[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie namyślając się długo,wzięłam od pana Głowackiego adres owego dziwaka, który chce wynająćdomostwo, i poprosiłam dziennikarza o napisanie listu polecającego.Jeszczetego samego dnia wyprawiłam posłańca publicznego z numerem 13 na czapcepo bilet na dworzec.Następnego dnia rano, uzbrojona w parasolkę i niewielkikuferek z niezbędnymi rzeczami, pojechałam na Dworzec Petersburski, skądodchodziły pociągi do Rosji i Prus.Zafundowałam sobie drugą klasę.Pomyślałam, że księżna nie byłabyna mnie zła, bo wydatek nie nadwerężył specjalnie kasy, a mnie zapewniłw pełni komfortową jazdę.Tłuczenie się w trzeciej klasie, pozbawionejprzedziałów i dość ludnej, okrutnie by mnie zmęczyło, a jazda czwartą klasąz wiejskimi babami i ich kurami, kaczkami i innym żywym inwentarzemna brudnych ławach oraz pijanymi łazęgami i kieszonkowcami z pewnością bymnie nerwowo wykończyła.Szczególnie że kobieta w moim stanie powinna o siebie dbać.Siedząc wygodnie przy oknie i patrząc na przesuwający się krajobraz,oczywiście zastanawiałam się, co ze mną będzie.Ze mną i z dzieckiem.Niełudziłam się, że Teoś się ze mną ożeni, zapowiadało się zatem, że zostanępanną z dzieckiem, co było równoznaczne ze skazaniem na publicznepotępienie i ostracyzm.Rodzina mnie wyklnie i wyrzeknie się wszystkichkontaktów ze mną.Nikt mnie nie zatrudni, zostanę bez środków do życiai skończę jak większość takich nieszczęśniczek, zdechnę z głodu lub nauczęsię kraść i żebrać.Tak czy inaczej, oboje, ja i książęcy bękart, wylądujemyna ulicy, gdzie prędzej czy pózniej dokonamy żywota.Dlaczego więc nadalposłusznie wykonywałam polecenia księżnej? Mogłam wszak ukraść pokaznąsumę z tego, co mi zostawiła, i zniknąć.Wyjechać choćby do Paryża.Niemniej Anna Pietrowna mi zaufała, w dodatku lubiłam ją i nade wszystkobyła babcią mojego nienarodzonego dziecka, czyli w zasadzie moją rodziną.Nie wypadało jej oszukiwać i okradać.Szczególnie że, co tu kryć,wychowano mnie na osobę uczciwą i honorową.Wykonam powierzonezadanie co do joty.Co będzie potem? Tak po prawdzie, miałam nadzieję, żeFiodor dojdzie do siebie, a gdy dowie się, że jestem brzemienna, postawi sięswojej ambitnej matce oraz całej reszcie świata, i w końcu się ze mną ożeni.Głupie marzenia naiwnej panienki? Pewnie tak.Ciekawe, ile było takichdziewcząt przede mną? Ile idiotek dało się oczarować jakiemuś przystojnemuarystokracie, księciu, hrabiemu, baronowi lub choćby bogatemu ruskiemubojarowi, pruskiemu junkrowi lub polskiemu magnatowi? Setki, tysiące?Pewnie to drugie.I co się z nimi stało? Nic nadzwyczajnego.Jeśli ojciec miałgest, przeznaczał fundusz na wychowanie bękarta i utrzymanie matki, po czymz lekkim sercem brał sobie kolejną nałożnicę.Jeśli takiego gestu i poczuciaprzyzwoitości nie miał, kazał ją wygnać precz i z równie lekkim sercem brałsobie kolejną nałożnicę.Rozsądek zatem podpowiadał mi, by brać złoto i wyjechać do Paryża,a serce i wrodzona przyzwoitość, by zostać i łudzić się, że wszystko będziedobrze.Wybrałam to drugie.Na dworcu czekał na mnie doktor Wouc, specjalista od suchotników,z którym telegraficznie skontaktował mnie redaktor Głowacki.Poprosiłam,byśmy najpierw udali się do hotelu, ale kategorycznie odmówił.Niewypadało mi nocować w zajezdzie, skoro przybywałam jako interesantka do samego pana Bonifacego Trzebianowskiego, zwanego Lwem Północy.Medyk wzbudzał zaufanie, był jowialnym grubaskiem o rumianych policzkachi szerokim uśmiechu.Pozwoliłam zatem załadować się do powozui pojechaliśmy do posiadłości.Sypał akurat pierwszy śnieg, do tego wiało przerazliwie, na szczęściepowóz miał zamykaną budę.Krajobrazu więc niestety podziwiać nie mogłam,za to udało mi się dowiedzieć tego i owego o posiadłości i jej gospodarzu.Właściciel nazywał dom Teutońskim Bastionem, bo kupił go lata temuod pewnego Prusaka, który zbudował dwór w miejscu dawnej krzyżackiejtwierdzy.Pan Bonifacy rzadko bywał w siedzibie, nieustannie bowiemciągnęło go w świat.Poza tym nie założył rodziny i nie przepadałza przebywaniem w pustym dworze, liczącym dwadzieścia jeden komnat,jedynie w towarzystwie nielicznej służby. A kim właściwie jest gospodarz?  spytałam. Czym się zajmuje opróczpodróżowania? Trwonieniem majątku odziedziczonego po ojcu  odparł doktor Wouc.Uważa się za przyrodnika, twierdzi, że jego powołaniem jest badanienieodkrytych terenów, zdobywanie świata.By sfinansować swoje eskapady,spieniężył już właściwie wszystkie posiadłości ziemskie, które odziedziczył.Będzie tego z dziesięć folwarków z ogromnymi połaciami lasów i kilkomatartakami.Został mu już tylko dwór, w którym przechowuje trofea i zdobyczez licznych wypraw.Proszę się nie przestraszyć tych przedmiotów, gdybędziemy zwiedzać domostwo.Zaintrygowała mnie postać pana Bonifacego, którego doktor opisywałniezwykle barwnie, nie szczędząc pochwał dla fantazji i rozmachu, z jakimdziałał podróżnik.Bałam się, by dom nie okazał się zaniedbaną ruiną,zamieszkałą przez awanturnika i poszukiwacza przygód, który rzadko tubywał.Kiedy powóz się zatrzymał, wyskoczyłam z niego jak wystrzelonaz procy, zniecierpliwiona przeciągającą się podróżą i rosnącą niepewnością.Znalazłam się na owalnym dziedzińcu ozdobionym ustawionym na środkuklombem z piaskowca.Przede mną wznosiło się to, czego tak długo szukałam.To nie był zwykły mazowiecki czy kujawski dwór szlachecki.W całej Polsceod wieków budowało się parterowe dworki, a Teutoński Bastion zamieszkałyprzez Lwa Północy okazał się solidnym, murowanym pałacykiem z piętrem,w dodatku niedawno otynkowanym, a przez to lśniącym bielą.Główną bryłę domu zdobiły dwie narożne wieżyczki, wtopione w budynek, nadające mulekko militarny charakter.Domostwo zostało zbudowane z rozmachem, niebyle co!Zaraz też pojawił się gospodarz.Pan Bonifacy okazał się rosłymjegomościem z siwiejącymi i nastroszonymi bokobrodami i przerzedzoną jużnieco czupryną.Może przez te sterczące fawory nazywano go lwem? Twarzmiał pociągłą i ogorzałą od słońca oraz wiatrów, niczym jakiś marynarz.Nosił schludny surdut z różowym halsztukiem pod szyją i od początkuzachowywał się niezwykle uprzejmie.Widział, że reprezentuję rodzinęCzernyszewów, czego tym razem postanowiłam nie ukrywać.Zdaje się, żebardzo zależało mu na wynajęciu całego domostwa, i to jak najszybciej, bozaproponował, że może mnie oprowadzić choćby natychmiast. Oczywiście, jeśli pani życzy sobie odpocząć, możemy wizytację przełożyćna jutro rano.Może to lepiej.Zaraz i tak zapadnie zmrok, więc pomieszczeniaw świetle naftowej lampy nie będą wyglądały korzystnie  powiedział [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl