[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Strzał był ogłuszający w zamkniętejprzestrzeni, a kula przeszła przez podsufitkę i blachę dachu.Cho, przestraszony zamieszaniem, wdepnął z całej siłypedał gazu.Sedan otarł się tyłem o słup następnego rzędumiejsc parkingowych, ale agent szybko zapanował nadkierownicą.Przełączył bieg na jazdę do przodu i znów wdepnąłgaz.Opony zapiszczały, kiedy samochód skoczył do przodu.Gdzie, do diabła, jest Brock?Jenna chwyciła klamkę tylnych drzwi.Zamknięte.Kopnęław drzwi po drugiej stronie, przebijając obcasem okno.Kawałkiszkła posypały się na jej nogi i na fotel.Do środka wpadłozimne powietrze, niosąc ze sobą woń oleju i smażonegojedzenia z delikatesów za rogiem.Rzuciła się ku otwartemu oknu, ale zamarła, kiedy Greenprzystawił jej lufę pistoletu do głowy.- Siadaj na dupie i zachowuj się, Darrow - powiedziałprzyjacielskim tonem.- Nigdzie nie pójdziesz, póki pan ci na tonie pozwoli.Jenna powoli odsunęła się od naładowanego glocka, niespuszczając wzroku z zimnych, pozbawionych wszelkiegowyrazu oczu agenta specjalnego Greena.Nie miała teraz żadnych wątpliwości.Ci agenci FBI -teistoty, które wyglądały i zachowywały się jak ludzie, ale wcalenimi nie były - należeli do organizacji Dragosa.Dobry Boże,jak daleko sięgały jego macki?Pytanie sprawiło, że zmroził ją strach.Cho wyjechał pełnymgazem z garażu, prosto na ruchliwą, skąpaną wpopołudniowym słońcu ulicę.Brock w kilka sekund znalazł się po drugiej stronie zalanejblaskiem słońca ulicy, wykorzystując właściwą Rasieszybkość, i znalazł się przy drzwiach wysokiego budynkufederalnego.Właśnie miał wejść i przemknąć jak błyskawicakoło stanowiska ochrony, kiedy jego czuły słuch wychwyciłgdzieś za plecami stłumiony odgłos wystrzału.W garażu.Wiedział, co się dzieje, jeszcze zanim usłyszał zgrzytmetalu szorującego o beton i pisk opon.Jenna.Choć nie był z nią połączony przymierzem krwi, a zatemnie wyczuwał, że jest w niebezpieczeństwie, był tego pewien.Nie znajdowała się już w budynku federalnym, ale w garażu,po drugiej stronie ulicy.Coś poszło źle.I miało wiele wspólnego z TerraGlobal -zDragosem.Ledwie ta myśl zrodziła się w jego głowie, z garażu wypadłszary, nieoznakowany crown victoria.Kiedy go mijał, Brockzauważył, że z przodu siedzi dwóch mężczyzn.Ten na miejscupasażera obracał się do kogoś, kto siedział z tyłu.Nie, to nie byli mężczyźni - to byli Słudzy.A na tylnym siedzeniu, widoczna przez stłuczoną szybę,siedziała Jenna, nieruchoma jak posąg i trzymana na muszcepistoletu.Furia ogarnęła go jak tsunami.Wbijając wzrok woddalający się samochód, rzucił się przez tłum na chodniku,poruszając się szybciej, niż mogły to zarejestrować ludzkieoczy.Przeskoczył przez maskę stojącej przy krawężnikutaksówki, potem ominął furgonetkę dostawczą, która zjawiłasię jakby znikąd i przejechałaby go na pewno, gdyby nie miałszybkości właściwej Rasie i gdyby nie popędzała goświadomość tego, co może spotkać Jennę, jeśli nie dotrze doniej na czas.Z walącym głucho sercem pomknął przez garaż i wskoczyłdo rovera.Dwie sekundy później wyjechał na ulicę, nie zważając napalące promienie ultrafioletowe, które wpadały przez przedniąszybę.Ruszył w kierunku, w którym oddalił się samochód zJenną, modląc się z całych sił, by zdołał do niej dotrzeć, nimDragos - lub słońce - sprawią, że straci kobietę, której życiemiał chronić.Swoją kobietę, pomyślał gwałtownie, wciskając gaz dodeski.Rozdział 20Agent specjalny Green - czy kim on tam był naprawdę-celował w nią przez cały czas z glocka, kiedy sedanprzedzierał się przez zatłoczone ulice Nowego Jorku.Jenna niemiała pojęcia, dokąd ją zabierają.Mogła tylko zgadywać, żegdzieś poza miasto, gdyż zostawili za sobą drapacze chmur ikierowali się ku wiszącemu mostowi o gotyckim wyglądzie,który spinał brzegi szerokiej rzeki.Oparła się o siedzenie i poddała kołysaniu samochodu.Kiedy sedan przyspieszył gwałtownie, by ominąć wolniejjadący wóz, straciła równowagę i przechyliła się na tyle, żekiedy spojrzała w górę, zobaczyła w bocznym lusterku crownvica niespodziewany widok.Czarny range rover dotrzymywał im kroku, był zaledwiekilka samochodów za nimi.Jennie ścisnęło się serce.Brock.To musiał być on.Miała wielką nadzieję, że nie.To po prostu nie mógł być on- postąpiłby głupio, ryzykując do tego stopnia.Słońce nadalwisiało jak gigantyczna kula ognia na zimnym niebie, dozachodu zostało jeszcze przynajmniej dwie godziny.Prowadzenie samochodu w pełnym świetle dnia dla kogośnależącego do Rasy Brocka oznaczało samobójstwo.A jednak to był on.Kiedy sedan znów skręcił gwałtownie, Jenna celowo upadłabokiem na fotel i znów spojrzała w boczne lusterko.Nawet ztej odległości rozpoznała stanowczy rysunek podbródkaBrocka, a choć na nosie miał ciemne, przylegające do skóryokulary, szkła nie były dostatecznie ciemne, by całkowiciezamaskować bursztynowy blask jego oczu.Brock jechał za nimi, i to w stanie furii.- Cholera jasna - mruknął Green, pochylając się, by spojrzećwe wsteczne lusterko.- Mamy ogon.- Jesteś pewien? - spytał Cho, wyprzedzając kolejnysamochód.Zbliżali się już do końca mostu.- Jestem pewien - odparł Green.Na jego pozbawionąwyrazu twarz zakradło się lekkie napięcie.- To wampir.Jedenz wojowników.Cho przyspieszył.- Poinformuj pana, że jesteśmy niemal na miejscu.Spytaj,co mamy robić [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl