[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z limu-zyny wysiadł Brian w wyszukanie skrojonym garniturze, z szeroko-skrzydłym kapeluszem na głowie, lśniącą teczką pod pachą.Gdybypostawił kołnierz, byłby plakatowym szpiegiem CIA.Lecz dżentel-meni nie stawiają kołnierzy, nawet wówczas, gdy w urodzie dorów-nują szpiegom.Brian skinął kierowcy, zezwalając na odjazd auta do garażyu stóp wzgórza, następnie podszedł do furtki wejściowej.Wystukałkrótki kod i furtka uchyliła się.Nie przejmując się zbytnio gospodarzem, udał się stateczniedo swego pokoju na piętrze w celu odświeżenia się po podróży.Wiedział, że gospodarz oczekuje go niecierpliwie.Flegma i spokójBriana były nie angielskie, raczej nonszalanckie. Cóż to, Brianie, czyżby trudności? Może samochód się zepsuł?Brian uśmiechnął się przerażająco. Mercedesy nie psują się, panie pośle  zabrzmiało to z wyrzu-tem. Co zaś do trudności, muszę przyznać, że tak, mamy trochę,jak zwykle zresztą. Co nazywasz trudnościami?87 Zajęli miejsca w wygodnych fotelach pod panoramicznymoknem z rozległym widokiem na okolicę.Brian zdołał się przebraćw zwykły swój osobliwy strój, żartobliwie przez posła określanyjako  niemowlęce śpioszki.%7łart był raczej ponury, niemowląt nieubiera się na czarno.Strój przywodził na myśl ni to cyrkowca, nito bandytę z filmu. Trudnościami nazywam to, co wynika z waszej, za przepro-szeniem, polskiej natury.Każdy gówniarz uważa się tu za coś wię-cej niż jest naprawdę.Nie potrafi po prostu wykonać poleceniadokładnie, jak zaplanowano.Można to wkładać do łbów dowolnąilość razy.Zawsze coś ulepszą, poprawią po swojemu.Najgorsze, żeprzy każdej okazji starają się załatwić osobiste sprawy i sprawki.Kiedy słyszę  ja chciałem tylko , od razu rozumiem tygrysa.Niemożna durniów oduczyć, w żaden sposób.Dziwię się, panie pośle,że zniesiono u was karę śmierci.Na tle gniewu Briana ostatnia uwaga stanowiła przejaw humo-ru.Gospodarz nie uśmiechnął się.Obserwował bacznie sępią twarzBriana. Głupców nie brakuje nigdzie  stwierdził. Ty jesteś właśnieod tego, by ich pilnować, poprawiać błędy i karać. Musiałbym pilnować wszystkich bez przerwy  burknął nie-chętnie Brian.Podszedł do barku, sięgnął po whisky. Pan jakzwykle, panie pośle, to cienkie wino? Tylko wino, Brianie.Powiedz wreszcie o konkretach. Parę rzeczy niepokojących, panie pośle.W Lisinie drogi Dok-tor obawiał się zgłosić, że nastąpiła głupia wpadka podczas przeła-dunku.Przepadła cała miesięczna dostawa, także towar do wysył-ki.Straty bardzo poważne.Aresztowano siedmiu ludzi, na gorącymuczynku i z bronią.Poseł wyglądał na kompletnie oszołomionego.Trząsł głową.Je-go dostojeństwo i spokój uległy nadwerężeniu. Jak to, Brianie? Doprawdy? Taka okropna wiadomość.Niedo wiary.Jakże to się stało? Czyżby ktoś doniósł, zdradził? Wygląda na przypadek, chociaż nie całkiem.Sama wpadkatransportu, panie pośle, mogłaby nastąpić przypadkowo, zawsze sięz tym liczyliśmy, prawda?88  Ależ nigdy dotychczas nic podobnego się nie zdarzyło! Zawsze jest ten pierwszy raz.Może zgubiło ich poczucie bez-pieczeństwa, brak ostrożności.Nakazałem Prokopowi, żeby zbadałwszystko dokładnie i przedstawił wyniki.Prokop też uważa, że jesttu coś niejasnego. Mianowicie, Brianie, mianowicie.Wspomniałeś, że mógł tonie być przypadek.Lecz, w takim razie.Po prostu mi wytłumacz. Niepokoi mnie fakt, że siedmiu uzbrojonych ludzi, specjalnieszkolonych przez Prokopa, zostało zdjętych bez oporu, bez żadnegohałasu.Milicja tak nie potrafi.Tego jestem pewien.Dlatego mówię,że coś tu niejasnego. Milicja ma przecież specjalne oddziały tych, ehm, jak tam.Oni są przecież odpowiednio szkoleni! Nie zakładam, że była tamdrogówka czy jacyś dzielnicowi.Brian uśmiechnął się po swojemu. Te najlepsze oddziały milicji, panie pośle, to damskie boksery. Stać, milicja! Rzucić broń, ręce do góry! Zanim by zdołali skoń-czyć tę głupią piosenkę, nasi chłopcy zrobiliby z nich kapustę.Nie,panie pośle, to były lepsze asy.Jakie, dowiemy się od Prokopa.Wy-niucha co trzeba, ma swoje kontakty w komendzie wojewódzkiej.Sprawa jest tam. Więc znam komendanta  poseł skrzywił się. Tak się złożyło,że jutro ma być u mnie na koncercie.Jeżeli przyjedzie, spróbujępogratulować mu sukcesu, dowiedzieć się czegoś. Bardzo byłoby wskazane, panie pośle  Brian bez żenady dolałsobie whisky, z przyjemnością łyknął. Wskazane, o ile będzie panmiał dobrą odpowiedz na pytanie, skąd te informacje.Bo na raziejest cisza, prasa o niczym nie wie. O niczym? Zdumiewające! O takim sukcesie nie piszą? Nie, panie pośle, marnego słowa.Dlatego komendant na pew-no spyta, skąd pan wie.Może lepiej odczekać.Zła odpowiedz by-łaby strasznym głupstwem.Gospodarz znów jął trząść głową.Oczywiście, rozumiał.Zapew-ne jednak trudno mu było przejść do porządku nad nieoczekiwanąklęską.Nade wszystko nad stratą, która była potężna. Trzeba się zająć, Brianie, naprawą szkód.Przeorganizować89 system dostaw.Uprzedzić, by samochód nie wjechał po raz drugina ten sam parking.Poza tym. Bez obaw, panie pośle.Wiem, co mam zrobić.Zresztą, jużzrobiłem.Poseł umoczył usta w winie jak w occie, z dezaprobatą ściągnąłczoło.Jego szlachetna twarz zasnuta była mrokiem. Okropna strata  mruczał. Okropna.Czy jeszcze jest cośprzykrego? Bławatek domaga się zgody na mały udział w dystrybucji.Chciałby pewną ilość upłynniać tu, na miejscu.Powiedział mi oso-biście, że miałby wielu odbiorców. Wykluczone [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl