[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To mu przypo-mniało, że Nick ma niesłychanie długie rzęsy jak na mężczyznę.Toby spojrzał na uchylone drzwi.Na podeście było ciemno, w domu panowała ci-sza.Chciał teraz zmówić pacierz.Ukląkł zerkając niespokojnie na drzwi, ale nie mógłsię skupić.Wstał i przeszedł przez pokój.Na drzwiach był od wewnątrz rygiel.Bardzocicho zamknął drzwi i zasunął rygiel.Rygiel nie zazgrzytał.Wrócił i po raz drugiukląkł przy łóżku, z zamkniętymi oczami.Natychmiast rozległo się drapanie.Murphystał przy drzwiach skrobiąc tępymi, twardymi pazurami po szparze.Toby zerwał się iotworzył drzwi, ale pies nie chciał wyjść.Stał patrząc na niego z wyrazem denerwują-cej życzliwości, a gdy Toby ukląkł po raz trzeci, Murphy podszedł i stanął tuż obok zidiotycznym ugrzecznieniem, owiewając mu kark oddechem.Toby poddał się.Zanad-to zmęczony na jakiekolwiek dalsze próby, zgasił światło i zostawiwszy drzwi otwartewpełzł do łóżka.Poczuł szarpnięcie, gdy Murphy wskoczył za nim, i zaraz potem cie-pły ciężar ułożył mu się na nogach.Przepojone nocnymi aromatami powietrze płynęłołagodnie od okna ku półotwartym drzwiom.W chwilę pózniej chłopiec i pies spalikamiennym snem.ROZDZIAA VBył następny ranek.Tuż po szóstej zbudziło domowników dzwonienie, Dora wie-działa jednak, że dotyczy tylko tych, którzy idą na mszę.Paweł wstał wcześnie, ale niepo to, żeby się modlić, tylko żeby pracować.Dora udawała, że śpi, i przyglądała musię, gdy pisał przy stole przysuniętym do samego okna.Blade słoneczne światło wcze-snego poranka letniego wypełniło pokój i Dora dostrzegała z łóżka bezchmurne niebo,prawie pozbawione koloru i zapowiadające następny upalny dzień.Przypomniała so-bie zmartwiona, że jej letnie sukienki zginęły wraz z walizką i że będzie musiała zno-wu włożyć gruby kostium.Ponaglana przez Pawła wstała wreszcie i zaledwie zdążyła na śniadanie podawane opół do ósmej.Refektarzem bractwa była duża sala na parterze pomiędzy dwomaskrzydłami kamiennych schodów, której drzwi wychodziły na żwirowany taras.Posił-kom w Imber towarzyszyło milczenie.Podczas obiadu i kolacji któryś z braci czytałna głos, ale zwyczaj ten nie obowiązywał przy śniadaniu.Dorze podobała się ta cisza,bo dzięki niej nie musiała się wysilać, a w każdym razie mogła ograniczyć swoje wy-siłki do gestów i uśmiechów, których się nie wystrzegano, a które inicjowała prze-ważnie pani Markowa albo James.Pijąc herbatę i jedząc grzanki spoglądała ponadżwirem rozprażonego już tarasu na jezioro, lśniące w słońcu ostrym blaskiem.Po śniadaniu pani Markowa zawiadomiła Dorę, że postara się znalezć rano chwilęczasu i oprowadzi ją po domu i posiadłości.Wpadnie po nią do pokoju o dziesiątej.Paweł, który tymczasem telefonował, wrócił z dobrą nowiną, że walizka znalazła się ima być odesłana na stację.Ktoś w przedziale spostrzegł, że ją Dora zostawiła.Nato-miast kapelusz słomkowy przepadł.Dora obiecała, że pójdzie przed obiadem na dwo-rzec i przyniesie walizkę.Takie załatwienie sprawy wydało się Pawłowi właściwe,oddalił się więc w kierunku Opactwa, żeby podjąć pracę nad manuskryptem.Powie-dział Dorze, że w czasie obchodu pani Markowa na pewno ją do niego przyprowadzi.Paweł był tego ranka łagodny i Dora jeszcze mocniej utwierdziła się w przekonaniu,że jej powrót bardzo go ucieszył.Natychmiast i w sposób najprostszy w świecie zrobi-ło jej się przyjemnie, że mu zrobiła przyjemność, a to, wraz ze słońcem i pewną nie-pokonaną żywotnością jej natury, sprawiło, że poczuła się prawie wesoła.Zerwałakilka polnych kwiatków nad brzegiem jeziora i poszła do swojego pokoju, żeby tamczekać na panią Markową.Rozglądając się po pokoju pomyślała, jak przyjemnie jest mieszkać znów w za-mkniętej przestrzeni, którą można urządzić po swojemu, skromnymi środkami.Widokpustego wnętrza zbudził w niej tęskne wspomnienia pokoi, w których mieszkała wLondynie przed ślubem, ubogich kawalerek na Bays water, w Pimlico, Notting Hill;jakże ona je lubiła ozdabiać afiszami i innymi mniej lub bardziej zwariowanymi deko-racjami, wykonywanymi za grosze przez nią czy przez jej przyjaciół.Mieszkanie Paw-ła na Knightsbridge, które tak ją początkowo oszołomiło, pózniej przez kontrast wy-dawało jej się pozbawione życia, jak muzeum.Ale na tym pokoju w Imber Paweł niewycisnął piętna.Przestrzegł ją, że wszystkie pomieszczenia muszą być codzienniesprzątane, i scedował na nią tę funkcję.Znalazła już schowek na podeście, gdzie trzy-mano szczotki, i bardzo skrupulatnie zamiotła pokój.Pościeliła łóżko i zrobiła porzą-dek w rzeczach Pawła, ułożyła ie z uwagą w równiutkie stosy.Zrobiła z polnychkwiatów starannie przemyślany bukiet i wstawiła je do kubka buchniętego z łazienki.Wyglądały ślicznie.Zastanawiała się, co by jeszcze zrobić, żeby pokój wyglądał ład-niej.Rozległo się pukanie i weszła pani.Markowa.Dora tak zupełnie o niej zapomniała,że teraz podskoczyła na jej widok. Przykro mi, że czekałaś powiedziała pani Markowa. Możemy iść na naszmały obchód? O tak, z wielką chęcią! odparła Dora chwytając żakiet i narzucając go sobiena ramiona. Mam nadzieję, że się nie pogniewasz, jak ci powiem ciągnęła pani Markowa że my nie trzymamy kwiatów w domu. Spojrzała krytycznie na bukiet Dory.Urządzamy nasze wnętrza możliwie najprościej.wiczymy się w pewnej surowości. Och! wy bąkała Dora czerwieniąc się. Zaraz je wyrzucę.'Nie wiedziałam. Nie trzeba powiedziała wspaniałomyślnie pani Markowa. Zatrzymaj tenbukiet.Wolałam cię jednak uprzedzić na przyszłość.Na pewno wolisz, żebyśmy ciętraktowali jak jedną z nas
[ Pobierz całość w formacie PDF ]