[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Niech pan nie będzie taki pewny siebie, bo się jednak nie umówimy.- udawałaobrażoną.- A może przeciąga pan rozmowę, bo obleciał pana strach, że nie zgadnie?- Nic z tych rzeczy.- rzekłem i pewny swego dodałem: - Człowiek, który pytał oCzepków miał rudą brodę i siwą czuprynę, a nazywał się Klaus Schumann i przedstawił siępewnie jako konserwator zabytków z Fuldy.Cisza, która zapadła po moich słowach, świadczyła o tym, że efekt był piorunujący.- Trochę przeraża mnie pańska wszechwiedza.- odezwała się w końcu HannaWieczorek.- To zwykła dedukcja i trochę szczęścia - tłumaczyłem się.- Zobaczyłem KlausaSchumanna dzisiaj przed Biblioteką  Na Piasku i teraz, kiedy pani do mnie zadzwoniła,skojarzyłem po prostu fakty.- Widzę, że nie będę nudziła się, pijąc z panem piwo.- rzekła Hanna Wieczorek ześmiechem.- Mam taką nadzieję - odparłem.Pożegnaliśmy się i wróciłem do salonu pastorostwa, którzy czekali na mnie zkoniakiem.- Jest o wiele lepszy, kiedy potrzyma się go przez chwilę w ręku - powiedział pastor. Tłumaczył się w ten sposób, zupełnie zresztą niepotrzebnie, z miłego gestu, którym byłowstrzymanie się z degustacją do mojego przybycia.- Za nasze zdrowie - powiedziała pani domu wznosząc kieliszek.- Bo sprawa, którasprowadziła pana pod nasz dach jest już chyba rozwiązana?Szkło uderzyło o szkło.Koniak był dobrej jakości i przyjemnie rozgrzewał.Idealniepasował też do czarnej kawy i szarlotki, ustawionej w kształt przypominający piramidęschodkową na ogromnej szklanej paterze, z której co chwila któraś z pociech pastorostwaściągała kawałek i wracała na dywanik przed telewizorem, by w skupieniu obserwowaćniekończący się pościg Kojota za Strusiem - Pędziwiatrem.- Pyszna szarlotka - pochwaliłem wypiek, kierując słowa do pani domu.Ku memuzdziwieniu żona pastora odparła:- Nie mnie należą się pochwały - odparła i spojrzała znacząco na męża, który odrobinęsię zaczerwienił.- Jest pan zaiste człowiekiem wielu talentów, pastorze! - powiedziałem ze szczerympodziwem.Podobał mi się ten dom.Panowała w nim rodzinna atmosfera, ale nie oznaczało towcale, że jego gospodyni spędza cały dzień w kuchni albo biegając po pokojach zodkurzaczem.Obowiązki podzielone były po równo.- Mąż się trochę wstydzi - rzekła, śmiejąc się pani domu.- Tym bardziej przy panu.- Przy mnie? - zdziwiłem się.- Dlaczego?- Jest pan dla niego ucieleśnieniem męskości - odpowiedziała.- Kimś w rodzajuskrzyżowania Indiany Jonesa z Arnoldem Schwarzeneggerem i Paulem Newmanem.- To bardzo pochlebne dla mnie słowa - odrzekłem zdumiony, że ktoś mógłby tak omnie pomyśleć.- Ale zupełnie nieprawdziwe.Nie sądzę zresztą, by prawdziwa męskośćpolegała na umiejętnym machaniu pejczem, sile albo wyjątkowo przystojnej twarzy.- To ciekawe - żona pastora spojrzała na mnie z nowym zainteresowaniem.- Jak więczatem zdefiniowałby pan prawdziwego mężczyznę?Myślałem przez chwilę, a potem odpowiedziałem:- Prawdziwy mężczyzna zawsze stawia czoło życiu.I nieważne, czy robi to zmywającnaczynia, czy przebijając się z maczetą przez amazońską dżunglę.- Chyba należy się panu jeszcze jedna kolejka - rzekł pastor i z uśmiechem napełniłmoją koniakówkę.- Proszę pana, proszę pana! - odezwał się nagle podekscytowany głosik Michasia.Chłopiec patrzył na mnie, ale palcem wskazywał na telewizor.- Właśnie leci inspektor Wąsik!Z głośników popłynął motyw muzyczny, który, gdyby nie zbyt duża ilość rozmaitychprzeszkadzajek w tle i wesołe ornamenty, mógłby otwierać serial kryminalny.W rytmmocnego pochodu basu na ekranie pojawił się ubrany jak Sherlock Holmes niski człowieczekz ogromnymi, czarnymi wąsiskami marynarza, dzierżąc w prawym ręku lupę tak wielką, jakjego twarz.Inspektor Wąsik przeszedł całą długość ekranu, zostawiając za sobą wyrazneślady i zniknął z kadru.Pojawił się po chwili, idąc w drugą stronę, zmniejszony przezperspektywę.Zladem inspektora, węsząc przy ziemi, szedł łaciaty niczym krowa piesek o krótkiejsierści, spiczastych stojących uszach i cienkich nogach.Obaj bohaterowie przeszli kilka razywzdłuż ekranu, ani razu się nie spotykając.W końcu pojawili się po obu jego stronach.Inspektor szedł z prawej do lewej po śladach pieska, obserwując je uważnie przez lupę, PanAatka zaś z lewej do prawej po śladach inspektora.Gdy zbliżyli się do siebie, Inspektorpodniósł lupę i spojrzał przez nią na psa, który szczeknął wesoło.Widok powiększonej domonstrualnych rozmiarów mordki musiał być tak szokujący, że detektyw krzyknął,podskoczył, a potem aż przysiadł z wrażenia [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl