[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Tak, ale będzie to naprawdę ostatni raz  dodałodziecko.Kiedy wychodził ze sklepu w swoich nowych chodaczkach, deszcz przestał padad iznowu zaświeciło słooce.Chociaż ludzie w Ars byli przyzwyczajeni do cudów, to jednakuzdrowienie chłopca wywołało sensację.Ze wszystkich stron padały dociekliwe pytania,kierowane do matki i syna, tak że trzeba było bez kooca zapewniad, że to ośmioletniedziecko rzeczywiście było sparaliżowane, a teraz zostało uzdrowione. Jest tu sporo ludzi z Saint-Romain, którzy od lat znali chorobę mego dziecka powtarzała kobieta.Także wiele osób z tej samej wioski, którzy jako pielgrzymi przyszlido Ars, potwierdzało prawdziwośd cudu.Mały zaś Janek szybko uwolnił się odniekooczących się pytao. Przecież widzicie sami, że mogę biegad.A teraz zostawciemnie.Chcę poskakad z innymi dziedmi.Wieśd o uzdrowieniu kaleki i sparaliżowanego dziecka doszła także do uszu chorej,leżącej w domu Marii Ricotier. Czy i mnie także pomoże?  zapytała nieszczęsnasuchotnica. Ostatnio uzdrowił siostrę Dorotę z Domu Opatrzności w Vitteaux, którateż chorowała na płuca.Lekarze ją opuścili, lecz wyjechała z Ars zupełnie zdrowa. Oby i na mnie dokonał się cud! %7łeby tylko święty proboszcz przyszedł i położyłna mnie ręce!  Wola boska!  odrzekła Maria Ricotier. Niech się pani całkowicie zdana wolę Bożą.Wtem drzwi się otwarły.Nie był to jednak ksiądz, Vianney, ale ksiądz Toccanier.Powiedział mu ksiądz o mnie?  zapytała chora. Tak jest, opisałem mu dokładnie stanpani. I co powiedział?  Powiedział: Osoba, o której mi ksiądz mówi, jest miła Bogu.Krzyż, jaki dzwiga, posłuży jej za drabinę do nieba.Chora z powrotem opadła na poduszkę i zamknęła oczy.Po chwili jednakotworzyła je znowu i powiedziała do księdza Toccanier:  Dziękuję księdzu.Niech siędzieje wola Boża!W tym samym czasie dama w żałobie, która po widzeniu się ze świętymproboszczem w zakrystii, zmieniła się nie do poznania, powiedziała do księdza, który jej163 towarzyszył:  Jutro wyjeżdżam do Paryża.W Ars znalazłam to, czego na próżnoszukałam wszędzie: pokój serca. Przepraszam za niedyskrecję, ale chciałem panią zapytad o przyczynę tejzmiany? Słyszałem jedno czy drugie słowo, skierowane przez panią do księdza Vianneya,ale sensu nie mogłem uchwycid. To długa historia, którą mogę streścid w paruzdaniach.Mój mąż, oficer, został wyrzucony z wojska za przewinienie, które mu mylniezostało przypisane.Zrozpaczony, postanowił popełnid samobójstwo.Rzucił się z mostudo Sekwany.Byłam zupełnie załamana, kiedy stanęłam nad jego zwłokami.Byłamprzekonana, że nieszczęsny przez swoje samobójstwo wraz z życiem ciała utracił równieżżycie duszy.Ale święty proboszcz powiedział, że jest zbawiony. Czy ksiądz Vianney znał panią lub pani męża?  Nigdy nas nie widział ani nigdyo nas nie słyszał. A zatem niech pani ufa.Rzeczy na pewno mają się tak, jak to świętypowiedział.Cuda dotyczące duszy są większe niż cuda dotyczące ciała.Ostatnim penitentem, jakiego pózną nocą wyspowiadał ksiądz Vianney, byłFranciszek Dorel, który wiele godzin czekał na swoją kolej.Jakkolwiek mężczyzni, którzyspowiadali się w zakrystii, nie musieli tak długo czekad jak kobiety w kaplicy świętegoJana Chrzciciela, to także ich cierpliwośd bywała wystawiana na ciężką próbę. Dobrze, mój przyjacielu.Już dosyd długo miałeś serce przywiązane do próżnościtego świata, ale teraz będziesz miał czas na pokutę.-- Co to znaczy?  zapytał myśliwy. To znaczy, że zostaniesz trapistą. I rzeczywiście Franciszek Dorel w kilka lat pózniejwstąpił do klasztoru trapistów Notre-Dame d'Aiguebelle.Brat Arseniusz  takieotrzymał imię w zakonie  oświadczył pewnego razu, że swoje nawrócenie zawdzięczadwom istotom: świętemu proboszczowi z Ars i swojemu psu.Bardzo pózno ksiądz Vianney opuścił konfesjonał i poszedł uklęknąd przed figurąświętej Filomeny. Miałbym wiele powodów, żeby ci natrzed uszu, moja droga Zwięta.Nie dotrzymałaś naszej ugody.Nie posłuchałaś swego proboszcza.Czy zapomniałaś, co cipoleciłem? Nie powinnaś więcej cudów działad w Ars.Nagana proboszcza zdawała się nie wywierad żadnego wrażenia na Zwiętej.KsiądzVianney natomiast sądził, iż słyszy, jak ona mu odpowiada:  Mój dobry księżeproboszczu, czyż sam nie przysłałeś do mnie dwóch kalek? Dlaczego więc czynisz mi terazwymówki? Powinieneś je sam sobie wziąd do serca. W rzeczywistości to ty masz rację.Jeżeli ja narzekam, to tylko z powodu tegohałasu, jaki powstaje na temat tych wydarzeo.Ale rób, co uważasz za słuszne.ZNAK MADONNY (1857-1858)Niczym jakaś lawina, pielgrzymi z Francji i z sąsiednich krajów całymi tysiącamizalewali Ars.Wszyscy oblegali konfesjonał, którego ksiądz Vianney od wielu już lat był164 więzniem.Często dostawał mdłości, tak, że na kilkanaście minut tracił przytomnośd.Czasem nawet trzeba go było, omdlałego, wynosid na plebanię.Jednakże już pierwsza godzina nowego dnia zastawała go znowu w tym więzieniu,gdzie walczył z grzechem.Radził, ostrzegał, błagał, płakał, pocieszał, nawracał.Jednemuwystarczało kilka słów, płynących z głębi serca, do innego trzeba było mówid długo isurowo, by rozniecid w nim iskierkę dobrej woli.Najczęściej jego nauka była bardzo krótka, lecz rozbudzała w duszy odzew, którynie dawał spokoju.Pewnemu proboszczowi, uskarżającemu się na swoje kłopoty, ksiądzVianney powiedział tylko tyle:  Mój przyjacielu, zanurz je wszystkie głęboko wcierpliwości Zbawiciela [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl