[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Nasz czas tutaj dobiegł końca  ciągnął smutno Jakal. Wracaj do do-mu i spróbuj odszukać naszych rozproszonych braci.Wez ze skarbca obsydian,pióra, całe bogactwo, jakie tu zgromadziliśmy, i jedz.Może w Chichen Itza znaj-dziesz rodzinę.Uściskali się, a potem pili pulque, opłakując koniec dobrych dni.RankiemMokihik zaczął pakować obsydian, pióra, sól i srebro  a zebrało się tego tyle,że potrzebny był oddział stu niewolników  po czym wyruszył do krainy przod-ków.Zanim jednak na zawsze opuścił Miasto, złożył jeszcze jedną wizytę, o któ-rej nie wspomniał władcy.Wyrwana ze snu Hoszitiwa  karawana bowiem wyruszała w nocy  skło-niła się Mokihikowi, ale nie uklękła przed nim. Mój władca wierzy, że twoja obecność w Mieście jest wolą bogów i że onicię tu sprowadzili.Być może to prawda  oznajmił wyniośle. Czemu jednaksłuży twoja obecność: dobru czy złu, tego nie wiemy.Mogłaś zostać przysłana,by zniszczyć Miasto. Bądz je ocalić  odrzekła ze spokojem.Mokihik nie budził już w niejtrwogi. Jest coś, o czym nie wiesz.Książę uwolnił chłopca, który zbezcześcił świę-te miejsce, zagajnik bogów.Nie mogłem na to pozwolić, bowiem jeśli bogowieRLT nie otrzymają ofiary z krwi, na świat spada chaos.Bałem się, że decyzja o wy-puszczeniu chłopca rozgniewa bóstwa i zburzy harmonię.Teraz jednak wiem, żeto ja zachwiałem równowagę świata, postępując wbrew woli mego pana.Nie maładu bez posłuszeństwa.Wciąż nie rozumiała, o co chodzi dostojnikowi. Chłopiec nie odzyskał wolności  wyjaśnił. Posłałem za nim jagu-arów.Schwytali go, wzięli do niewoli i sprzedali do kopalni obsydianu na półno-cy, by do końca swego krótkiego żywota pracował ponad ludzkie siły.ROZDZIAA 23Hoszitiwa z ciężkim sercem szła korytarzami wiodącymi do komnaty księciaJakala.Zamierzała prosić, by pozwolił jej wyruszyć na poszukiwanie Ahotego.Postanowiła zataić, że prawdę o strasznym losie chłopca zna od Mokihika i żedoradca postąpił wbrew woli swego pana.Jakal siedział na tronie przygnębiony i zadumany.Towarzyszył mu tylko CziCzi, przycupnięty na drążku.Zdumiona dziewczyna zobaczyła łzy płynące popoliczkach władcy. Dlaczego płaczesz, panie?  wyszeptała. Nic nie mogło się równać z Tulą! Jej świątynie są pokryte złotem, sre-brem, koralem i piórami! Jej blask oślepia oczy śmiertelnika!  Otarł z policzkałzę. Lecz dziś już nic z tego nie zostało! Miasto obróciło się w proch! Awszystko to przeze mnie!  krzyczał z ogniem w oczach. Moki-hik miał ra-cję! Dałem ci się opętać! Stałem się słaby.RLT  O czym ty mówisz, panie?  spytała przerażona. Twierdziłem, że zmiłowałem się nad chłopcem dla dobra poddanych podjął zduszonym głosem. Ze uwolniłem go, by sprowadzić deszcz.Mokihikjednak dostrzegł to, do czego nawet przed sobą nie potrafiłem się przyznać.Wy-puściłem chłopca, by sprawić radość tobie.Ponieważ cię pragnąłem.Swe sa-molubne chuci przedłożyłem nad dobro ludu, nad wolę bogów!  krzyknął.A teraz wszyscy ponosimy karę za moje zbrodnie. Nie!  zawołała, kładąc mu rękę na ramieniu. Ten, kto okazuje współ-czucie, nie popełnia zbrodni.Panie, Ahote nie wiedział, że wchodzi do sanktu-arium.Jest prostym chłopcem, synem zwykłego chłopa, jak sam rzekłeś.Przybyłtu z miłości do mnie i nieświadomie zbezcześcił miejsce poświęcone bogom.Niewierzę, że byliby tak okrutni, by żądać krwi niewinnego!Jakal zerwał się z tronu, chwycił ją za ręce, przyciągnął do siebie i zamknął wżelaznym uścisku.Szlochał w jej włosy, na karku i ramionach czuła jego łzy.Oplotła go ramionami i mocno przytuliła, płacząc wraz z nim, jakby swoimi łza-mi chciała zmyć cały jego ból i cierpienie.Jak strasznie teraz żałowała, że niemoże cofnąć czasu, ostrzec Ahotego, powstrzymać go przed złamaniem tabu.Utrata Tuli i najlepszego przyjaciela, upadek jego dumnego imperium, poczu-cie, że został oszukany przez bogów  całą swoją rozpacz i ból Jakal przelał wpocałunek, którym zmiażdżył wargi dziewczyny.Lecz w tym pocałunku było teżpragnienie i dotkliwy głód, jakiego nigdy przedtem nie czuł.Hoszitiwa zaś zapomniała o Ahotem i o przeszłości.Został tylko Jakal, jegotwarde mięśnie, parzący dotyk miedzianej skóry i jej imię szeptane na przemian zobcymi słowami.Położył ją na macie i wziął w ramiona.Płonęło w nich to samopragnienie i pożądanie, więc poddała mu się  swojemu księciu, swojemuMrocznemu Panu.Pózniej, gdy leżeli razem na trzcinowej macie, Jakal podparł się na łokciu i zzachwytem patrzy! na cud zesłany mu przez bogów.Z jego oczu zniknęła melan-RLT cholia i smutek.Teraz promieniowały ciepłem, żarzyły się niczym drwa w ogni-sku. Czym zasłużyłem na taką łaskawość bogów?  zapytał cicho, gładzącHoszitiwę po głowie. Całe życie byłem samotny.Wychowałem się w pałacu,otoczony przyjaciółmi i służbą, a mimo to zawsze czułem się opuszczony.Możedlatego, że jestem tlatoani i zawsze wiedziałem, że przede wszystkim muszę my-śleć o swoim ludzie, rodzinie i bogach.Nawet mi na myśl nie przyszło, że winie-nem również troszczyć się o własne serce.Nie kochałem mojej żony ani onamnie.Nikt zresztą tego nie oczekiwał.Pobraliśmy się, ponieważ takie było ży-czenie naszych rodzin.Nawet nie zdawałem sobie sprawy, jaki smutek mnie drą-ży, póki nie poznałem, ile radości przynosi jedna chwila z tobą.Czuję się, jakbychmura przesłaniająca słońce zniknęła.Po raz pierwszy widzę, na czym polegaprawdziwe życie.Choć pochodzimy z różnych światów i czcimy różnych bogów,od tej pory już nigdy się nie rozłączymy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl