[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Poza tym, jeśli się pospieszysz, to może spotkasz Minę na statku lub w pociągu.Bo myślę, że najbardziej boli cię fakt, iż od ciebie odeszła.- Chyba całkiem zgłupiałeś.- Wcale nie.Czy tego chcesz, czy nie, zależy ci na niej.Więc jeśli uda ci sięją odnalezć, schowaj dumę do kieszeni i spróbuj się z nią dogadać.Bo tonajlepszy sposób, abyś mógł tu szybko wrócić. Nazajutrz Aldo wsiadł na statek, aby przez Dover dostać się do Calais, anastępnie pociągiem do Paryża, gdzie miał w planie krótki postój przedprzesiadką na Simplon-Orient-Express*.Martwił się, że nie będzie mógł nawetzjeść obiadu u ciotki Amelii.O tej porze roku i tak z pewnością podróżowałapo Europie.* W1919 r.został otwarty, najdłuższy w tamtych czasach, kolejowy tunelSimplon wydrążony w masywie Monte Leone.Nie chciał, aby Adalbert odprowadzał go na dworzec.Nie cierpiał pożegnańna peronach, gdzie kilka minut czasami wydawało się zbyt krótkie, a czasemdłużyło się w nieskończoność.Poza tym pożegnanie z mężczyzną uważał zaśmieszne, a widok Vidal-Pellicorne'a machającego mu chusteczką niepoprawiłby wisielczego humoru Aida.Do tego ta okropna pogoda: deszcz iwiatr zapowiadały, że na kanale la Manche żołądki pasażerów zostaną poddanewstrząsom.Udało się jednak przepłynąć bez większych sensacji.Dotarłszy do Paryża,Morosini nadał bagaż, a następnie, mając wolny czas i wolne ręce, wezwałtaksówkę i kazał się zawiezć na ulicę Alfred-de-Vigny, gdzie, jak przypuszczał,zastanie tylko starszego lokaja Cypriana, gdyż markiza i panna du Plan-Crepinpodróżowały po Italii.Dzięki niemu podróż Orient Expressem, skrócona do 56 godzin, przebiegałam.in.przez Lozannę i Wenecję.Pociąg kursujący tą południową linią zwanybył Simplon-Orient-Express i stał się najważniejszym połączeniem Paryż-Stambuł.- Przy odrobinie szczęścia pojawią się u mnie - stwierdził pocieszony tąmyślą.Korzystając z okazji, trochę się odświeżył, zadzwonił do przyjaciela Gilles'aVauxbruna, antykwariusza z placu Vandóme, i umówił się z nim na obiad.Mieli się spotkać o wpół do pierwszej w restauracji U Alberta, jednej znajlepszych w Paryżu, która mieściła się na Polach Elizejskich naprzeciwkohotelu Claridge.Ponieważ paryska jesień zwykle była o wiele cieplejsza od londyńskiej,Aldo dojechawszy do placu Zgody, zamierzał przejść się najpiękniejszą alejąna świecie.Miał nadzieję nacieszyć się łagodnymi promieniami słońcaprześwitującymi przez zrudziałe liście drzew.Planował też zatrzymać się nachwilę przy karuzelach, na których dzieci na drewnianych konikach usiłowałyzłapać za pomocą prętów, przypominających dratwę szewca, metalowepierścienie.To dziecko, które złapało po kilku okrążeniach najwięcej kół, wnagrodę otrzymywało cukrową watę. Ale tego ranka nie było tam prawie nikogo.Można by rzec, że szarówkaprzypłynęła z Morosinim tym samym statkiem, bo niebo pokryło się naglechmurami, zaczął wiać silny wiatr i w końcu lunął deszcz.W tej sytuacji Aldopospiesznie udał się do restauracji, gdzie przybył przed umówionym czasem.Sala była jeszcze pusta, ale usłużny kelner poprowadził go dozarezerwowanego stolika, informując jednocześnie, że pan Albert przyjdzie zachwilę.Morosini był znany w tym miejscu, gdyż jadał tu wielokrotnie w czasiepobytów w Paryżu.Pan Albert zaś, który stał się słynnym szefem hotelu UMaksima, był Szwajcarem z Hun.Zdobywał zawodowe szlify w różnycharystokratycznych domach i luksusowych restauracjach, po czym otworzyłhotel i stał się najsłynniejszym hotelarzem w Paryżu.Właśnie pojawił się na horyzoncie i zmierzał w stronę stolika, przy którymMorosini, dla zabicia czasu, czytał gazetę.Wtem w drzwiach stanęła wysoka, szczupła i bardzo elegancka młodakobieta w aksamitnym ciemnozielonym płaszczu podbitym lisem równie rudymjak burza jej włosów, na których tkwiła zawadiacko mała, trójkątna czapeczkaz takiego samego materiału.- Albercie! - wykrzyknęła dama.- Mam nadzieję, że nie odmówi mi pangościny! To takie prostackie pojawić się przed czasem, ale kiedy wychodziłamod Guerlaina, zaskoczył mnie deszcz, więc pomyślałam, że poczekam tutaj namojego kuzyna Gasparda.- Panienka Liza? - wykrzyknął Albert Blazer, ruszając w stronę przybyłej,aby zabrać od niej stertę pakunków.- Cóż za rzadka przyjemność! Niewidziałem pani chyba dwa lata! Czy mogę spytać, co się z panią działo?- Och, nic takiego.Podróżowałam trochę tu i ówdzie.Jestem w Paryżu tylkoprzejazdem, bo chciałam zrobić zakupy.- Czy wyszła pani za mąż?- Och nie, niech mnie ręka boska broni! Mam nadzieję, że znajdzie pan dlamnie jakieś spokojne miejsce.Zawsze roi się u pana od gości.,- Ależ oczywiście.Proszę za mną! Usadowię panią w rotundzie.Tam gdziemoich ulubionych klientów.I skierował się w stronę stolika stojącego blisko miejsca, które zajmowałMorosini.Mężczyzna zastanawiał się właśnie, jak ma postąpić: czy ukryć się zagazetą, czy podejść do swej byłej sekretarki.Gdyby Albert nie nazwał jej po imieniu, Aldo mógłby nie rozpoznać Miny wtej pięknej kobiecie.Jej twarz była taka sama, a jednak inna.Na małym noskuciągle tkwiły te same piegi, ale szkła okularów nie przysłaniały już blasku oczuotoczonych gęstymi rzęsami podkreślonymi makijażem równie delikatnym jak ten, który wydobywał kontur roześmianych ust.Dekolt odsłaniał długą idelikatną szyję, do tej pory zawsze ukrytą w bluzkach z wysokim kołnierzem.Nie mógł uwierzyć własnym oczom! Z jakiego powodu ta czarująca istotaubierała się tak dziwacznie prawie przez dwa lata?Zdecydował się powstać i przywitać.Zobaczywszy go, zbladła i zrobiła krokdo tyłu.- Albercie, proszę znalezć mi stolik gdzie indziej! Może bliżej drzwi.Już miała odejść, kiedy Aldo do niej podszedł [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl