[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zaczynałam mieć nadzieję.A pani Debb zaczęła snuć plany.- Zamierzam sprzedać ten dom.Nigdy go nie lubiłam, wyniesiemy się gdzieindziej.Lecz dokąd? Oto jest pytanie, jak zwykł mawiać Hamlet.Teraz jednak miałam już gotową odpowiedz.- Och, proszę pani! Wyjedzmy do Portugalii!- Do Portugalii, dziecko? Dlaczego, na Boga, do Portugalii?- Mam tam dobrych przyjaciół.Ponadto, z tego, co wiem panuje tam bardzozdrowy klimat.A.a poza tym, można się napić bardzo smacznego wina, a stosunkimiędzy ludzmi są przyjazne i bezpośrednie.- Między Anglikami, jak rozumiem? W moim wieku nie zamierzam uczyć sięportugalskiego, tego barbarzyńskiego języka.- Ależ nie, żyje tam bardzo wiele angielskich rodzin.Zajmują się handlemwinem.- Dobrze, dobrze - powiedziała.- Warto się nad tym zastanowić.- W jejoczach przez chwilę pojawił się słaby blask.Po chwili dodała: - Skonsultuję się wtej sprawie z Penwithem.- Penwith był jej prawnikiem.Wiedziałam, że pani Debb żyje z renty, którą -mając zdrowy rozsądek - wykupiła za sumę, jaka została jej po mężu.Z nadzieją zaczęłam rozmyślać o przeniesieniu się do Porto.Mogłybyśmywsiąść na statek w Bristolu.Zaczęłam notować, kiedy odpływały statki.Pomysł ten spodobał się Pullett i Racheli.- Pani potrzebuje zmiany - powiedziała Pullett.- Bath nigdy jej specjalnie niesłużyło.- Zawsze chciała odwiedzić inne kraje - powiedziała Rachela.- A z panienki ręki wyraznie wyczytałam podróż zamorską.Czy nigdy dotąd otym nie mówiłam? Liście herbaty wskazywały na to samo.156SR Jedynie Tomasza ogarnęły wątpliwości.- Uczyć się tego języka? Nigdy! - powiedział stanowczo.Wtedy właśnie spotkałam panią Jeffereys, z domu Partridge.Nie zapomniałamo liście.Lecz w Delaford nie było możliwości, aby nań odpowiedzieć.A teraz, jakoże pozostawałam w niełasce, wybrana za zgodą ogółu na czarną owcę Bath, niewyobrażałam sobie, iż mogłabym zainicjować spotkanie z panią Jeffereys.Takwięc, nie odpowiedziałam na jej wiadomość.Bardzo jednak żałowałam, żeutraciłam szansę dowiedzieć się czegoś o mojej matce.Ale prowokowanie dalszychplotek i skandalu, byłoby nie w porządku w stosunku do pani Debb.Jednakże pewnego wieczoru, kiedy wymknęłam się po zmierzchu, abyodetchnąć świeżym powietrzem, usłyszałam, że ktoś mnie woła, a raczej szepce zniepokojem:- Panno Fitz-William! Och, panno Fitz-William!Spacerując po molo, kierowałam się w stronę rzeki, zatopiona w myślach ołodziach, żeglarzach i wyprawie do Portugalii.- Panno Fitz-William.Odwróciłam się i zobaczyłam drobną kobiecą postać drepczącą tuż za mną.Kiedy podeszła, jej twarz wydała mi się znajoma; musiałam ją widzieć kilkakrotnie,być może w pijalni wód lub w auli.Dwadzieścia lat temu zapewne byłaoszałamiająco piękna.Miała okrągłe oczy i różowe policzki, a czarne loki okalałyjej twarz jak u młodej dziewczyny.Ubierała się bardzo schludnie, jak kobiety, którewciąż tęsknią za utraconą młodością, w różowy płaszczyk, a do kapelusikaprzyczepione były pączki róż.Cienki szal nie skrywał jej twarzy.Przy sobie miałaróżowy parasol.- Och, kochanie! Trudno mi było cię dogonić! Chodzisz tak szybko! Myślałamjuż, że nigdy cię nie złapię! Panna Fitz-William, czyż nie? Nie pomyliłam się?W jej głosie słychać było walijski akcent.Niezbyt mocny, lecz zauważalny ibardzo intrygujący.157SR - Tak, nazywam się Eliza Fitz-William.- Clara Jeffereys - oznajmiła zadyszanym głosem - z domu Partridge.Mójmąż, pan Jeffereys, ma duży sklep z towarami żelaznymi przy Cheap Street, musiszgo znać.Moja matka, pani Partridge, wynajmuje pokoje przy w Edgars Buildings.Bardzo szykowne pokoje i tylko dla dam.Każda kobieta, która wychodzi spodauspicji mojej matki, może być spokojna, że wejdzie do najlepszego towarzystwa.Słuchałam z zainteresowaniem, lecz nie rozumiałam, co wspólnego miało toze mną.- Pani Jeffereys, nie jestem pewna, czy zdaje sobie pani sprawę z tego, że mojasytuacja tutaj w Bath nie jest szczególnie korzystna? Niewykluczone, że todzisiejsze spotkanie zrujnuje pani życie.- Och, także coś! Nie dbam o to! - wykrzyknęła głośno, a jednak uważnierozejrzała się po molo, które o tej porze było puste.- To prawda, że pan Jeffereysnie pochwaliłby tego - dlatego też miałam nadzieję spotkać cię pewnego dnia naulicy, lecz to wszystko bzdury i jestem pewna, że szybko pójdą w zapomnienie,choć z pewnością muszą cię ogromnie złościć.Poza tym rozumiem, w jaki sposóbhistoria twej biednej matki, jeśli znów stanie się tematem plotek - skłoni ludzi dowiary w najgorsze.- Pani Jeffereys! - krzyknęłam.- O jaką historię pani chodzi? Nikt mi nic niepowiedział.Nikt nie odpowiada na moje pytania.Kim była moja matka? Co jej sięstało? Czy pani wie? Czy może mi pani powiedzieć? Wiem tylko tyle, że umarła,kiedy miała siedemnaście lat!Pani Jeffereys wyglądała na niezmiernie zdziwioną.- Ależ.kto naopowiadał ci takich rzeczy? Co za bzdury!- To znaczy.to znaczy, że ona wciąż żyje?- Kiedy ostatni raz słyszałam o niej.kochanie, jak dawno to było? - policzyłana palcach.- Dziesięć, dwanaście lat temu.158SR Przejeżdżała przez Bath, z lordem.z przyjacielem.i zatrzymali się w WhiteHart.Wysłała do mnie wiadomość i spotkałyśmy się.oczywiście nic niepowiedziałam panu Jeffereysowi, lecz tak się szczęśliwie złożyło, że wyjechał wodwiedziny do starszej siostry w Taunton.Och, długo plotkowałyśmy o minionychczasach! Byłyśmy razem w szkole, twoja matka i ja, tu w Bath.nie w szkole paniHaslam, lecz w innej, też bardzo dobrej.A potem zabrał ją pułkownik Brandon, leczpozwalał, aby przyjeżdżała odwiedzać moją rodzinę.Mój drogi papa żył jeszcze.AEliza i ja niezmiernie lubiłyśmy spacerować i rozmawiać [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl