganowie byli zdziwieni, widząc Seana Walsha przekraczającegobramę Lisbeg.- Nie zapraszaliśmy go na dzisiaj, prawda? - spytała zaniepokojonaAnnabel.- My nie, ale Benny mogła go zaprosić - niepewnie powiedział Eddie.Okazało się, że nikt nie zapraszał Seana Walsha, który przyszedł zwłasnej inicjatywy, aby odbyć z panem Hoga-nem poważną rozmowę ointeresach.Powiedział, że poprzedniego wieczora wybrał się na długispacer i wszystko przemyślał.Chciałby zaproponować, by pan Hoganprzyjął go na wspólnika.Powiedział też, że zdaje sobie sprawę, iż firma nie ma dość gotówki, bygo lepiej opłacać.Jedynym uczciwym wyjściem wydaje mu się zatemdopuszczenie go do pełnego partnerstwa.Mario obserwował, jak Fonsie ładuje adapter na wózek transportowy.- Znów będzie cisza i spokój? - spytał z nadzieją.Fonsie nawet się nie wysilał na odpowiedz.Ostatnio protesty Maria byłyraczej rutyną niż prawdziwym sprzeciwem.Kawiarnia w niczym nie przypominała zapyziałego lokalu, jakim była,gdy Fonsie pojawił się w miasteczku.Jasno pomalowane ściany iprzyjemny wystrój przyciągały teraz kilentelę, o jakiej Mario nie mógłby poprzednio nawet marzyć.Fonsie nie zaniedbywał także starych bywalców.Serwował im porannąkawkę w porze, kiedy młodsi klienci byli zajęci nauką i pracą.Lokalnigdy nie świecił pustkami.Fonsie puszczał stare, sentymentalne przeboje i z satysfakcją patrzył, jakschodzą się do kawiarni: żona doktora Johnsona, pani Hogan, paniKennedy ze sklepu chemicznego i Birdie Mac.Kawa była tu tańsza niż wHotelu Healy, a atmosfera o wiele swobodniejsza.Z myślą o młodzieży Fonsie chciał kupić rewelacyjną szafę grającą, któraw ciągu pół roku powinna na siebie zarobić.Ale na objaśnienie tejkalkulacji wujowi miał jeszcze czas.Na razie oznajmił, że obiecałpożyczyć adapter z okazji balu u Ewy Malone.- To lepsze miejsce do puszczania muzyki niż ta kawiarnia - mruczał podnosem Mario.- Klasztorny ogród to naprawdę świetne miejsce.Tarycząca muzyka może co najwyżej przepłoszyć wrony i kawki.- Tylko nie wracaj zbyt pózno, dobrze? - ojciec spojrzał na Benny znadokularów.Wyglądał jak stary niezguła.Benny nie znosiła tego zwyczaju [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl