[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zwolnił kroku, zostawił tajgę w tyle i wyszedł nazaśnieżone pole.Odetchnął z ulgą, bo w oddali widział już zarysy chutoru. Jeszcze tylkotrochę i już jestem w domu.Ale ze mnie głupi tchórz! Aniuta, akurat, Aniuta.Tak jak wtedy,kiedy mnie w tym samym miejscu łoś przestraszył.Poprawił chleb pod kufajką i bezwiedniejeszcze raz się obejrzał.A tam.A tam, zaledwie kilkanaście kroków za nim, po jego śladachdreptał wilk! Staszek struchlał.Na tyle już znał wilcze łowcze nawyki, by wiedzieć, że gdybyteraz spróbował uciekać, to zwierz zacznie na niego polować.Wilk też przystanął, by pochwili przyjąć psią postawę  siad.Gapił się na chłopaka, a chłopak na niego.I chybaobydwaj nie bardzo wiedzieli, co dalej. A może to nie wilk? Może zwykły pies, jakiś wilczurzabłąkany?.Mała nadzieja.Staszek znał wszystkie miejscowe psy.Były to wyłączniecharakterystyczne syberyjskie łajki, żadnego wśród nich wilczura.Czas płynie, a chłopak iwilk nadal trwają w niezmienionej pozycji.Krzepnący mróz przenika Staszka do kości.Chleb! - mignęła mu zbawcza myśl.Może na chleb ta bestia się skusi.Zgrabiałą ręką sięgnąłpowoli za pazuchę.Zaniepokojony tym ruchem wilk czujnie wstał na cztery łapy.Chłopak skubnął kawałeczek chleba, wolno przykucnął i położył go na ścieżce.Wilk, jakby szykując się doskoku, cofnął się nieco, ale znów przysiadł.Uniósł pysk i chyba węszył.Nie spuszczając zniego wzroku, Staszek wolniutko wycofywał się tyłem w stronę chutoru.Wilk równieżwolniutko, wciąż utrzymując dystans, ruszył jego śladem i ku radości chłopaka kłapnąłpaszczęką, zlizał chleb ze ścieżki.Dobra nasza! Z następnym kawałeczkiem było to samo.Taka ceremonia między wilkiem a chłopakiem powtarzała się prawie do samego chutoru.Dalej, za opłotki, wilk podejść się nie odważył.Gdy Staszek zatrzasnął za sobą drzwiizbuszki, był spocony ze strachu.A najgorsze, że skarmił chleb do okruszyny.Bronia kiwałagłową ze zrozumieniem, tylko mały Tadek żałośnie rozpłakał się.z głodu.Wilki.Na Syberii było ich sporo i zwłaszcza w zimie włóczyły się całymi sforami.Wtajdze miały swoje władcze ogromne terytoria.Pokazywały się niechętnie, w lecie podludzkie sadyby raczej nie podchodziły.Co innego w mrozne zimy, wtedy wygłodniałezjawiały się tam w nadziei na okazyjny łup i po nocach wyły ponuro.Tak było w Kaluczem,Kajenie, tak było i tutaj, nomen omen, na Wołczym Chutorze.Wśród miejscowych krążyły owilkach niesamowite opowieści.A to, jak którejś zimy te wygłodniałe bestie wpadły dosowchozowego cielętnika i nie dość, że wszystkie cielęta wycięły, to i stróż ledwie z życiemuszedł i nawet strzelba mu nie pomogła.Albo jak to pewien samotny chłop w zimie naKozacką Polanę po siano pojechał i nie wrócił.Dopadły go wilki i z chłopa, jego konia, anawet z uprzęży, tylko krwawe strzępy na śniegu zostały.Albo jak to wygłodniała wilczasfora nawet samego cara tajgi, ogromniastego Miszkę Szatuna, z zimowej gawry wydrapała idała mu radę.Albo jak to wilki nawet takiego potwora jak ta czortowa rosomacha się nieboją.Albo, zwłaszcza na przedwiośniu, kiedy przygrzewające słoneczko kopne śniegi zwierzchu w lodową skorupę zamieni, jak to zmyślnie całą sforą na łosie, sarny i jeleniepolują.Ludzie tajgi nie lubili wilków i przy każdej okazji tępili je bez litości.W latach wojny,kiedy w tajdze zabrakło mężczyzn i prawdziwych myśliwych, wilki rozpleniły się wnadmiarze i rozzuchwalone coraz natrętniej dawały się we znaki ludziom i domowymzwierzętom.W Borowince też, nie dalej jak zeszłego lata, wilki zbłąkaną krowę dziadkowiMikiszce rozszarpały.Pewnie dlatego dziadek Mikiszka był pierwszym, który w Staszkową opowieść ospotkaniu z wilkiem skłonny był uwierzyć.Choć i on miał niejakie wątpliwości.- Wilk, mówisz, to był? Może i wilk, ale coś mi się zdaje, że to chyba mieszaniecjakiś.Bywa, że wilczyca w rui znajdzie okazję i z jakimś domowym psem się zapomni.Rzadko, ale bywa.Wtedy ma takiego bękarta w przychówku.Wyjdzie z takiego ni to pies, ni wydra, a już na pewno nie rasowy wilk, i wtedy wilczyca, niby wyrodna matka, takiegoszczeniaka porzuca.A kiedy ten mimo wszystko przeżyje, nikt się do niego nie przyznaje, aniwilki, ani psy.Aazi ci potem taki odrzutek samotnie, w tajdze za bardzo sobie nie radzi i anido wilków, ani do ludzi się nie nadaje.Słowem, marny los go czeka.Tak i z tym twoimmogło być.Jakoś też nie słyszałem, żeby prawdziwy wilk na chleb albo na kartofla siępołasił.Wilk, nie wilk.Staszka bardziej ciekawiło, czy go jeszcze kiedyś zobaczy.Rano iwieczorem, przemierzając tą samą ścieżką tajgę, bacznie za tym nocnym  wilkiem sięrozglądał.Nie było go dzień, drugi, i chłopak poczuł się nieco zawiedziony.Miał racjęMikiszka, przybłęda to pewnie jakiś był, nie wilk, a takiego stracha mi napędził, myślał.Aż tunie wieczorem, tylko któregoś wczesnego ranka, kiedy śpieszył do pracy, go dostrzegł.Na tejsamej polanie, kilkadziesiąt kroków od ścieżki, stał stóg siana, teraz śniegiem przysypany.Wilk zawzięcie grzebał u podnóża stogu, pewnie na myszy polował. Chyba ten sam? Nawetmnie nie widzi, taki zajęty.Gwizdnę na niego, co mi tam.Najwyżej spłoszy się i ucieknie.Ajak do mnie skoczy? Eee tam.Gwizdnął cichutko przez zęby.Wilk gwałtownie przysiadł,uszy w szpic i ustawił się mordą do chłopaka. Zachciało mi się gwizdać.A jak mnie pogoni?Nawet kawałeczka chleba przy sobie nie mam.A może jeszcze inne tam są?.Nie skoczył.Nie uciekł.Jeszcze chwileczkę popatrzył w jego stronę i znów zajął się energicznymgrzebaniem w stogu.A to ci dopiero! Staszek z podziwem pokręcił głową i oglądając sięprzez jaki czas, pobiegł do roboty.Ale wieczorem wilk jakby tylko na niego czekał.Pojawił się w tym samym miejscu itak jak za pierwszym razem, wlókł się za Staszkiem o kilkanaście kroków.Zabawa siępowtórzyła: wilk przysiadał, kłapał zębami i zlizywał skąpo kruszony chleb.O nie, bracie,tym razem wszystkiego ci nie dam, postanowił Staszek.Wilk znów odprowadził go doopłotków chutoru.Od tego czasu Staszek widywał tego dziwnego wilka często.Zauważył też, że wilkszczególnie sobie ów samotny stóg siana upodobał i chyba nawet legowisko tam sobiewymościł.Jeszcze kilka razy Staszka na chutor wieczorem odprowadzał, okruszyny chlebawypraszał.Na śmietniku obok stołówki chłopak solidną kość z nogi łosia wypatrzył.W samraz dla ciebie, pomyślał.Nie będziesz się moim chlebem opychał.Ostrożnie podchodził z tą kością do stogu, bo wilka na ścieżce nie widział.Ale tambył.Zaskoczony, śmignął z legowiska na bezpieczną odległość.Przysiadł.Patrzył.- Masz tu kość, nie bój się mnie, nie bój.Nie podszedł, ale też nie uciekał.Staszek zostawił mu kość i wycofał się na ścieżkę. Dopiero wtedy wilk skoczył, capnął kość i oglądając się, potruchtał do pobliskiej tajgi.Pod koniec zimy Dingo pozwalał Staszkowi zbliżyć się na parę kroków.Chłopakmógł przyjrzeć mu się z bliska.Był to potężny zwierzak, z wyglądu i szaroburegoumaszczenia prawdziwy tajgowy wilk [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl