[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pełen nienawiści był wzrok, który utkwił w Gedzie poprzez dzielący ich półmrok.Ged nie zatrzymał się, ale zwolnił kroku i idąc naprzód podniósł swą łaskę nieco wyżej.Laskarozjarzyła się i w jej świetle wygląd Jaspera opadł z postaci, która nadchodziła coraz bliżej: stałasię ona Pechvarrym.Lecz Pechvarry miał twarz nabrzmiała i bladą jak twarz topielca i wyciągałdziwnie rękę gestem jak gdyby przywołującym.Ged wciąż się nie zatrzymywał: szedł naprzód,choć pomiędzy nimi pozostało teraz już tylko parę kroków.Wtedy to, co było naprzeciw niego,przeobraziło się całkowicie: rozciągnęło się z obu stron, jakby rozwierając ogromne cienkieskrzydła, zwinęło, urosło i skurczyło znowu.Ged dostrzegł na moment w sylwetce stwora białątwarz Skior-ha, pózniej parę zasępionych, patrzących surowo oczu, a potem nagle strwożonątwarz, której nie znał, twarz człowieka lub potwora, z wykrzywionymi wargami i z oczami, którebyiy jak jamy wgłębiające się w czarną próżnię.~102~ W tym momencie Ged podniósł laskę \yysoko w górę, a ona rozjarzyła się oślepiająco, płonąctak białym i potężnym światłem, że zniewoliło ono i poskromiło nawet tę odwieczną ciemność.W blasku tym wszelki ludzki kształt spełzł ze stwora, który zbliżał się ku Gedowi.Stwórściągnął się, skurczył i sczerniał, pełznąc dalej po piasku czterema krótkimi szponiastymiłapami.Ale posuwał się wciąż naprzód, podnosząc ku Gedowi ślepy, niekształtny pysk bezwarg, uszu i oczu.Gdy ostatecznie zbliżyli się do siebie, stwór stał się zupełnie czarny w białymmagicznym promieniowaniu płonącym wokół niego i dzwignąwszy się, stanął wyprostowany.Człowiek i cień spotkali się w milczeniu twarzą w twarz i zatrzymali się.Głośno i wyraznie, naruszając odwieczną ciszę, Ged wymówił imię cienia i w tej samejchwili cień przemówił bez warg i bez języka, wypowiadając to samo słowo: - Ged.- I dwa głosybyły jednym głosem.Ged wyciągnął przed siebie ręce, upuszczając laskę, i objął swój cień, swoje czarne ja, którejednocześnie sięgnęło ku niemu.Zwiatło i ciemność zetknęły się i połączyły, stając się jednością.Ale Vetchowi, który ze zgrozą przyglądał się z daleka poprzez ciemniejący ponad piaskiemzmrok, zdawało się, że Ged został pokonany; widział bowiem, jak jasny blask niknie i gaśnie.Ogarnęła go wściekłość i rozpacz: wyskoczył na piasek, aby wspomóc przyjaciela albo wraz znim umrzeć, i popędził w stronę tego maleńkiego promyka, który gasł w pustym zmroku suchegoobszaru.Lecz gdy biegł, piasek zapadł się pod jego stopami i Vetch zaczął szamotać się z nim jakw bagnie, wyrywać się zeń jak z zalewającej go ciężkiej fali: aż wreszcie w ogłuszającymszumie, w olśniewającym blasku dnia, w przenikliwym chłodzie zimy i w gorzkim smaku soliświat został mu przywrócony i Vetch pogrążył się w nagłym, prawdziwym, żywym morzu.W pobliżu na szarych falach kołysała się łódz, pusta.Vetch nie mógł dojrzeć na wodzie nicpoza tym; walące się na niego wierzchołki fal zalewały mu oczy i oślepiały go.Nie będąc dobrympływakiem, przedarł się jak mógł do łodzi i wciągnął przez burtę do środka.Kaszląc i starając sięobetrzeć wodę, która spływała strumieniami z jego włosów, rozejrzał się rozpaczliwie wokoło,nie wiedząc, w którą stronę ma teraz patrzeć- W końcu dostrzegł wśród fal coś ciemnego,oddzielonego od siebie znaczną przestrzenią tego, co przed chwilą było piaskiem, a terazwzburzoną wodą.Rzucił się do wioseł i z całej siły powiosłował ku przyjacielowi; chwytającGeda za ramiona podtrzymał go i wciągnął przez burtę do łodzi.Ged był oszołomiony i jego oczy spoglądały w przestrzeń, jakby nic nie widziały, ale nie byłona nim widać żadnej rany.Blask jego laski z czarnego cisowego drewna zgasł całkiem; Gedściskał ją w prawej dłoni i nie dał jej sobie odebrać.Nie mówił ani słowa.Wyczerpany,przemoczony i trzęsący się, leżał pod masztem zwinięty w kłębek, nie spoglądając ani razu naYetcha, który podniósł żagiel i obrócił łódz, aby złapać północno-wschodni wiatr [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl