[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- I trzymałeś je tutaj?208 - Niektóre w domu, inne tutaj, dopóki były potrzebne.Oczywiście karmiłem je, ale przez większość czasu chyba spały.Pewnie dlatego, że tu ciemno.Tych parę przyniosłem tuż przed tym,jak to się stało, to znaczy mam na myśli pana Radeechy'ego.Ducane odwrócił głowę od małego, miękkiego kłębowiskaw klatce.- Nie przyszło ci do głowy, żeby zejść na dół i je wypuścić?McGrath wyglądał na zdziwionego.- Jezu, nie.Nawet o tym nie pomyślałem.Nie chciałem tuprzychodzić bez potrzeby.No, a skoro biedny pan Radeechy nie żył,co miałem sobie zawracać głowę paroma gołębiami?Ducane aż się wzdrygnął.Lichtarz zaczął mu ciążyć w ręku.Trochę się przechylił i gorący wosk spłynął mu na nadgarstek i rękawpłaszcza.Duncane'owi nagle zrobiło się słabo; uprzytomnił sobie, żeodkąd wszedł do tego pomieszczenia, czuje się apatyczny i senny.Miał nieprzepartą chęć zrzucić wszystko z materaca i samemu się nanim położyć.Po raz pierwszy zaczął się zastanawiać, w jaki sposóbwietrzy się ten pokój.Nie było czym oddychać.Głęboko wciągnąłpowietrze, lecz od panującego zaduchu zrobiło mu się niedobrzei zaczął spazmatycznie kasłać.- Obrzydliwy smród, co? - powiedział McGrath, który wciążklęczał na jednym kolanie koło klatki, obserwując Ducane'a.- Alewie pan, to nie tylko te ptaki.To on.- On ?- Pan Radeechy strasznie śmierdział.Nie zauważył pan?Ducane przypomniał sobie, że Radeechy rzeczywiście zawszejakoś nieprzyjemnie pachniał.Raz w biurze podsłuchał, jak urzędnicysię z tego wyśmiewali.- Jeżeli to już wszystko, to możemy iść - powiedział.Odwrócił się z powrotem do ołtarza.Złota kapa w czarne szyszkileżała niechlujnie rzucona na jednym końcu materaca.W blaskuświecy Ducane zauważył, że jest ona postrzępiona i brudna; z jednejstrony, tuż przy brzegu widniała nieregularna, brązowa plama.- Chciałeś mi pokazać coś jeszcze?- Wiele już pan zobaczył.Niech pan spojrzy, już nic tutaj nie ma.Trochę puszek, zapałek i papierosy pana Radeechy'ego, dzięki mu zato.Pod ławami pusto, tylko te zdechłe gołębie.Ale niech się pan samrozejrzy, proszę pana, niech się pan sam rozejrzy.209 Ducane przeszedł wzdłuż ścian pokoju, a potem odwrócił sięi spojrzał na McGratha, który stał tyłem do krzyża, intesywniewpatrując się w Ducane'a.Ducane zauważył, że McGrath trzyma biczi palcem lewej ręki bawi się jego cienkim, spiczastym końcem.Jegooczy były niczym puste, jasnoniebieskie plamy. To ta ponura atmosfera tak mnie ogłupia" - pomyślał Ducane.-  Zło jest ponure, to coś małego i ukrytego, to kurz sypiącysię z pajęczyn, plama krwi na kapie, kłębowisko martwych gołębiw drewnianej skrzyni." To, o co Radeechy tak wytrwale zabiegał i cogo w końcu owionęło swym odrażającym oddechem, nie było aniwspaniałe ani monumentalne.To maleńkie siły, pozbawione wdziękui zszargane.A jednak, czyż zło nie potrafiło skazać człowieka napotępienie, czyż nie było tu wystarczająco dużo ciemności, by zabićludzką duszę?  Ono jest we mnie" - pomyślał Ducane, wpatrującsię w puste, jasnoniebieskie nieruchome oczy McGratha.-  Zło jestwe mnie.Na zewnątrz nas istnieją demony i siły, Radeechy igrałz nimi, ale to karzełki w porównaniu z ogromnym złem, prawdziwymzłem, które jest we mnie.To ja jestem Lucyferem." Wraz z tą myśląprzepłynął przez niego strumień ciemności, który był jak świeżepowietrze.Czy Radeechy czuł ten napływ czarnej łaski, gdy stałprzed odwróconym krzyżem, stawiając mszał na brzuchu nagiejdziewczyny?- Co się dzieje, proszę pana?- Nic.- Ducane postawił świecę na najbliższej ławie.- Czuję sięnieco dziwnie.Brakuje mi powietrza.- Niech pan na chwilę usiądzie.Tu jest krzesło.- Nie, nie.Co to za dziwne znaki na ścianie za tobą?- Och, to pewnie pamiątki po żołnierzach.Ducane przechylił się przez materac i przyjrzał się z bliska białejścianie.Była pobielona wapnem, a dzięki gęstemu wzorowi z graffiti,sięgającemu od sufitu do podłogi, wyglądała jak oklejona tapetą.Jakieś zwykłe notatki i uwagi były oznaczone datami z czasów wojny.Było też parę rysunków męskich organów w różnych sytuacjach.Takudekorowana ściana za krzyżem stanowiła jego tło - zaskakującoprzyjazne i ludzkie, niemalże dobre.Wzrok Ducane'a przykuły znaki, wyglądające na nowsze,wykonane niebieskim atramentem.Przykrywały ołówkowe bazgroły210 żołnierzy.Ducane rozpoznał parę starannie narysowanych pentagramów i heksagramów.Obok nich Radeechy drobnym, pedantycznymcharakterem napisał Asmodeus, Asłarołh, a pod spodem Czyń, co cinakazuje prawo.Tuż nad krzyżem widniał ogromny, niebieski kwadrat,który, jak się okazało, składał się z drukowanych liter.Wyglądałnastępująco:O Y P A T E AH R O T A S RC O P E R A DE T E N E T OE A R E P O MD S A T O R IO A R S U N A- Co to znaczy?- Jezu, nie mam pojęcia.To jakiś dziwny język.Pan Radeechynapisał to któregoś dnia.Kazał mi uważać, żebym tego nie zmazał,kiedy będę ścierać kurze.Ducane wyjął notes i przerysował kwadrat.- Wracajmy - powiedział do McGratha.- Jeszcze chwilę, proszę pana.Obaj stali oparci o stół.Zwielokrotniony w blasku stojącychza nim świec cień odwróconego krzyża migotał na ich dłoniach,spoczywających na brzegu ławy.McGrath w prawym ręku wciążtrzymał bicz, opuściwszy go teraz wzdłuż nogi.Lekko się pochylając,Ducane delikatnie wyjął go z dłoni McGratha i rzucił za siebie,na materac.Gdy dotknął palców McGratha, ujrzał bardzo wyrazniejego głowę i ramiona, jak gdyby były obramowane aureolą światła:rudozłote włosy, wąska, blada twarz, czyste niebieskie oczy.Było cośnowego w tym obrazie. Po raz pierwszy widzę, że jest młody" -pomyślał Ducane.-  Nie, nie, po raz pierwszy widzę, że jest piękny."Zacisnął rękę na brzegu stołu, ryjąc paznokciami w drewnianymblacie.- Nie kłóćmy się, dobrze, proszę pana?- Nie wiedziałem, że.że się kłócimy - powiedział Ducane pochwili [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl