[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A co z nami? Generał lubi rostbef, prawda?Liz smarowała masłem gruby kawałek panetone.- To jedliśmy ostatnim razem.- Napotkała spojrzenie Nell.- Och, w porządku.Niech będzie wołowina iwszystkie dodatki.Ale protestuję w kwestii puddingu ry\owego.Lepiej zrób creme brulee.W twoim wykonaniuzawsze jest pyszny.- Dobrze, to będzie na niedzielę.Sprawdzę, co jest w zamra\arce.Generał przyje\d\a w piątek wieczorem, jakzwykle?- Raczej po południu.Około wpół do piątej na Paddington.- Wyjdę po niego.- Wez koc dla psa.Liz nie prowadziła ju\ samochodu.Kiedy Nell zdała egzamin na prawo jazdy, zabierała ją na przeja\d\ki albo naobiad do Philipa, który zawsze miał pod ręką pięknie zbudowanego, młodego mę\czyznę, aby przenieść ją z sa-mochodu do mieszkania w stylu króla Edwarda.Obecnie jednak Liz męczyła się tak łatwo, \e to raczej Philip jąodwiedzał, a przeja\d\ki tak\e stawały się coraz rzadsze.Ju\ dwa razy Nell pomogła jej się ubrać, po czym Lizzmieniała zdanie i rezygnowała z wyjścia.- Za zimno - powiedziała za pierwszym razem.- Zbyt wietrznie - wymówiła się za drugim, chocia\ obie wiedziały, \e po prostu nie chce, \eby ją ktoś zobaczyłw tym stanie.Kiedy znajomi dowiedzieli się o jej chorobie, zaczęli napływać goście.Ludzie, którzy nie widzieli Liz od lat,chcieli teraz nadrobić swoje zaniedbanie.A\ miała tego dosyć.Zbiegło się to z pierwszymi oznakami pogorszeniastanu fizycznego.Obecnie raz w tygodniu widywała Philipa, który przychodził na obiad, oraz tych przyjaciół,którzy z całą pewnością nie rozrzewniali się zbyt łatwo.Podawano szampana, włączano muzykę i wymaganoogólnej wesołości.Dopiero kiedy Nell i Philip zauwa\yli, \e oznaki choroby stają się zbyt widoczne, postarali się,\eby takie przyjęcia odbywały się coraz rzadziej, a\ wreszcie w ogóle ustały.64 Dawni klienci tak\e się nie odzywali ani jej nie odwiedzali.- Mogłam się tego spodziewać - powiedziała, wzruszając ramionami.- Byłam, mimo wszystko, po prostu sowiciewynagradzaną pracownicą.Wiem o nich zbyt du\o, \eby mogli się ze mną przyjaznić.Mogą się jedynie pocieszać,\e zabiorę tę wiedzę ze sobą do grobu.Jednak w jej głosie słyszało się \al; niektórzy klienci, tak jak stary Argentyńczyk, wiązali się z początkami jejkariery.Kiedy odrzucił kandydaturę Nell, zniknął w czeluściach swojego pełnego tajemnic \ycia.Tylko jedenklient uczynił jakiś gest: przysyłał kwiaty.Co tydzień dostarczano olbrzymią wiązankę i chocia\ nie było \adnegobileciku, Liz od razu wiedziała, od kogo są.- To taki mały \art - wyjaśniła miękko, podczas gdy jej palce delikatnie pieściły białe kamelie.- Zawsze nazywałmnie swoją Margueritte.- Dama Kameliowa?- Tak.Tylko, \e ona umarła na gruzlicę.Olbrzymie kamelie zawsze ustawiano tak, by mogła je zobaczyć, i czasami Nell widziała, \e Liz patrzy na kwiatyze smutkiem, który był du\o gorszy ni\ jakiekolwiek ataki złego humoru czy u\alania się nad swym losem.Poza zainteresowaniem dotyczącym randek swojej uczennicy i sukcesów, jakie na nich odnosiła, Liz zzadowoleniem zostawiła inne sprawy na barkach Nell, Lulu albo Philipa.Nigdy zbytnio nie lubiła czytać, ale zprzyjemnością przeglądała stosy magazynów.Od czasu do czasu próbowała tkać gobeliny, lecz nie miała anispecjalnych umiejętności, ani cierpliwości, ani, w miarę jak jej dłonie stopniowo traciły mo\liwość ruchu, siły.Du\o czasu spędzała na słuchaniu muzyki, oglądała te\ telewizję a\ do przesytu.Najbardziej podobały jej się starefilmy, więc Nell biegała po wypo\yczalniach w poszukiwaniu tego, co nazywała wielkimi wyciskaczami łez, ztakimi gwiazdami jak Bette Davis, Joan Crawford, Katherine Hepburn lub Greta Garbo.W przypadku gorszegosamopoczucia lub kłótliwego nastroju Liz niezastąpionym lekarstwem okazywało się zaciągnięcie zasłon wsalonie, przyniesienie pudełka czekoladek - nadziewanych - i czegoś w rodzaju Jezebel lub Kobiet albo ThePhiladelphia Story.Po kilku godzinach spędzonych w tym swoiście pojętym raju, wyłaniała się z usposobieniemanioła.Od czasu do czasu jednak\e rzucała przedmiotami, przeklinała i wpędzała się w okropną frustrację.Wtedy mo\nabyło jedynie podać środek uspokajający i poło\yć ją spać w pokoju na górze.Zawsze szybko zapadała w sen, a poobudzeniu nieodmiennie odczuwała ogromną skruchę.- To nie ja - powtarzała w rozpaczy.- W szkole nazywali mnie Słoneczkiem, bo nigdy nie byłam w złymhumorze.Teraz chyba na zawsze utraciłam tę zdolność.Jak wy, na Boga, wytrzymujecie ze mną? Nie o tym my-ślałam, wiesz.nie chciałam, \ebyś musiała pracować jako moja pielęgniarka.- Nie pracuję - odrzekła spokojnie Nell.- Przebywanie z tobą nie jest pracą.Oczy Liz zwilgotniały.Przygryzła wargę.- Popatrz na mnie.teraz jestem jak dziurawy garnek.Nie mogę przewidzieć nawet własnych reakcji.Cały dom kręcił się wokół niej.Lulu słu\yła nieocenioną pomocą; jej ogromne ciało i niezwykła siła umo\liwiałyjej noszenie wątłego ciała Liz, a silny i stały charakter powodował, \e nie reagowała na słowne zaczepki, atakigniewu i rzucanie w nią ró\nymi przedmiotami.- Ma pełne prawo tak się zachowywać.- Lulu wzruszała tylko ramionami.- Ja te\ byłabym wściekła.Za ka\dym razem, kiedy Nell wracała z Ameryki, przywoziła coś dla Liz.Ostatnia płyta z musicalem Sondheima,naręcze plotkarskich magazynów, pół kilo masła orzechowego, butelka d\inu tanqueray, atłasowa poduszeczka odBloomingdale a wypełniona pachnącymi ziołami.Jednak najbardziej uszczęśliwiało Liz słuchanie o sukcesachNell - i okazjonalnych pora\kach.Do sukcesów na pewno zaliczał się obuwniczy fetyszysta.Nell zawsze spotykała się z nim po południu - to musiało być popołudnie i musiała mieć na sobie cieniutkieczarne pończochy przypięte do staromodnego pasa, te\ czarnego, pasującego do stanika o bardzo płytkiej mi-seczkach.Tych rzeczy nigdy z siebie nie zdejmowała.Potem przymierzała buty, para za parą.Były zawsze w tymsamym stylu; na szpilkach, z paseczkami wokół kostek, przetykane złotem, wysadzane diamentami, wykonane ztęczowego jedwabiu.Siedziała w ogromnym fotelu, a mę\czyzna klęczał u jej stóp i dopasowywał buty, pieścił je iprzytulał do policzka.Oczy mu błyszczały, a na twarz występowały rumieńce [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl