[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie, dziękuję - powiedział, gdy podała mu kieliszek wina.Zauważył, że w drugiej ręce trzymała małe lusterko.- Francuski piesek, co? Jestem legalną żoną McGratha, wiepan? Chce pan zobaczyć mój paszport? A może się pan boi, że112 rzucę na niego urok? Nie jestem czarnuchem, nie jestem gorsza odpana.A może ma pan coś przeciwko Walijczykom? Kupa ludzi toanty-Walijczycy.Właściwie to jestem walijską Australijką, to znaczymoi rodzice byli Australijczykami z Walii, tylko, że wrócili do domui urodziłam się w Rhyl i tam wygrałam konkurs piękności.Mogłamzostać modelką.Pan jest Anglikiem?- Nie, Szkotem.- Jezu, to tak jak McGrath, tylko, że on jest południowolondyńskąhieną.Urodził się w Croydon.A przy okazji - mam na imię Judy.A nie, przecież już mówiłam.Przepraszam na chwilę, muszę sięprzebrać.Pani McGrath zniknęła w drugim pokoju, po drodze zgarniającz podłogi halkę.Wróciła chwilę pózniej w bardzo krótkiej, zielonej,bawełnianej sukience, szczotkując swe kręcone, czarne włosy, któregęstą falą spływały na jej plecy.Na dole były podwinięte, coupodabniało ją do Egipcjanki.Ducane wstał.Teraz zrozumiał, że tym, co go zdumiało w paniMcGrath była po prostu jej wyjątkowa uroda.- Zmieniłem zdanie.Czy mogę prosić o kieliszek wina?- Pewnie.Proszę, oto pański kieliszek.Niech pan siada, niechpan siada.Zmieszczę się koło pana.O, tak.Nie będzie panuprzeszkadzało, jeżeli będę szczotkować włosy? A to pech, noszęrajstopy, nie ma się na co patrzeć.Pani McGrath, usiadła koło Ducane'a i ostentacyjnie założyłanogę na nogę.Ducane sączył wino.Gdyby rzeczywiście chciała rzucićna niego urok, w tej chwili nie miałby nic przeciwko temu.Pokójzaczął pachnieć alkoholem, a może był to zapach pani McGrath.Ducane uświadomił sobie, że jest lekko wstawiony.Odwrócił sięi spojrzał na nią.Głęboko wcięta, zielona sukienka odsłaniała zagłębienie pomiędzy krągłymi, miękkimi, białymi piersiami.Twarz pani McGrath,nie nosząca ani śladu makijażu, teraz wyglądała na bledszą i byłaprzezroczyście kremowa pod brązową opalenizną.Kręcone, czarnewłosy trzaskały i unosiły się pod równymi pociągnięciami szczotki. Czarna Dama" - pomyślał Ducane.-  Circe".Zimne, niebieskie oczy obserwowały go ze spokojem.Wciąższczotkując włosy, sięgnęła lewą ręką po swój kieliszek. Cyk, cyk!"113 - delikatnie stuknęła nim o kieliszek Ducane'a i energicznie skręcającnadgarstek, zewnętrzną stroną dłoni pogładziła jego dłoń.Szczotkaznieruchomiała.Ręka pani McGrath wciąż dotykała jego ręki.Ducane miałuczucie, jakby go coś parzyło, a jednocześnie długa, ciepła włóczniazatapiała się głęboko w jego ciało.Nie cofnął ręki.Szczotka upadła na podłogę.Pani McGrath wzięła w prawą rękękieliszek swój i Ducane'a i odstawiła je na stolik.Jej lewa ręka jakwąż zaciskała się wokół jego dłoni.Ducane spojrzał w jej niebieskie, teraz bardzo rozmarzone oczy.Powoli pochyliła się ku niemu i niezwykle delikatnie dotknęła ustamijego ust.Przez sekundę czy dwie trwali tak - usta przy ustach.Potempani McGrath wsunęła ręce pod jego ramiona i gwałtownie się naniego rzuciła, miażdżąc pocałunkiem jego wargi.Ducane poczuł jejjęzyk.Po chwili uwolnił się i wstał.Pani McGrath nie poruszyła się, nadal wyciągając ręce, jakby goobejmowała.Jej oczy barwy Morza Północnego były teraz zwężone,rozbawione, drapieżne i przebiegłe.- Panie Misiu, panie Misiu - powiedziała miękko.- Podobasz misię.Gdy pózniej Ducane analizował swoje zachowanie, doszedł downiosku, że nie ma sobie nic do zarzucenia.W tamtej chwili jednakczuł przede wszystkim intensywną, nieodpowiedzialną fizycznąrozkosz, związaną ze wszystkimi szczegółami ciągu minionychwydarzeń, jak gdyby ich wszystkie posunięcia od momentu, kiedydotknęły się ich ręce, skomponowały się w jego systemie nerwowymw jakiś rozedrgany wzór.Czuł radość człowieka, któremu na szyjęzupełnie niespodziewanie zarzucono wielką girlandę kwiatów.Czułteż natychmiastową potrzebę szczerej rozmowy z panią McGrathi wyjawienia jej nieprzyjemnej prawdy.- Pani McGrath, to prawda, że nie jestem z policji, ale przychodzętu jako przedstawiciel departamentu rządowego, w którym pracujepani mąż - wyrzucił z siebie.- Pani mąż niestety ma kłopoty i muszęmu zadać parę dosyć nieprzyjemnych pytań.- Jak się nazywasz? - spytała Judy McGrath, zmieniając pozycjęna wygodniejszą.- John Ducane.114 - Jesteś słodki.Ducane przysiadł ostrożnie na jednym ze stolików, przesunąwszy na bok rodzinę różowych świnek z porcelany.- Obawiam się, że sprawa może okazać się poważna.- Jesteś bardzo słodki.Wiesz co? Napij się jeszcze wina.Co chceszusłyszeć od McGratha? Może ja bym ci mogła coś powiedzieć?Ducane zadał sobie pytanie, czy może z tego skorzystać.I jakaśzawodowa bezwzględność, jeszcze wzmocniona przez właściwe mupoczucie winy, osłabiające teraz jego rozkosz, odpowiedziała - tak.- Pani McGrath, pani mąż szantażował pana Radeechy'ego -powiedział poważnym tonem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl